Rz: Niska inflacja sprawia, że Polacy zaczynają kupować coraz więcej, indeksy PMI też wskazują, że przemysł ma się coraz lepiej. Wychodzimy z dołka?
Stanisław Gomułka: W przeszłości takim średnim tempem wzrostu gospodarczego było ok. 4 proc. i przy tym tempie mieliśmy stabilną sytuację na rynku pracy. Nie jestem pewien, czy w najbliższych paru latach tempo wzrostu 4 proc. jest możliwe do osiągnięcia. W I półroczu będziemy rosnąć o ok. 0,5 proc. w relacji rok do roku. W II tempo to może będzie nieco większe, ale niewiele, raczej nie powyżej 1 proc. Pewną poprawę zapewne będziemy mieć w przyszłym roku. Komisja Europejska prognozuje, że polska gospodarka powiększy się w 2014 r. o 2,2 proc. Nawet wówczas dynamika wzrostu nie będzie dostatecznie wysoka, żeby oczekiwać znaczącej poprawy nastrojów czy sytuacji na rynku pracy. Polska jest krajem doganiającym Zachód. Tempo wzrostu na mieszkańca 1,5–2 proc. jest zadowalające dla krajów wysoko rozwiniętych, dla nas jest zbyt małe. Powinniśmy rosnąć przynajmniej 1, a raczej 2 pkt proc. szybciej niż np. Niemcy.
W I kw. osiągnęliśmy dno?
Tak, właściwie to ten dołek ciągnie się już od IV kw. 2012 r. Popyt krajowy w Polsce spadł o 0,2 proc. w ubiegłym roku, ale nieco silniejszy spadek miał miejsce w II połowie ubiegłego roku i ta sytuacja stabilnego popytu wewnętrznego na niskim poziomie jest kontynuowana w tym roku. Tylko dzięki eksportowi netto utrzymujemy się nad wodą.
Kiedy to się zmieni? Kiedy konsumpcja, a nie eksport netto zacznie mieć wpływ na wzrost?