Test greckiego kafelkarza

Wakacyjne podróże mogą być okazją do wielu ciekawych ekonomicznych obserwacji. Pewnie gdybyśmy uważniej przyglądali się temu, co widzimy w świecie, mniej rzeczy by nas potem zaskakiwało.

Publikacja: 15.08.2013 23:49

Test greckiego kafelkarza

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

W roku 2005 byliśmy z żoną na wakacjach na jednej z greckich wysp. Greckie słońce świeciło wtedy bardzo silnie. Nikomu nie śnił się jeszcze żaden kryzys, Grecy chodzili dumni i szczęśliwi z powodu wprowadzonego do obiegu euro, gwałtownie rósł poziom konsumpcji, za unijne pieniądze powstawały drogi, słowem – życie było beztroskie.

Hotel był piękny, basen wspaniały. Ale że od budowy minęło już kilka lat, niektóre płytki przy basenie trzeba było wymienić na nowe. Przez dwa tygodnie z fascynacją obserwowaliśmy pracownika, który to robił – starszego pana o godnym wyglądzie i spokoju starożytnego filozofa. Każdego ranka przynosił sobie rozkładany stołeczek i parasol, a następnie siadał i cierpliwie stukał w kolejne płytki, sprawdzając ich mocowanie. Po jakiejś godzinie zabierał się za usuwanie zidentyfikowanej wadliwej płytki za pomocą małego dłutka. Robił to kawałeczek po kawałeczku, tak że do południa udawało mu się zazwyczaj usunąć niemal całą płytkę. Potem następowała przerwa na posiłek i sjesta, a po południu dalsza część pracy.  Dziennie udawało mu się wykruszyć 1–2 płytki, przez cały czas naszego pobytu pewnie z 10. Na początku drugiego tygodnia zajął się więc wklejaniem nowych płytek. Przy odpowiednim skupieniu i uwadze w pierwszym dniu ułożył chyba 3 płytki, w drugim tyle samo. A następnie najwyraźniej uznał, że coś sknocił, bo zajął się na nowo usuwaniem tych płytek, które właśnie sam ułożył. Kiedy wyjeżdżaliśmy, z 10 płytek, które miał wymienić, zrobiona była mniej więcej połowa, reszta leżała rozgrzebana.

Gdybym wtedy zajął się prawdziwą obserwacją i wyciąganiem ekonomicznych wniosków, zamiast się tylko naśmiewać, nie zaskoczyłoby mnie wcale bankructwo Grecji. Bo finansowe dane można fałszować, a deficyt długo pokrywać pożyczkami. Ale przy takiej pracy, jaką zademonstrował nasz kafelkarz, to się musiało skończyć tak, jak się skończyło. Uwaga: ciekawe ekonomiczne obserwacje można robić nie tylko w czasie zagranicznych wojaży. W końcu test kafelkarza działa i w kraju. Nieco ponad dekadę temu remontowałem mieszkanie. Wyjechałem na cztery dni do pracy, zostawiając bardzo sprawnego kafelkarza z pomocnikiem i zadaniem – kiedy wrócę, łazienka ma być gotowa do użytku. I rzeczywiście była.

Tak się jednak złożyło, że niemal w tym samym czasie rozpoczął się właśnie gruntowny remont toalety w pewnym urzędzie państwowym, w którym biura miał mój ówczesny instytut naukowy. Wykonywała go grupa czterech etatowych pracowników zatrudnionych przez ów państwowy urząd. Odcięli toaletę zasłoną z desek i folii, a następnie wymieniali kafle – przez cztery miesiące. Sądząc z dochodzących zza zasłony rozmów, musieli stale zażarcie dyskutować o tym, czy układać je w karo, czy w kier lub trefl.

Dziś rozumiem, że Grecja jest nie tylko w Grecji. W wielu państwowych instytucjach Grecję mamy i w Polsce. A konsekwencje mogą być podobne...

- Witold M. Orłowski, główny ekonomista PwC w Polsce

.

W roku 2005 byliśmy z żoną na wakacjach na jednej z greckich wysp. Greckie słońce świeciło wtedy bardzo silnie. Nikomu nie śnił się jeszcze żaden kryzys, Grecy chodzili dumni i szczęśliwi z powodu wprowadzonego do obiegu euro, gwałtownie rósł poziom konsumpcji, za unijne pieniądze powstawały drogi, słowem – życie było beztroskie.

Hotel był piękny, basen wspaniały. Ale że od budowy minęło już kilka lat, niektóre płytki przy basenie trzeba było wymienić na nowe. Przez dwa tygodnie z fascynacją obserwowaliśmy pracownika, który to robił – starszego pana o godnym wyglądzie i spokoju starożytnego filozofa. Każdego ranka przynosił sobie rozkładany stołeczek i parasol, a następnie siadał i cierpliwie stukał w kolejne płytki, sprawdzając ich mocowanie. Po jakiejś godzinie zabierał się za usuwanie zidentyfikowanej wadliwej płytki za pomocą małego dłutka. Robił to kawałeczek po kawałeczku, tak że do południa udawało mu się zazwyczaj usunąć niemal całą płytkę. Potem następowała przerwa na posiłek i sjesta, a po południu dalsza część pracy.  Dziennie udawało mu się wykruszyć 1–2 płytki, przez cały czas naszego pobytu pewnie z 10. Na początku drugiego tygodnia zajął się więc wklejaniem nowych płytek. Przy odpowiednim skupieniu i uwadze w pierwszym dniu ułożył chyba 3 płytki, w drugim tyle samo. A następnie najwyraźniej uznał, że coś sknocił, bo zajął się na nowo usuwaniem tych płytek, które właśnie sam ułożył. Kiedy wyjeżdżaliśmy, z 10 płytek, które miał wymienić, zrobiona była mniej więcej połowa, reszta leżała rozgrzebana.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację