Polska gospodarka w II kwartale przyspieszyła, trwa hossa na giełdzie, płyną pieniądze do TFI, a Polacy jako konsumenci najwyraźniej obudzili się z letargu i zaczęli zwiększać zakupy. Na rynku pracy też widać sygnały ożywienia (w lipcu wzrosła nieco liczba ofert pracy), choć ekonomiści na razie są bardzo ostrożni i nie kwapią się z ogłaszaniem powrotu rynku pracownika. Jednak, jeśli nasza gospodarka faktycznie nabierze rozpędu (a wszystko na to wskazuje), to już za rok o tej porze mogą się pojawić pierwsze narzekania firm na niedobory pracowników. Nie tylko na niedobory talentów - bo z tym co trzeci pracodawca ma problem nawet teraz - ale na trudności ze zdobyciem sprawnych i chętnych rąk, oraz mózgów do pracy.
Firmy i menedżerowie, którzy w ostatnich latach w zarządzaniu ludźmi bazowali często na kiju motywując ich hasłem „na wasze miejsce czekają dziesiątki chętnych", teraz powinny zacząć przygotowywać już zapas marchewki. Najprościej jest dorzucić pieniędzy na premie i podwyżki płac, co jednak dla wielu pracodawców po okresie zaciskania pasa będzie rozwiązaniem trudnym do przełknięcia. W dodatku nie do końca skutecznym, jeśli podobne argumenty zastosuje bezpośrednia konkurencja.
Warto więc pomyśleć o marchewce dla psychiki pracowników - w tym tej związanej ze stylem zarządzania. Jak chętnie przypominają psychologowie biznesu, w wielu firmach przypomina on prawa folwarku pańszczyźnianego. Pół biedy, gdy właściciel folwarku jest oświecony, ale i on często stawia głównie na efektywność swych karbowych (czyli menedżerów) mniej zwracając uwagę na to, w jaki sposób te efekty uzyskują i jak mobilizują ludzi do działania. Teraz jednak poprawa koniunktury na rynku pracy w połączeniu z wymianą pokoleniową – gdy w firmach przybędzie młodych ludzi mniej podatnych na zachęty do udziału w wyścigu szczurów - wymusi sporo zmian w polityce personalnej. Lepiej zdać sobie z tego sprawę i przygotować się już zawczasu.
To samo dotyczy problemu makro czyli naszej polityki imigracyjnej, a właściwie jej braku. Nie czekając aż zaczną działać (jeśli zaczną) obecne zachęty do posiadania większej liczby dzieci, trzeba pomyśleć, kogo warto ściągać do pracy i mieszkania w Polsce. Nie wykorzystaliśmy dotychczas potencjału, jaki daje chętna do powrotu do kraju Polonia na Wschodzie. Jednak ten powrót trzeba – także finansowo - jej ułatwić. Po kilku szumnych akcjach w 2008 roku, spowolnienie gospodarcze zakończyło też nieśmiałe próby ściągnięcia do kraju młodych, dynamicznych migrantów zarobkowych, którzy masowo wyjeżdżali na Zachód po 2004 r. Ba, teraz znowu zaczynają emigrować, szukając w Niemczech czy Anglii wyższych zarobków oraz lepszych warunków do zakładania firm i rodzin.
W sukurs polskim władzom idą tu na razie centra usług biznesowych, które ostatnio coraz częściej kierują swe kampanie rekrutacyjne do Polaków mieszkających na Zachodzie szukając u nich biegłej znajomości obcych języków i międzynarodowego doświadczenia. Wcześniej inwestycje sektora usług biznesowych pomogły polskim władzom złagodzić problem bezrobocia wśród absolwentów uczelni. To one wchłaniały i nadal wchłaniają rzesze licencjatów i magistrów kierunków ekonomicznych i humanistycznych, którzy często zaraz po dyplomie trafiają do rejestrów urzędów pracy.