Firmy powinny zrobić zapas marchewki

Polskie firmy i władze już teraz powinny przygotowywać się do powrotu koniunktury na rynek pracy, gdy trzeba będzie postarać się o przyciągnięcie i utrzymanie pracowników.

Publikacja: 16.08.2013 12:41

Firmy powinny zrobić zapas marchewki

Foto: Fotorzepa, dp Dominik Pisarek

Polska gospodarka w II kwartale przyspieszyła, trwa hossa na giełdzie, płyną pieniądze do TFI, a Polacy jako konsumenci najwyraźniej obudzili się z letargu i zaczęli zwiększać zakupy. Na rynku pracy też widać sygnały ożywienia (w lipcu wzrosła nieco liczba ofert pracy), choć ekonomiści na razie są bardzo ostrożni i nie kwapią się z ogłaszaniem powrotu rynku pracownika. Jednak, jeśli nasza gospodarka faktycznie nabierze rozpędu (a wszystko na to wskazuje), to już za rok o tej porze mogą się pojawić pierwsze narzekania firm na niedobory pracowników. Nie tylko na niedobory talentów - bo z tym co trzeci pracodawca ma problem nawet teraz - ale na trudności ze zdobyciem sprawnych i chętnych rąk, oraz mózgów do pracy.

Firmy i menedżerowie, którzy w ostatnich latach w zarządzaniu ludźmi bazowali często na kiju motywując ich hasłem „na wasze miejsce czekają dziesiątki chętnych", teraz powinny zacząć przygotowywać już zapas marchewki. Najprościej jest dorzucić pieniędzy na premie i podwyżki płac, co jednak dla wielu pracodawców po okresie zaciskania pasa będzie rozwiązaniem trudnym do przełknięcia. W dodatku nie do końca skutecznym, jeśli podobne argumenty zastosuje bezpośrednia konkurencja.

Warto więc pomyśleć o marchewce dla psychiki pracowników - w tym tej związanej ze stylem zarządzania. Jak chętnie przypominają psychologowie biznesu, w wielu firmach przypomina on prawa folwarku pańszczyźnianego. Pół biedy, gdy właściciel folwarku jest oświecony, ale i on często stawia głównie na efektywność swych karbowych (czyli menedżerów) mniej zwracając uwagę na to, w jaki sposób te efekty uzyskują i jak mobilizują ludzi do działania. Teraz jednak poprawa koniunktury na rynku pracy w połączeniu z wymianą pokoleniową – gdy w firmach przybędzie młodych ludzi mniej podatnych na zachęty do udziału w  wyścigu szczurów  - wymusi sporo zmian w polityce personalnej. Lepiej zdać sobie z tego sprawę i przygotować się już zawczasu.

To samo dotyczy problemu makro czyli naszej polityki imigracyjnej, a właściwie jej braku. Nie czekając aż zaczną działać (jeśli zaczną) obecne zachęty do posiadania większej liczby dzieci, trzeba pomyśleć, kogo warto ściągać do pracy i mieszkania w Polsce. Nie wykorzystaliśmy dotychczas potencjału, jaki daje chętna do powrotu do kraju Polonia na Wschodzie. Jednak ten powrót trzeba – także finansowo - jej ułatwić. Po kilku szumnych akcjach w 2008 roku, spowolnienie gospodarcze zakończyło też nieśmiałe próby ściągnięcia do kraju młodych, dynamicznych migrantów zarobkowych, którzy masowo wyjeżdżali na Zachód po 2004 r. Ba, teraz znowu zaczynają emigrować, szukając w Niemczech czy Anglii wyższych zarobków oraz lepszych warunków do zakładania firm i rodzin.

W sukurs polskim władzom idą tu na razie centra usług biznesowych, które ostatnio coraz częściej kierują swe kampanie rekrutacyjne do Polaków mieszkających na Zachodzie szukając u nich biegłej znajomości obcych języków i międzynarodowego doświadczenia. Wcześniej inwestycje sektora usług biznesowych pomogły polskim władzom złagodzić problem bezrobocia wśród absolwentów uczelni. To one wchłaniały i nadal wchłaniają rzesze licencjatów i magistrów kierunków ekonomicznych i humanistycznych, którzy często zaraz po dyplomie trafiają do rejestrów urzędów pracy.

Trudno jednak liczyć na to, że sami inwestorzy wszystko załatwią. Potrzebne są strategiczne, zaplanowane działania, które zapewnią nam na kolejne lata podaż wykształconych pracowników. Także tych z zagranicy- być może spośród zagranicznych studentów w Polsce. Bez tego nasza gospodarka nie stanie się innowacyjna, a my już nawet nie będziemy w stanie konkurować dostatkiem taniej siły roboczej. Bo nie dość, że nie będzie tania, to będzie jej mało.

Polska gospodarka w II kwartale przyspieszyła, trwa hossa na giełdzie, płyną pieniądze do TFI, a Polacy jako konsumenci najwyraźniej obudzili się z letargu i zaczęli zwiększać zakupy. Na rynku pracy też widać sygnały ożywienia (w lipcu wzrosła nieco liczba ofert pracy), choć ekonomiści na razie są bardzo ostrożni i nie kwapią się z ogłaszaniem powrotu rynku pracownika. Jednak, jeśli nasza gospodarka faktycznie nabierze rozpędu (a wszystko na to wskazuje), to już za rok o tej porze mogą się pojawić pierwsze narzekania firm na niedobory pracowników. Nie tylko na niedobory talentów - bo z tym co trzeci pracodawca ma problem nawet teraz - ale na trudności ze zdobyciem sprawnych i chętnych rąk, oraz mózgów do pracy.

Pozostało 80% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację