Z jednej strony to naturalna reakcja, gdy za coś, co dotąd było bezpłatne, teraz trzeba zapłacić. Z drugiej, konto bankowe to taki sam produkt jak każdy inny. Skąd bierze się zatem przekonanie, że ma ono być całkowicie za darmo?

Rozgoryczenie klientów w tej i wszystkich analogicznych sytuacjach wynika w dużej mierze z postępowania samych banków. Chęć przyciągnięcia jak największej liczby klientów powoduje, że wiele instytucji prowadzi agresywne kampanie reklamowe, w których zachwala swoje konta właśnie jako darmowe. Owszem, zwykle da się z nich korzystać, nie wydając nawet złotówki za obsługę rachunku, ale przeważnie wiąże się to z koniecznością przestrzegania określonych warunków, jak utrzymywanie odpowiedniego salda na koncie czy też dokonanie płatności kartą na określoną kwotę. W tej sytuacji reklamowanie konta jako darmowego jest działaniem nie do końca fair ze strony banków.

Inna sprawa to nastawienie sporej części klientów, którzy nie zadają sobie trudu, by zapoznać się ze wszystkimi zapisami umowy, a nie tylko tymi, które bank – w swoim interesie – eksponuje w przekazie reklamowym. Posłużę się tu przykładem innej usługi, mianowicie poczty elektronicznej. Korzystając z darmowych kont e-mailowych, mamy do wyboru dwie opcje. Albo zgadzamy się, że w zamian za brak opłat będziemy otrzymywać niechcianą korespondencję reklamową, albo musimy mieć świadomość, że nasze wiadomości będą przechowywane przez kilkadziesiąt lat, a dostęp do nich mogą uzyskać np. agencje wywiadowcze obcych państw. Mimo to mało który internauta decyduje się na założenie płatnej skrzynki pocztowej. Od potrzeby prywatności zdecydowanie silniejsze jest bowiem poczucie, że konto jest darmowe. W efekcie zadowoleni są i klienci, i firmy oferujące im owe bezpłatne usługi.

Bank nie wykorzysta, rzecz jasna, darmowego rachunku, by przesyłać nam oferty reklamowe i w ten sposób odzyskać z nawiązką pieniądze, które wydaje na utrzymanie miejsca na serwerze. Żeby zarobić na bezpłatnym koncie, bank musi mieć pewność, że będziemy na nim trzymać jakieś pieniądze oraz że przynajmniej część z nich wydamy za pomocą karty przypisanej do rachunku. To wyjaśnia, dlaczego „darmowe" konta obwarowane są różnymi warunkami. Jeśli klient ich nie spełni, musi liczyć się z koniecznością zapłaty określonej kwoty.

Utrzymywanie takiej fikcji nie ma sensu. Lepiej zagrać w otwarte karty i wprowadzić stałą opłatę w wysokości np. 10 zł miesięcznie, ale w zamian za to nie pobierać już innych prowizji. Biorąc pod uwagę niechęć Polaków do zmiany banku, ryzyko nagłego odpływu klientów byłoby zapewne niewielkie. A takie podejście jest na pewno zdecydowanie uczciwsze wobec posiadaczy rachunków bankowych.