Afera wywołana ujawnieniem nagrań z rozmów, w których za poparcie w wyborach na szefa dolnośląskiej Platformy ofiarowuje się stanowisko w KGHM toczy się właściwie wyłącznie pomiędzy mediami. Politycy, nawet z opozycyjnych partii, są bardzo wstrzemięźliwi. Platforma zachowuje się tak, jakby to była jej wewnętrzna sprawa. Tylko najbardziej wnikliwi publicyści, nie tylko opisują sprawę ale idą krok dalej zastanawiając się, czy ta będzie ona miała jakieś przełożenie na scenę polityczną i istnienie koalicji rządowej. Natomiast mało kto roztrząsa, dlaczego w bardzo krótkim czasie mamy kolejną tego typu sprawę.
Wygląda na to, że wszyscy pogodzili się z tym, że administracja publiczna i państwowe firmy są traktowane jako niewyczerpany dla rządzącej partii rezerwuar stanowisk do rozdawania poplecznikom. Dawniej było tak, że władze w państwowych firmach zmieniały się w czteroletnim rytmie wyborów parlamentarnych. Obecnie zmiany są związane z walkami wewnątrz Platformy.
Stopień zobojętnienia wobec wykorzystywania stanowisk w państwowych firmach do wspierania popleczników osiągnął taki poziom, że ostatnio powszechnie zastanawiano się, jaką karę poniosą ci, którzy ujawnili aferę, a nie ci, którzy handlowali głosami.
W takiej sytuacji normalne wydawałoby się, że natychmiast po ujawnieniu taśm premier wystąpi i będzie zapewniał, że w państwowych firmach zatrudnia się wyłącznie niepolitycznych fachowców, a ci którzy myślą (i czynią) inaczej, muszą się pożegnać z partią nazywaną przecież obywatelską. Natychmiast po nim powinien wystąpić minister skarbu i jeszcze bardziej solennie oświadczyć, że w nadzorowanych przez niego firmach wszyscy zatrudniani są na transparentach zasadach, a ci, którzy myślą (i czynią) inaczej powinni się przenieść do prywatnych spółek, gdzie właściciele mają pod tym względem więcej swobody.
Przy okazji minister mógłby wyjaśnić liczne ostatnio zmiany (czasami nawet grupowe) w zarządach spółek państwowych. Choć wątpię czy rozwiałby powszechnie przekonanie, że były one efektem walk frakcyjnych w Platformie. Dość przypomnieć na przykład, że dwa miesiące temu w KGHM zwolniono trzech członków zarządu, w tym dwóch przyjętych rok wcześniej w ramach konkursu. W ostatnich dniach doszło do podobnych zmian w PGE i Polskim Holdingu Obronnym.