A o przełomie można mówić, bo to właśnie brak porozumienia co do kształtu unijnej kasy na przyszły rok oraz nowelizacji budżetu na 2013 r. był przeszkodą do zakończenia prac nad wieloletnim rozdaniem. Przypomnijmy, najważniejsze uzgodnienia – m.in. to, ile Polska dostanie pieniędzy do wykorzystania – zapadły jeszcze w lutym i maju.

Wczoraj unijny komisarz ds. budżetu Janusz Lewandowski nie krył optymizmu. Najważniejsze głosowanie może odbyć się nawet już w przyszłym tygodniu. Ale powstałych opóźnień nie da się najprawdopodobniej nadrobić.

Dla porównania, budżet na lata 2007–2013 został przyjęty przez europarlament w maju 2006 r., dzięki czemu „już" rok później Bruksela wydawała akceptację dla polskich programów wydatkowania funduszy UE, a na przełomie 2007 i 2008 ruszały pierwsze konkursy. Gdyby w przypadku programów na lata 2014–2020 harmonogram unijnej i polskiej machiny biurokratycznej był podobny, na efekty nowego unijnego wsparcia trzeba by poczekać do połowy... 2015 r.!

To za długo, by mógł nastąpić oczekiwany przez coraz więcej ekonomistów powrót polskiej gospodarki na ścieżkę w miarę szybkiego wzrostu już w 2014 r.

W tej sytuacji są dwa wyjścia. Pierwsze: urzędnicy – zarówno ci w Brukseli, jak i ci w Polsce – staną na wysokości zadania i cały proces przygotowań do wykorzystania funduszy na lata 2014–2020 zakończą w pół roku. To scenariusz jednak mało realny. Bardziej prawdopodobne wydaje się drugie wyjście: po prostu szersze wykorzystanie takich możliwości, by projekty, które mają być dotowane w przyszłości zaczynać już teraz. W ten sposób robi GDDKiA. Może warto, by takimi rozwiązaniami zainteresowały się inne publiczne jednostki.