Rz: Jeszcze w ubiegłym roku Ciech stał na krawędzi bankructwa, tracąc płynność finansową. Dziś, patrząc na wyniki spółki za pierwsze trzy kwartały tego roku (2,7 mld zł przychodów i 61 mln zł zysku netto), wydaje się, że kryzys został zażegnany. Kiedy wrócą dla Ciechu złote czasy?
Nie wykluczamy uruchomienia produkcji w kolejnym kraju, poza Polską. Uważnie obserwujemy rynek i analizujemy różne możliwości rozwoju.
W ostatnim czasie wykonaliśmy ogromną pracę i wyprowadziliśmy spółkę na prostą. Uzdrowiliśmy jej finanse, zmniejszyliśmy koszty działalności, sprzedaliśmy część zbędnych aktywów i doszliśmy już do etapu, gdy cała kadra menedżerska w Ciechu i spółkach zależnych rozumie misję i aktywnie włącza się w działania naprawcze. Mentalna zmiana zarządzania grupą była jednym z najtrudniejszych zadań. Efekty są już widoczne i to nie tylko w wynikach, ale też w postrzeganiu spółki przez konkurencję. Jeszcze niedawno byliśmy w ich oczach skazani na porażkę. Teraz traktują nas poważnie i z uwagą obserwują nasze kolejne ruchy. Jednak głęboka restrukturyzacja całej grupy wciąż trwa i mamy jeszcze wiele do zrobienia.
Będzie dalsza redukcja zatrudnienia?
Redukcja kosztów będzie się odbywać nieustannie. Ciągle będziemy szukać kolejnych obszarów, gdzie możemy działać efektywniej. Gdy przyszedłem do spółki w maju 2012 r., stan zatrudnienia w grupie wynosił 5,9 tys. osób. Na koniec października liczba ta stopniała do 3,9 tys. i będą kolejne cięcia, np. w rumuńskiej fabryce sody, która jest obecnie w najtrudniejszej sytuacji. Oprócz tego staramy się renegocjować kontrakty na dostawy surowców, by uzyskać niższe ceny. Jednocześnie każda ze spółek z grupy ma za zadanie wdrożyć zatwierdzony przez spółkę matkę program poprawy efektywności.