Choć o ułaskawieniu przez Putina, biznesmena Michaiła Chodorkowskiego piszą dziś wszyscy, to nie mogę sobie też odmówić komentarza w tej sprawie. Śledziłam ją od początku, a w odróżnieniu od wielu ekspertów, Rosję znam od wewnątrz.
Dziesięć lat temu prywatny Jukos był najpotężniejszym koncernem paliwowym Rosji z 20 proc. udziałem w rynku. Forbes oceniał wtedy majątek Chodorkowskiego na 15,2 mld dol.. Jukos był bliski zawarcia transakcji, która podwajałaby jego majątek i wpływy w paliwowym biznesie.
W tym momencie, moim zdaniem, Michaił Chodorkowski wybitnie zdolny biznesmen i bardzo inteligentny człowiek, zatracił na chwilę poczucie realiów kraju, w którym żyje i działa. I to kosztowało go utratę nie tylko ogromnego majątku, ale i wolności.
Rosja bowiem, niezależnie od lat, które minęły od upadku sowietów, wciąż pozostaje państwem o tamtej, bolszewickiej mentalności. Pewna znajoma Rosjanka powiedziała mi kiedyś, że „my Rosjanie jesteśmy narodem mentalnych niewolników; to niewolnictwo mamy zapisane w genach, z nim się rodzimy i umieramy. Nie wiemy i nie czujemy czym jest demokracja".
Coś tu jest na rzeczy, gdy dziesiątki milionów Rosjan wciąż wybiera sobie na prezydenta byłego kagiebistę, nosi z czcią obrazki Stalina i kultywuje komunistyczne święta. Rosjanie tęsknią do rządów silnej ręki, bo tak było za caratu i za komunizmu.