Rząd zastanawia się, co by tu jeszcze opodatkować

Publikacja: 30.01.2014 07:00

Paweł Jabłoński

Paweł Jabłoński

Foto: Fotorzepa/Waldemar Kompała

Zamiast racjonalizować wydatki, likwidować przywileje świętych krów, rząd po cichu podnosi podatki. Takie przykręcanie fiskalnej śruby prędzej czy później skończy się spowolnieniem rozwoju gospodarczego, a w konsekwencji koniecznością dużo bardziej bolesnych reform.

Ministerstwo Finansów chce zwiększyć wpływy podatkowe o dwadzieścia parę miliardów złotych w skali roku. W przeliczeniu na przeciętnego Polaka oznacza to dodatkowe obciążenie w wysokości 630 zł.

Czy ktoś jeszcze pamięta, że Donald Tusk obiecywał, iż za jego rządów nie będzie podwyżek podatków? Obietnicę złamano już dawno, podnosząc VAT, ale myślę, że właśnie ona jest jednym z powodów ekwilibrystyki, jaką uprawia resort finansów. Aby nie podnosić stawek głównych podatków, ministerstwo szuka nowych źródeł dochodu. Dziś celem jest wymyślenie, co by tu jeszcze opodatkować.

Warto pamiętać, że rząd nie tylko nakłada nowe podatki, ale też ograbił polski system emerytalny. To pozwoliło mu zmniejszyć wydatki na obsługę długu publicznego i obniżyć dotacje do ZUS, zasilonego pieniędzmi z OFE.

Gabinet Tuska od początku bez wahania zapożyczał się. Spadkiem po nim na pewno będzie więc bezprecedensowy wzrost długów państwa. Dziś to się mści, bo Bruksela zmusza polskie władze do ograniczania wzrostu zadłużenia. A ponieważ właśnie zaczyna się dwuletni maraton wyborczy, rząd nadal nie będzie podejmować bolesnych reform i szuka pieniędzy w podatkach.

Reklama
Reklama

Tymczasem w obecnej sytuacji Polski niezbędne jest zmniejszanie deficytu finansów państwa nie poprzez zwiększanie podatków (bo to ogranicza wzrost gospodarczy), ale przez ograniczanie wydatków. Mamy ciągle wiele świętych krów, których finansowanie destruuje budżet państwa. Trzeba o nich otwarcie mówić i pozbywać się ich, a nie po cichu przykręcać podatkową śrubę. Jedynym celem odpowiedzialnego rządu nie może być wygranie kolejnych wyborów.

Zamiast racjonalizować wydatki, likwidować przywileje świętych krów, rząd po cichu podnosi podatki. Takie przykręcanie fiskalnej śruby prędzej czy później skończy się spowolnieniem rozwoju gospodarczego, a w konsekwencji koniecznością dużo bardziej bolesnych reform.

Ministerstwo Finansów chce zwiększyć wpływy podatkowe o dwadzieścia parę miliardów złotych w skali roku. W przeliczeniu na przeciętnego Polaka oznacza to dodatkowe obciążenie w wysokości 630 zł.

Reklama
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Jak wziąć cła na celownik i odwinąć się Trumpowi?
Opinie Ekonomiczne
Monika Różycka: Taniec zamiast rozkazu. Struktury stadne w korporacjach
Opinie Ekonomiczne
Ukraina po 3,5 roku wojny: wiatr wieje w oczy, pomoc wygasa, a planu B brak
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Panika nad wyschniętą kałużą
Opinie Ekonomiczne
ArcelorMittal odpowiada Instratowi
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama