Spójrzmy choćby na apteki, które starają się kurczowo blokować sprzedaż internetową leków na receptę. Faktycznie  taki zakaz ciągle obowiązuje, ale na dłuższą metę jest nie do utrzymania. Oczywiście wszyscy są świadomi zagrożeń z tym związanych, ale trudno liczyć na zatrzymanie tego zjawiska. Nie zawsze musi chodzić tylko o oszczędności, ale po prostu wygodę. Każdy, kto wystał się w kolejce w aptece za osobami, które z personelem muszą się podzielić uwagami na temat nawet potencjalnych chorób, jakie mogą je trapić, to zrozumie.

Internet, czy tego chcemy czy nie, demoluje kolejne rynki i trzeba się z tym pogodzić. Taksówkarze próbujący zablokować wejście na kolejne rynki amerykańskiej aplikacji Uber też ostatecznie skapitulują. Jeśli konsumenci mają możliwość kupić taniej coś, za co wcześniej przepłacali, właśnie dzięki internetowi, to z tego skorzystają, choć wielu może się to nie podobać.

Sklepy obrywają już dziś, co może się stać, gdy faktycznie Unia Europejska podpisze z USA umowę o wolnej wymianie handlowej? Najczęściej kupowane dzisiaj w sieci produkty to elektronika, ?w czołówce są książki, płyty czy ubrania – poza książkami kupowanymi jednak głównie w języku polskim i rodzimą muzyką – resztę znacznie taniej można kupić za oceanem. Czy tego też powinno się zabronić? Raczej nierealne nawet teraz, a co dopiero po ustanowieniu strefy wolnego handlu.

Trzeba się z tym pogodzić – dzięki sieci można zdobyć produkty nawet bardzo niszowe, których tradycyjnym sieciom nie opłaca się bądź po prostu nie chce sprowadzać. Czy więc mamy teraz takich firm żałować? Niech lepiej uczą się od internetowych konkurentów, jak wychodzi się naprzeciw potrzebom klienta.