Otóż panujący nam miłościwie, w sumie od niedawna, minister Mateusz Szczurek, zdecydował, że 340 milionów złotych z ozusowania umów ma zasilić budżet już w przyszłym roku. Żeby tak się stało, przepisy muszą zacząć obowiązywać w styczniu. Wcześniej potrzeba czasu na ich uchwalenie, podpis prezydenta i opublikowanie. Przypomnę tym, którzy w ministerstwie finansów nad tym pracują, że mamy połowę października, czas biegnie nieubłaganie, do końca roku pozostało dwa i pół miesiąca...

No, ale w gmachu przy Świętokrzyskiej w Warszawie mają poczucie, że nad czasem również panują. Tę pewną nerwowość można zrozumieć, bo to w końcu pierwszy budżet ministra Szczurka. Ale, żeby z nerwów nie rozumieć co mówią posłowie partii rządzącej, w której rządzie minister zasiada, to ja już nie rozumiem...

Otóż, wspomniani przeze mnie posłowie doszli do wniosku, że ozusowanie powinno zacząć obowiązywać od początku 2016 roku. Bo trzeba się do tego porządnie przygotować. Nawet ZUS i związki zawodowe mówią o tym, że na wprowadzenie zmian potrzeba przynajmniej pół roku. Co na to ministerstwo? Mówiąc dobitnie, ma to w głębokim poważaniu. Więcej, mówi, że jeśli ustawy nie będzie, poszuka tych pieniędzy gdzie indziej? Pytam, zatem gdzie? Podniesie nam podatki, zwiększy akcyzę na paliwo czy alkohol? Zabierze z OFE? Strasznie się zaplątali ci rządzący. I jeszcze jeden dowód na to zaplątanie. Do tej pory słyszałem z ust polityków, że umowy śmieciowe to bardzo poważny problem, dotyka tylu młodych osób, że ci krwiopijcy pracodawcy wykorzystują rzesze pracowników, tymczasem w sejmie przedstawicielka MF mówi, że oskładkowanie powinno być wprowadzone szybko, bo to prosta sprawa gdyż dotyczy tylko 0, 7 proc. pracujących...

I w tym momencie już się pogubiłem. Nie wiem czy to poważny problem czy też marginalny. Jeśli marginalny to, dlaczego MF tak ciśnie? Może, dlatego, że przed chwilą prawie zgubiło 3 mld złotych i teraz chce się wykazać? Zastanawia mnie takie robienie czegoś na hurra... Niech MF posłucha ZUS, związków, pracodawców. Wszyscy dziś zgadzają się, co do tego, że ozusowanie należy wprowadzić. Może jednak MF pomyśli o tym, że na końcu tej układanki jest zwykły pracownik. A co zrobi pracodawca, jeśli koszty wynagrodzeń z miesiąca na miesiąc skoczą mu np. o 15-20 proc? Zwolni część osób albo obniży im wynagrodzenie netto. Ci, których to dotknie na pewno będą wdzięczni rządowi za takie zmiany. A o taką wdzięczność chodzi przed wyborami? Chyba jednak nie. Proponuję, więc wziąć coś na wstrzymanie, popić melisą i przemyśleć sprawę jeszcze raz.