Ocena ustawy o swobodzie działalności gospodarczej pozwala uznać, że nie spełnia ona roli podstawowego zbioru norm prawa gospodarczego. W wyniku licznych nowelizacji stała się nieprzejrzysta, niekiedy utrudniając działalność gospodarczą" – pisał na swoim blogu Janusz Piechociński, wicepremier i minister gospodarki. Motywy podjęcia prac nad nową wersją „konstytucji przedsiębiorców", przedstawiane przez wicepremiera Piechocińskiego oraz ministra gospodarki Mariusza Haładyja, są zadziwiająco zgodne z odczuciami przedsiębiorców.
Niedościgły wzór
Pierwsza ustawa regulująca nowe stosunki gospodarcze w Polsce powstała jeszcze w czasach PRL, w końcu 1988 r. Ustawa Wilczka liczyła zaledwie kilka stron i propagowała hasło „co nie jest zabronione, jest dozwolone". Ironicznie można powiedzieć, że im bardziej była potem wzbogacana albo – jak w 1999 i 2004 roku – zamieniana na ustawę o swobodzie działalności gospodarczej (SDG), tym gorzej dla jej jakości.
Zasada szczególnej ochrony gospodarczych działań przedsiębiorców powinna w dobitny sposób zostać wyrażona przez państwo
Tak ważkie dla przedsiębiorców kwestie, jak np. sposób prowadzenia kontroli w firmach, zostały skodyfikowane w sposób pozornie szczegółowy, ale pozostawiający urzędnikom dużą dowolność interpretacji wyjątków (art. 80–83 ustawy SDG). W drobiazgowy sposób opisywane były mechanizmy funkcjonowania Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej (CEIDG). Szczegółowo potraktowano mechanizmy koncesjonowania i przedstawicielstw.
Ta pozorna szczegółowość każe do dziś sądom i urzędnikom szukać w ustawie SDG, podobnie jak w ustawach podatkowych i innych regulujących byt przedsiębiorców, bezwzględnych rozstrzygnięć konkretnych sytuacji. Co do zasady jest to niemożliwe.