Zakłada się, że właściwe dla naszej gospodarki jest udzielanie około 200 tysięcy kredytów hipotecznych rocznie. Z danych, na które ostatnio trafiłem wynika jednak, ze w tym roku Polacy na mieszania wezmą jakieś 180 tysięcy kredytów – czyli tyle samo co w tamtym roku. Czyli najmniej od siedmiu lat. I wracając do decyzji RPP. Może podniosłaby ona ten wskaźnik, gdyby nie to, że ci, którzy szykują się do kupna mieszkania po Nowym Roku, będą musieli posiadać dziesięcioprocentowy wkład własny. Do końca grudnia banki zadowolą się jeszcze pięcioprocentowym.
To jednak wcale nie jest ich „widzimisię", ale nakaz Komisji Nadzoru Finansowego. W kolejnych latach będzie jeszcze lepiej. W 2017 trzeba będzie posiadać już 20 procent wkładu własnego na mieszkanie. I tak jak z jednej strony zrozumieć można dbałość KNFu o stabilność sektora i nasze własne finansowe bezpieczeństwo tak z drugiej strony zobaczyć trzeba, że te zalecenia zafundowały znacznej części kredytobiorców konieczność zaciągania kredytów konsumpcyjnych na wkład własny...
Co będzie dalej? Aż strach pomyśleć. Z danych Open Finance wynika, że od stycznia, co piąty zainteresowany kredytem mieszkaniowym będzie miał problemy z pożyczeniem pieniędzy. Czyżby z prawie 180 tysięcy udzielonych kredytów miało w 2015 roku ubyć jakieś 30 tysięcy? Jeśli ten scenariusz sprawdzi się to, nic dobrego nas nie czeka. Koło zamachowe gospodarki o nazwie budownictwo może się trochę zatrzeć. Cóż zatem zrobić? Ktoś może powiedzieć – oszczędzać. Jednak z badań Fundacji Kronenberga wynika, że regularnie oszczędza zaledwie, co ósmy Polak! Choć aż 75 procent uznaje, że warto oszczędzać. Jaki wielki mamy rozdźwięk między tym, co warto robić a tym, co robi się w rzeczywistości. Nie ma, co wnikać teraz w to, dlaczego tak mało z nas oszczędza, choć ogromna większość wie, że powinno się to robić. Czy nie mamy pieniędzy czy oszczędzać nie potrafimy? W to pierwsze raczej nie uwierzę. Skłaniam się ku temu drugiemu, Choć jestem w stanie to zrozumieć. Wciąż jesteśmy społeczeństwem niezaspokojonym.
Mieszkania mamy za ciasne, samochody za stare a telewizory wciąż za małe. Za rzadko też jeździmy na wakacje. Jak się nasycimy zaczniemy odkładać – tak jak bogate społeczeństwa Europy Zachodniej. Wtedy też może wymóg 10cio, czy nawet 20to procentowego wkładu własnego nie będzie nas przerażał i na gospodarce się nie odbije. Dziś jednak mamy rok 2014, żyjemy w Polsce, większość zarabia mniej niż średnia krajowa i nawet niskimi stopami procentowymi nie może się nacieszyć.