Bezpodstawne obawy o franka

Referenda są w Europie w modzie. Niedawno Szkoci wypowiadali się w sprawie swojej niepodległości, podobnie chcieli zrobić Katalończycy. Referendum w sprawie pozostania w Unii Europejskiej grozi brytyjski premier, wkrótce zaś Szwajcarzy wypowiedzą się, czy chcą, aby ich bank centralny trzymał więcej rezerw w złocie.

Publikacja: 30.10.2014 07:04

Szwajcarskie referendum, które odbędzie się 30 listopada, robi w polskich mediach zawrotną karierę. Oczywiście nie chodzi o samą ideę referendum, które przypomina zapytanie obywateli o to, czy żołnierze powinni nosić kamizelki kuloodporne lub czy nowy lek na cukrzycę powinien być dopuszczony do sprzedaży. Nie chodzi też o ceny złota, które faktycznie mogłyby wzrosnąć w sposób lawinowy, gdyby inicjatywa zwolenników referendum się powiodła. Chodzi o franka, który jeszcze przez lata pozostanie w Polsce bardzo popularną walutą.

Mediom elektronicznym zależy na gorących tematach i klikalności. Temu nie należy się dziwić, rywalizacja o uwagę czytelnika, a w ślad za tym o biznes reklamowy, jest przejawem wolnorynkowej konkurencji.

Niestety, straszenie setek tysięcy kredytobiorców kolejną gehenną obserwowania rosnącego kursu franka, przeliczania tego na wielkość zadłużenia i oczekiwania na pisma z banku idzie w tym przypadku w parze z niedopowiedzeniami, uproszczeniami, a często wprost ekonomiczną ignorancją.

Pragnę zatem uspokoić: nie ma powodu, aby ze względu na referendum kurs franka do złotego miał się znacząco zmienić.

Aby tak się stało, frank musiałby zyskiwać wobec euro. Tymczasem SNB obiecał trzy lata temu, że nie dopuści do tego, aby za euro płaciło się mniej niż 1,20 franka. Argument, że wobec konieczności utrzymywania 20 proc. rezerw w złocie bank poddałby kurs 1,20, jest całkowicie niedorzeczny. Kwestia akumulacji fizycznego złota to obszar zarządzania rezerwami walutowymi – po zakupie euro i dolarów SNB, zamiast lokować te waluty w bezpieczne instrumenty dłużne, część z tych kwot przeznaczałby na zakup złota. Taki nakaz skomplikowałby mu skuteczne zarządzanie rezerwami, ale w żaden sposób nie wpłynąłby ani na intencje, ani na możliwość utrzymania kursu euro do franka powyżej 1,20. Przy zerowych stopach procentowych i wobec zagrożenia deflacją kurs walutowy jest obecnie głównym narzędziem polityki pieniężnej w Szwajcarii i bank centralny może wyemitować dowolną ilość pieniądza. Szwajcarzy nie czują się z tym komfortowo, choćby ze względu na konieczność kontrolowania coraz większej ilości wyemitowanych franków, ale referendum nie ma tu nic do rzeczy.

Dla osób zadłużających się przy kursie 2 czy 2,50 frank ?być może już nigdy nie będzie odpowiednio tani ?i po 30 listopada nic się w tej materii nie zmieni.

Szwajcarskie referendum, które odbędzie się 30 listopada, robi w polskich mediach zawrotną karierę. Oczywiście nie chodzi o samą ideę referendum, które przypomina zapytanie obywateli o to, czy żołnierze powinni nosić kamizelki kuloodporne lub czy nowy lek na cukrzycę powinien być dopuszczony do sprzedaży. Nie chodzi też o ceny złota, które faktycznie mogłyby wzrosnąć w sposób lawinowy, gdyby inicjatywa zwolenników referendum się powiodła. Chodzi o franka, który jeszcze przez lata pozostanie w Polsce bardzo popularną walutą.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Big data pomaga budować skuteczne strategie
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje