Po trzech kwartałach tego roku Polacy pożyczyli już więcej niż w takim samym okresie rekordowego 2008 r. A był to rok bardzo wysokiego wzrostu gospodarczego, w którym nasz PKB wzrósł aż 5 proc. Tymczasem w tym roku będzie znacznie skromniej, wzrost gospodarczy zapewne nieco tylko przekroczy 3 proc.
Zapał Polaków do kupowania na kredyt ma swoje dobre i złe strony. Dobre są takie, że wydatki konsumentów pozytywnie wpłyną na wzrost PKB, co jest tym cenniejsze, że np. dynamika produkcji przemysłowej ostatnio nie zachwyca, nie widać wielkiego przyspieszenia w inwestycjach, a wyniki eksportu są niepewne w związku ze stagnacją w strefie euro i konfliktem rosyjsko-ukraińskim.
Większa chęć do zaciągania kredytów świadczy też o poprawie nastrojów i rosnącym optymizmie, bo skoro więcej pożyczamy, to zapewne z nadzieją, że nie będziemy mieć problemów ze spłatą kredytów, np. z powodu utraty pracy.
Zła strona jest taka, że gwałtowny skok konsumpcji na kredyt może nie potrwać długo i jeżeli nadzieje na ożywienie gospodarcze się nie spełnią, to przytłoczeni spłatą rat Polacy znowu zaczną ograniczać zakupy, co dodatkowo negatywnie wpłynie na PKB.
Nie ma co jednak martwić się na zapas. Na razie bankierzy zacierają ręce, konsumenci są szczęśliwi i zadowoleni z nowych pralek, telewizorów czy lodówek, a rząd może się pochwalić skutecznością swojej polityki gospodarczej.