Muzykom liczenie wychodzi lepiej

To branża fonograficzna najszybciej odrobiła lekcje z zarządzania cyfrowymi dobrami.

Publikacja: 24.02.2015 11:15

Magdalena Lemańska

Magdalena Lemańska

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała Waldemar Kompała

Tak podobne pod wieloma względami media w końcu kiedyś będą musiały zacząć z niej ściągać.

Międzynarodowe Stowarzyszenie Branży Fonograficznej (IFPI) od dawna nie tylko skrupulatnie podlicza co roku, ile sprzedało się na świecie płyt. Wiadomo, że nie żyjemy dziś w czasach, których wyłącznie liczba sprzedanych albumów (jeden ze starych dobrych mierników sukcesu w muzycznej branży) decyduje o tym czy mamy do czynienia z naprawdę popularnym artystą. A to dlatego, że coraz częściej o błyskawicznym sukcesie decyduje popularność na YouTube (czy bez YouTube cały świat wiedziałby, kim jest koreański wokalista PSY – ten od „Gangnam Style"?), sukces piosenki nagranej na potrzeby kasowego filmu czy cyfrowe pobrania albumów i pojedynczych utworów w pliku albo na konto w serwisie streamingującym muzykę. IFPI naprawdę szybko to zauważyło i w tym roku po raz kolejny zliczyło wszystkie te przejawy popularności artystów, dopiero potem przyznając swoją nagrodę dla najpopularniejszemu z nich.

Taylor Swift najpopularniejszą artystką w branży fonograficznej

To samo dawno powinny robić tradycyjne media ze swoimi „gwiazdami": programami, audycjami i tekstami, które dziś udostępniają na wiele sposobów w rozmaitych postaciach.

O ile telewizji wciąż trochę wszystko jedno, bo jest medium najbardziej masowym, nadawcy radiowi i prasa dawno powinni wymyślić, jak zliczyć odbiór każdego tekstu i audycji udostępnianych na rozmaitych platformach. Tyle mówi się dzisiaj o tym, jak bardzo wtórnym problemem jest to, w jakiej formie i za pośrednictwem jakiego urządzenia czytelnik przeczyta tekst czy gdzie odsłucha jakąś audycję albo obejrzy najbardziej zaskakujący odcinek programu. Tymczasem w praktyce wygląda to tak, że żeby naprawdę miało to przełożenie na zasięg, których – chcemy lub nie -w dużej mierze umożliwia mediom zarabianie na reklamach – trzeba wciąż kurczowo trzymać się tradycyjnych pomiarów na papierze lub w eterze. Regulamin pilnującego porządku przy raportowaniu sprzedaży gazet Związku Kontroli Dystrybucji Prasy wciąż nie wlicza do najważniejszych parametrów sprzedażowych subskrypcji tekstów z gazet publikowanych on-line (choć w USA już tak jest). Także czytelnictwo gazet nie jest kompilowane w tym w sieci, podobnie jak słuchalność radiowych stacji nie jest w żaden sposób łączona z tą, jaką te same kanały mają w wersji streamingowanej w Internecie. Wyniki dla wideo oglądanego w Internecie nie jest zestawiane z zasięgiem tego samego materiału pokazywanego w linearnej telewizji (choć np. amerykański Nielsen już monitoruje te dwa kanały jednocześnie). Grupy mediowe mogą ewentualnie samodzielnie gromadzić i w mniej lub bardziej udany sposób kompilować sobie takie dane z rozmaitych platform.

Od lat trwa w mediowej branży debata o tym, jak powinny wyglądać takie nowoczesne badania zasięgu i sprzedaży. Stworzenie spójnego systemu badań tego typu dla rozmaitych platform dystrybucji wymaga oczywiście podjęcia innych działań niż w przypadku rynku muzyki (gdzie zresztą IFPI nie podlicza danych spływających z całego świata samodzielnie, ale we współpracy z firmą doradczą BDO). Nikt nie mówi, że to łatwe, ale nie dajmy sobie wmówić, że od razu niemożliwe.

Ale jeśli on w końcu nie powstanie, wciąż będziemy mieć do czynienia z sytuacjami, w których teksty z gazet lub kluczowe starcia uczestników jakiegoś programu obiegają cały Internet i media społecznościowe, a ich autorzy i właściciele oficjalnie odnotowują w tym czasie przeciętne wyniki oglądalności/słuchalności/czytelnictwa czy sprzedaży. I tak naprawdę wciąż nie wiadomo, kto jest mediową Taylor Swift.

Tak podobne pod wieloma względami media w końcu kiedyś będą musiały zacząć z niej ściągać.

Międzynarodowe Stowarzyszenie Branży Fonograficznej (IFPI) od dawna nie tylko skrupulatnie podlicza co roku, ile sprzedało się na świecie płyt. Wiadomo, że nie żyjemy dziś w czasach, których wyłącznie liczba sprzedanych albumów (jeden ze starych dobrych mierników sukcesu w muzycznej branży) decyduje o tym czy mamy do czynienia z naprawdę popularnym artystą. A to dlatego, że coraz częściej o błyskawicznym sukcesie decyduje popularność na YouTube (czy bez YouTube cały świat wiedziałby, kim jest koreański wokalista PSY – ten od „Gangnam Style"?), sukces piosenki nagranej na potrzeby kasowego filmu czy cyfrowe pobrania albumów i pojedynczych utworów w pliku albo na konto w serwisie streamingującym muzykę. IFPI naprawdę szybko to zauważyło i w tym roku po raz kolejny zliczyło wszystkie te przejawy popularności artystów, dopiero potem przyznając swoją nagrodę dla najpopularniejszemu z nich.

Opinie Ekonomiczne
Marta Postuła: Czy warto deregulować?
Opinie Ekonomiczne
Robert Gwiazdowski: Wybory prezydenckie w KGHM
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Qui pro quo, czyli awantura o składkę
Opinie Ekonomiczne
RPP tnie stopy. Adam Glapiński ruszył z pomocą Karolowi Nawrockiemu
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Nie należało ciąć stóp przed wyborami
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku