Tak podobne pod wieloma względami media w końcu kiedyś będą musiały zacząć z niej ściągać.
Międzynarodowe Stowarzyszenie Branży Fonograficznej (IFPI) od dawna nie tylko skrupulatnie podlicza co roku, ile sprzedało się na świecie płyt. Wiadomo, że nie żyjemy dziś w czasach, których wyłącznie liczba sprzedanych albumów (jeden ze starych dobrych mierników sukcesu w muzycznej branży) decyduje o tym czy mamy do czynienia z naprawdę popularnym artystą. A to dlatego, że coraz częściej o błyskawicznym sukcesie decyduje popularność na YouTube (czy bez YouTube cały świat wiedziałby, kim jest koreański wokalista PSY – ten od „Gangnam Style"?), sukces piosenki nagranej na potrzeby kasowego filmu czy cyfrowe pobrania albumów i pojedynczych utworów w pliku albo na konto w serwisie streamingującym muzykę. IFPI naprawdę szybko to zauważyło i w tym roku po raz kolejny zliczyło wszystkie te przejawy popularności artystów, dopiero potem przyznając swoją nagrodę dla najpopularniejszemu z nich.
Taylor Swift najpopularniejszą artystką w branży fonograficznej
To samo dawno powinny robić tradycyjne media ze swoimi „gwiazdami": programami, audycjami i tekstami, które dziś udostępniają na wiele sposobów w rozmaitych postaciach.
O ile telewizji wciąż trochę wszystko jedno, bo jest medium najbardziej masowym, nadawcy radiowi i prasa dawno powinni wymyślić, jak zliczyć odbiór każdego tekstu i audycji udostępnianych na rozmaitych platformach. Tyle mówi się dzisiaj o tym, jak bardzo wtórnym problemem jest to, w jakiej formie i za pośrednictwem jakiego urządzenia czytelnik przeczyta tekst czy gdzie odsłucha jakąś audycję albo obejrzy najbardziej zaskakujący odcinek programu. Tymczasem w praktyce wygląda to tak, że żeby naprawdę miało to przełożenie na zasięg, których – chcemy lub nie -w dużej mierze umożliwia mediom zarabianie na reklamach – trzeba wciąż kurczowo trzymać się tradycyjnych pomiarów na papierze lub w eterze. Regulamin pilnującego porządku przy raportowaniu sprzedaży gazet Związku Kontroli Dystrybucji Prasy wciąż nie wlicza do najważniejszych parametrów sprzedażowych subskrypcji tekstów z gazet publikowanych on-line (choć w USA już tak jest). Także czytelnictwo gazet nie jest kompilowane w tym w sieci, podobnie jak słuchalność radiowych stacji nie jest w żaden sposób łączona z tą, jaką te same kanały mają w wersji streamingowanej w Internecie. Wyniki dla wideo oglądanego w Internecie nie jest zestawiane z zasięgiem tego samego materiału pokazywanego w linearnej telewizji (choć np. amerykański Nielsen już monitoruje te dwa kanały jednocześnie). Grupy mediowe mogą ewentualnie samodzielnie gromadzić i w mniej lub bardziej udany sposób kompilować sobie takie dane z rozmaitych platform.