W swoim genialnym filmie „Metropolis" z 1927 r. Fritz Lang, czołowy reprezentant niemieckiego ekspresjonizmu, pokazał scenę, w której podburzani przez człowieka robota robotnicy modernistycznego miasta występują przeciw jego twórcy, niszcząc maszyny, które sami obsługiwali. Nie przewidzieli, że bunt doprowadzi nie tylko do zniszczenia znienawidzonego systemu, ale też obróci się przeciw nim samym.
Euforyczny taniec radości po zniszczeniu maszyn przypomina mi entuzjazm Greków po ogłoszeniu wyników kuriozalnego referendum, które odrzucało warunki pomocy finansowej. Tańcom i radości nie było końca, tylko że upojna noc szybko się skończyła, a zderzenie z rzeczywistością było bolesne. Okazało się, że społeczeństwo greckie było nieprzygotowane do wyjścia ze strefy euro, a także nieświadome konsekwencji powrotu do drachmy. Sam rząd, poza grupką ekonomicznych analfabetów z lewicowo-anarchistycznego skrzydła Syrizy, też na poważnie takiego scenariusza nie rozważał. Chodziło zatem wyłącznie o podgrzewanie emocji społeczeństwa, skołowanego obietnicami łatwych rozwiązań bez wyrzeczeń, dla rzekomej poprawy pozycji negocjacyjnej Greków. Dziś już wiemy, że kalkulacja ta skończyła się klęską wobec racjonalnego podejścia strony europejskiej. Premier Cipras zmuszony został do podpisania porozumienie, z którym do końca próbował walczyć.