Polska z euro czy bez. Czas na dyskusję

Debatę o wejściu do strefy euro mogą rozmyć argumenty emocjonalne lub niezgodne z faktami – pisze zwycięzca konkursu Towarzystwa Ekonomistów Polskich.

Aktualizacja: 09.08.2015 21:54 Publikacja: 09.08.2015 21:00

Polska z euro czy bez. Czas na dyskusję

Foto: Bloomberg

Choć politycy lubią straszyć nieprawdziwymi zagrożeniami, to dyskusja o euro powinna być intelektualną analizą opartą na bezstronnej wiedzy i umiejętności wyciągania wniosków z przeciwstawnych argumentów. Wprowadzenie wspólnej waluty w Europie było wszak ogromnym politycznym krokiem do pełnej integracji. Jednocześnie to jeden z największych na świecie eksperymentów ekonomicznych.

Merytoryczna debata w Polsce powinna się zacząć od prostej obserwacji: kryzys podzielił strefę euro na dwie grupy krajów. Pierwsza zdołała się utrzymać na ścieżce wzrostu, zaliczają się do niej m.in. Niemcy i Austria. Drugą reprezentują m.in. Grecja, Irlandia, Włochy, Portugalia i Hiszpania (tzw. PIIGS), dotknięte recesją, bezrobociem i spadkiem konkurencyjności. Jak to się stało, że między nimi są tak znaczące różnice?

Przyczyna w głównej mierze tkwi w dyscyplinie (lub jej braku) członków strefy. Odpowiedzialność za to ponoszą politycy, którzy w swych szumnych propozycjach rozmijali się z faktami, zachęcając do podejmowania nadmiernego ryzyka. Niskie stopy procentowe oznaczały dostęp do tanich kredytów, a więc umożliwiały politykom odsuwanie niezbędnych reform w czasie.

W ówczesnej konstrukcji strefy opuszczenie jej przez któryś z krajów (lub jego bankructwo) wydawało się nierealne i dlatego pożyczkodawcy ufali rządom wszystkich członków strefy równie mocno. Wielka konsumpcyjna i/lub spekulacyjna bańka pękła, kiedy dopływ pieniędzy się skończył, a wydatki pozostały.

Zatem istotą pytania postawionego w tytule nie jest to, czy powinniśmy wchodzić do strefy czy nie, tylko do której grupy krajów chcielibyśmy należeć. Wybór odpowiedzialnej drogi to konieczność reform sprzyjających wzrostowi produktywności, elastyczności rynków pracy i produktu oraz prywatnym inwestycjom. Czyli tego, co i tak jest Polsce potrzebne, bo zagraża jej długofalowe spowolnienie tempa wzrostu. Dyskusja o euro to dyskusja o reformach.

Jakie korzyści może odnieść Polska, jeśli przyjmie euro? Obniżą się koszty transakcyjne, które według firm hamują zagraniczną ekspansję. Innymi słowy, eliminacja ryzyka kursowego przyczyni się do wzrostu liczby transakcji międzynarodowych.

Większa otwartość granic umożliwi lepsze wykorzystywanie korzyści komparatywnych (zdolności do produkowania wyrobów po niższej cenie niż konkurent), co dodatnio wpłynie na poziom wymiany handlowej w Polsce. Jako członek strefy euro przyjmiemy politykę monetarną EBC, co w praktyce oznacza, że inwestorzy będą postrzegać Polskę jako bardziej wiarygodną. Będziemy mogli liczyć na tańsze kredyty, co pozwoli na obniżenie kosztu obsługi długu publicznego. Przewiduje się także szybszą integrację polskich rynków finansowych z zachodnimi, co jest oceniane jako zjawisko korzystne dla gospodarki.

Jednym z głównych zagrożeń dla kraju po przystąpieniu do strefy jest przede wszystkim fakt, że przyjmując politykę monetarną EBC, utracimy możliwość dewaluacji waluty pozwalającej na przywrócenie konkurencyjności kraju. Należy jednak pamiętać, że to instrument krótkookresowy.

Niektórzy wyrażają również obawy, że przyjęcie euro spowoduje wzrost cen: w krótkim okresie firmy podniosą je, by zaspokoić zwiększony popyt. Jeżeli natomiast w długim okresie będą one wzrastać szybciej niż produktywność Polaków, to kraj będzie stawał się coraz mniej konkurencyjny.

Spadek konkurencyjności miałby wiele negatywnych konsekwencji, jak odpływ kapitału z Polski, a w efekcie wolniejszy wzrost i większe bezrobocie. Groźne jest także zjawisko nazywane boomem kredytowym. Miało ono miejsce w Hiszpanii i Portugalii. Paradoksalnie oznacza, że kraj otrzymuje tańszy kredyt, niż powinien, i w efekcie tworzą się tzw. bańki spekulacyjne.

W 2009 r. NBP wskazywał w raporcie na jednoznaczną przewagę korzyści z członkostwa w strefie euro nad stratami. Dzisiaj wiemy, że te korzyści są warunkowe, stanowią pewien potencjał. Zatem właściwy tok rozumowania to myślenie o tym, w jaki sposób ten potencjał najlepiej wykorzystać. Widzieliśmy przecież podczas kryzysu, że odpowiednio przygotowane kraje pozostały na ścieżce rozwoju.

W tym celu powinniśmy się skupić na działaniach przygotowujących nas do wymogów przyszłego reżimu walutowego: prowadzić zdyscyplinowaną politykę budżetową i wyposażyć kraj w instrumenty polityki makroostrożnościowej, które zniwelują skutki braku autonomicznej polityki pieniężnej i płynnego kursu walutowego. Niedostateczne przygotowanie, jak np. w Portugalii, może oznaczać brak mechanizmów dostosowawczych w gospodarce potęgujących następstwa ewentualnych kryzysów.

Autor, student III roku studiów licencjackich w SGH, jest zwycięzcą V edycji konkursu Młody Ekonomista organizowanego przez Towarzystwo Ekonomistów Polskich. „Rzeczpospolita" jest patronem medialnym konkursu, którego temat w tym roku brzmiał „Polska z euro czy bez?". Więcej na www.tep.org.pl

Choć politycy lubią straszyć nieprawdziwymi zagrożeniami, to dyskusja o euro powinna być intelektualną analizą opartą na bezstronnej wiedzy i umiejętności wyciągania wniosków z przeciwstawnych argumentów. Wprowadzenie wspólnej waluty w Europie było wszak ogromnym politycznym krokiem do pełnej integracji. Jednocześnie to jeden z największych na świecie eksperymentów ekonomicznych.

Merytoryczna debata w Polsce powinna się zacząć od prostej obserwacji: kryzys podzielił strefę euro na dwie grupy krajów. Pierwsza zdołała się utrzymać na ścieżce wzrostu, zaliczają się do niej m.in. Niemcy i Austria. Drugą reprezentują m.in. Grecja, Irlandia, Włochy, Portugalia i Hiszpania (tzw. PIIGS), dotknięte recesją, bezrobociem i spadkiem konkurencyjności. Jak to się stało, że między nimi są tak znaczące różnice?

Pozostało 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację