Kij ma dwa końce
Kobieta zmodyfikowała komentarz, aczkolwiek pozostał negatywny. Była też zaskoczona, że lekarka miała jej adres domowy, imię i nazwisko. Stwierdziła, że portal bezprawnie udzielił tych informacji. Wniosła więc skargę do generalnego inspektora danych osobowych. GIODO właśnie ją rozpatruje. Kij ma zatem dwa końce i nie da się zakneblować ust pacjentom.
– Przetwarzanie danych osobowych niezgodne z celem, w którym zostały zebrane, może prowadzić do tego, że administrator narusza prawa lub wolności osób, których takie dane dotyczą – tłumaczy radca prawny Agnieszka Rabenda-Ozimek.
Przedstawiciele portalu znanylekarz.pl inaczej jednak przedstawiają tę sprawę. Marta Wrzosek z portalu podkreśla, że nie udostępnili adresu pacjentki lekarzowi
- Takich danych nawet nie posiadamy. Swój adres domowy pacjentka podała najprawdopodobniej lekarzowi podczas wizyty- mów Marta Wrzosek. Zaznacza, że wnioski o udostępnienie danych lekarzowi, którego opinia dotyczy muszą zawierać dokładne uzasadnienie żądania i cel wykorzystania. -Wszystkie takie wnioski są rozpatrywane indywidualnie, a ostateczna decyzja o przekazaniu danych jest podejmowana wspólnie z zespołem prawnym-zaznacza Marta Wrzosek
Lekarze oprócz drogi cywilnej mają jeszcze karną. Kodeks karny zna przestępstwo zniesławienia. Pacjent dopuszczający się go może zostać skazany na grzywnę, ograniczenie wolności albo rok więzienia. Jeśli medyk poczuje się dotknięty wpisem, może więc złożyć doniesienie. W trakcie dochodzenia policja ustali numer IP komputera, z którego dokonano wpisu. Lekarz, mając już dane takiego internauty, może też skorzystać z uprawnień, jakie daje mu kodeks cywilny. Ten za naruszenie dóbr osobistych, m.in. dobrego imienia czy godności, pozwala pozwać i żądać przeprosin oraz zadośćuczynienia.
Czy to oznacza, że pacjenci mają się bać pisać opinie o lekarzu w internecie?