Francuscy politycy przyglądają się unijnemu postępowaniu przeciw Google. Sami też postanowili spróbować nowych regulacji. Propozycja senatu obejmuje wyświetlanie przy wynikach wyszukiwania linków do... konkurencyjnych wyszukiwarek. A firmy oferujące wyszukiwarki internetowe powinny przedstawić dokładne zasady, na podstawie których działa to narzędzie.
Proponowane regulacje dotyczą wszystkich firm, ale oczywiście wymierzone są w największą – Google, przez którą przechodzi ok. 90 proc. całego ruchu. Żądanie ujawnienia algorytmu jest zaś najmocniejszym „strzałem", bo to na nim opiera się tajemnica sukcesu firmy. Google wprawdzie informuje o zasadach szeregowania wyników (co doprowadziło m.in. do optymalizacji stron WWW pod kątem wymogów wyszukiwarki), jednak dokładne reguły nie są znane. Budowa mechanizmu sprawiającego, że jakaś strona ląduje na pierwszym miejscu listy wyszukiwań, a inna na piątej stronie, jest tajemnicą.
To jednak sprawia, że rodzą się podejrzenia o bezstronność najpopularniejszej wyszukiwarki – „drzwi do internetu". Tym bardziej że Komisja Europejska uznała, iż należy sprawdzić, czy Google przypadkiem nie wykorzystuje swojej pozycji do promowania innych swoich usług (chodzi głównie o te związane z zakupami przez internet).
– To kwestia zachowania uczciwości – mówiła w rozmowie z „Financial Timesem" Catherine Morin-Desailly, inicjatorka akcji francuskiego senatu. – Sieć wokół Google się zaciska.
Przeciw „indywidualnej" akcji Francji są prezydent Francois Hollande oraz minister gospodarki Emmanuel Macron, który uważa, że podobne interwencje należy pozostawić całej Unii.