– Pieniądze albo odwołamy się i wstrzymamy budowę na długie lata. Z takim żądaniem często spotykają się inwestorzy – mówi Konrad Płochocki z Polskiego Związku Firm Deweloperskich.
Na rynku są kancelarie, które specjalizują się w tym procederze.
– Zapłaciliśmy, bo nie chcieliśmy ryzykować wstrzymania inwestycji – mówi Radosław Bieliński z Dom Development. Chodzi o Osiedle Saska przy ul. Bora-Komorowskiego w Warszawie. – Inwestycja jest już w toku i sprzedaliśmy wiele mieszkań. Dlatego nie mogliśmy pozwolić sobie na opóźnienia. Musielibyśmy zapłacić klientom wysokie kary pieniężne. Odbiłoby się to także na naszym wizerunku. Etap inwestycji, w stosunku do której wysuwane były roszczenia, był wart około 130 mln zł, a zapłaciliśmy 130 tys. zł. Nie jesteśmy wyjątkiem. To praktyka powszechna – dodaje Bieliński.
Prosty mechanizm
Praktyka jest następująca: do właścicieli mieszkań, domów lub działek sąsiadujących z inwestycją przychodzi prawnik lub inna osoba i przedstawia ofertę. Chce zostać ich pełnomocnikiem w zamian za określoną kwotę pieniędzy albo za określony udział procentowy w kwocie uzyskanej w sądzie.
– Właściciele nie mają nic do stracenia, a zarobić mogą, więc na ogół się godzą – twierdzi jeden z deweloperów, który chce zachować anonimowość.