Rozsądne kilka procent
Zasady etyki zawodowej zabraniają adwokatom i radcom prawnym ustalania wynagrodzenia wyłącznie na zasadzie premii od kwoty wygranej w sądzie dla klienta. Równocześnie istnieją zapisy nakazujące im informowanie o wysokości honorarium np. na podstawie czasu pracy. Radcowski kodeks etyki wskazuje ponadto, że wynagrodzenie powinno być ustalane m.in. z uwzględnieniem koniecznego nakładu pracy, wymaganej specjalistycznej wiedzy, umiejętności i odpowiedniego doświadczenia, stopnia trudności i złożoności sprawy, znaczenia sprawy dla klienta itd.
W praktyce najczęściej prawnicy ustalają swoje wynagrodzenie jako kilka procent (najczęściej 3–8) od wartości wygranej sprawy plus określona z góry kwota, np. za analizę konkretnej umowy kredytowej (200–400 zł, ale bywa różnie). Bywają też jednak kancelarie, które pobierają zryczałtowane kwoty, np. na kilka tysięcy złotych.
Nieco doświadczeń z kancelariami walczącymi w imieniu frankowiczów z bankami ma Arkadiusz Szcześniak, prezes stowarzyszenia Stop Bankowemu Bezprawiu. Przyznaje on, że wynagrodzenie jest określane jako procent wywalczonej kwoty. – Nic zatem dziwnego, że wynagrodzenie za walkę o kilkaset tysięcy złotych opiewa na kilkanaście tysięcy złotych – mówi Szcześniak. Dodaje, że niektóre kancelarie doświadczone w sprawach frankowych zastrzegają w umowie z klientem, że nie sposób określić dokładnego wynagrodzenia, a jedynie określają jego górny pułap. Czy to właściwe podejście? – Klient zawsze powinien znać wysokość wynagrodzenia prawnika, a ustalenie górnego pułapu może być jedną z metod jego określenia – przyznaje radca prawny Tomasz Korpusiński z Komisji Etyki Krajowej Rady Radców Prawnych.
Kwota wynagrodzenia prawnika oczywiście nie może być przesadna i opiewać np. na kilkadziesiąt procent kwoty, o którą frankowicz walczy z bankiem. Jednak – co zauważa Tomasz Korpusiński – są to na ogół sprawy trudne i wielowątkowe. – Wymagają przygotowania uwzględniającego wiedzę specjalistyczną, i to nie tylko prawniczą. Chodzi przecież o kwestie ekonomiczne i bankowe – zauważa ekspert. Przypomina on, że prawnicy nie nabywają jej na studiach i aplikacji, a skuteczne prowadzenie spraw frankowych wymaga ciągłego śledzenia orzecznictwa, które przecież nie kończy się na wyroku TSUE.
Jednak nawet prawnik uzbrojony w wiedzę i doświadczenie w sprawach frankowych nie jest w stanie przewidzieć, ile czasu będzie musiał poświęcić na daną sprawę. Prawnicy, którzy prowadzą takie sprawy, przyznawali w rozmowach z „Rzeczpospolitą", że każda sprawa jest inna, bo każdy bank stosuje swoje schematy umowne (i to zazwyczaj kilka różnych), a więc każda umowa wymaga odrębnej analizy. Co więcej, już w trakcie rozprawy pojawiają się nowe kwestie, gdy prawnicy przeciwnej strony zaczynają analizować np. solidarną odpowiedzialność małżonków albo wnoszą o powołanie świadków czy biegłych. To wydłuża postępowanie.
Walka może potrwać
Nie jest też pewne, czy postępowanie zakończy się w pierwszej instancji. Zdarzyły się bowiem – i to już po wyroku TSUE – przypadki, w których sądy pierwszej instancji orzekały na niekorzyść banku, bo nie dopatrzyły się w umowach z klientami klauzul abuzywnych. Tymczasem właśnie istnienie takich klauzul jest według wyroku TSUE w sprawie Dziubaków warunkiem uznania umowy za nieważną. Reprezentowanie kredytobiorcy w walce z bankiem w drugiej instancji też zabiera czas i może wpłynąć na wynagrodzenie prawnika.