Japońska katastrofa z 11 marca wpisuje się w schemat, który naukowcy nazwali grupowaniem się trzęsień ziemi. Były to już piąte z kolei wstrząsy o sile przewyższającej 8,5 st. w skali Richtera, jakie zdarzyły się w ciągu siedmiu lat. Poprzednia taka czarna seria miała miejsce przed 50 laty.
– Szanse na to, aby było to przypadkowe, nie przekraczają 2 procent – twierdzą Charles Bufe i David Perkins z U.S. Geological Survey (USGS), amerykańskiej agencji zajmującej się naukami o Ziemi.
Sejsmiczne domino
Wedle tej hipotezy planeta doświadcza właśnie spazmu potężnych drgań, jaki zdarza się raz na jakiś czas. Zapoczątkowały go wstrząsy o sile 9,1 st. na indonezyjskiej Sumatrze w 2004 roku. W kolejnych latach ziemia trzęsła się w tym rejonie jeszcze dwukrotnie. W 2010 roku trzęsienie o magnitudzie 8,8 st. dotknęło Chile. Na końcu była Japonia.
Gołym okiem widać, że wielkie trzęsienia ziemi stały się wyjątkowo częste. Jednak nie chodzi tu o wstrząsy wtórne ani o niezależne drgania rodzące się w rejonie epicentrów niedawnych trzęsień. Owe serie drgań, o których mówią naukowcy z USGS, występują bowiem w odległych od siebie rejonach.
Już w 2005 roku Bufe i Perkins ogłosili hipotezę mówiącą o tym, że potężne trzęsienia ziemi ułożyły się w nieprzypadkową sekwencję w latach 1952 – 1964. Wtedy efekt sejsmicznego domina został wywołany przez drgania o sile 9 st. na Kamczatce. W 1960 r. w Chile zdarzyło się najsilniejsze z odnotowanych trzęsień: miało 9,5 st. w skali Richtera, a wywołane przez nie tsunami zniszczyło nie tylko wybrzeże tego kraju, ale też obszary nadmorskie USA, Filipin i Japonii. Serię tę zamknęły wstrząsy na Alasce, które uderzyły z mocą 9,2 st.