Dotąd środowiska feministyczne winą za dyskryminację kobiet obarczały mężczyzn, patriarchalny model rodziny, konserwatywny światopogląd, religię katolicką. Teraz do tej listy Parlament Europejski dorzucił... globalne ocieplenie.
Rezolucję w sprawie kobiet i zmian klimatu Parlament przyjął w ostatni piątek. W jej postanowieniach czytamy, że "zmiana klimatu nasila dyskryminację ze względu na płeć" oraz – co za tym idzie – "uniknięcie groźnej zmiany klimatu musi stanowić najwyższy priorytet zarówno dla polityki wewnętrznej, jak i zewnętrznej UE". PE wzywa też "Komisję i Radę do włączenia i uwzględnienia kwestii płci na każdym etapie strategii politycznych dotyczących klimatu, od ich tworzenia aż po finansowanie, wdrożenie i ocenę (...)".
Dokument bez sensu
Dokument nie ma charakteru legislacyjnego – nie jest związany z żadną propozycją prawną. Zawiera jednak konkretne postulaty, np. dotyczące parytetów na negocjacje klimatyczne. W przyszłości Parlament Europejski będzie mógł więc kwestionować propozycje Komisji Europejskiej, jeśli uzna je za niezgodne z dominującym w PE poglądem na związek między kwestią kobiecą a zmianą klimatyczną. W efekcie może wpływać na kształt prawa europejskiego.
W rezolucji PE zwraca się do państw członkowskich o "uwzględnienie aspektu płci w strategiach na rzecz przeciwdziałania klęskom żywiołowym", a także "o promowanie upodmiotowienia kobiet i ich uświadamianie poprzez budowanie potencjału przed katastrofami związanymi z klimatem". W tym celu kraje unijne powinny przeprowadzić analizę polityki "łagodzenia zmiany klimatu, skoncentrowanej przede wszystkim na wymiarze płci".
Parlament Europejski "z niepokojem zauważa, że zmiana klimatu może negatywnie wpłynąć na osiągnięcie milenijnych celów rozwoju ONZ, w szczególności celów związanych z sytuacją i ochroną kobiet". Dlatego też apeluje o "opracowanie wskaźnika "przyjazności dla klimatu" (jako alternatywy dla PKB)". Miałby on służyć monitorowaniu wpływu wzrostu, konsumpcji i wzorców stylu życia na zmianę klimatu.