O fotoradarach nie trzeba uprzedzać

O fotoradarach nie trzeba uprzedzać kierowcy. Mandat bez ostrzeżenia i tak jest ważny

Publikacja: 23.10.2010 04:55

O fotoradarach nie trzeba uprzedzać

Foto: Rzeczpospolita

To niedobra wiadomość dla wielu kierowców, którzy w nadziei, że mandat za zbyt szybką jazdę dostali niezgodnie z prawem, zamierzali go bezkarnie nie płacić. Rzecz dotyczy zmotoryzowanych „złapanych” przez radar na drodze, na której nie było znaku ani tablicy uprzedzającej o kontroli radarowej czy umieszczeniu fotoradaru.

Otóż nie ma przepisu, który obligowałby jakiegokolwiek zarządcę drogi do informowania o fotoradarach i znakowania dróg w miejscach wyposażonych w urządzenia rejestrujące. Taki znak może się więc pojawić, ale wcale nie musi.

Czasem policja sama występuje do zarządcy konkretnej drogi z propozycją, by w określonym miejscu znak się pojawił. Może jednak tylko proponować i sugerować, a nie nakazywać i zobowiązywać do postawienia. Powód?

W takich oznaczonych miejscach kierowca, szczególnie ten podróżujący trasą pierwszy raz, zwalnia dużo wcześniej i szuka fotoradaru.

W efekcie jedzie wolniej i bezpieczniej. Ta metoda nie sprawdza się wobec stałych bywalców określonych tras, ale policyjną drogówkę cieszy każdy kierowca, który choć na chwilę w takim miejscu zwalnia. Tak więc o tym, czy znak się pojawi czy nie, ostatecznie decyduje zarządca drogi. Skoro już jednak znak postawi, to musi dbać o jego utrzymanie, np. go myć.

A z tym różnie bywa. Jest wiele tras, na których z każdej strony widnieje znak z informacją o prędkości, czyli tzw. fotoradarze, a wiadomo, że urządzenia od dawna tam nie ma.

Problem oznakowania dróg w takich miejscach to skomplikowana sprawa. Choć od całkiem niedawna obowiązuje jeden wzór znaku informującego o takiej kontroli, to jeżdżąc po Polsce można zaobserwować kilka różnych tablic – uwaga radar, kontrola radarowa, zwolnij – fotoradar czy też pomiar prędkości.

To efekt tego, że zarządcy dróg, a jest nim np. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad dla dróg krajowych, zaczęli informować o fotoradarach kilka lat temu, zanim jeszcze zaczął obowiązywać jeden oficjalny wzór. Stare znaki i tablice powinny być wymienione, ale nawet jeśli tak się nie stało, nie jest to żadna podstawa do podważania mandatu.

Znak czy tablica nie mają nic wspólnego z wystawionym mandatem. Bez względu na to, czy w ogóle znajdują się w danym miejscu, oraz bez względu na ich wygląd i kolorystykę kierowca, który przekroczy prędkość, ma obowiązek zapłacenia mandatu.

[srodtytul]Zdjęcie od tyłu[/srodtytul]

Duża liczba kierujących jest święcie przekonana, że aby policja wystawiła mandat za przekroczenie prędkości, na zdjęciu musi widnieć nie tylko numer rejestracyjny, ale również twarz niezdyscyplinowanego kierowcy. To nieprawda.

Właściciel samochodu zobligowany jest do wskazania policjantom osoby kierującej, nawet jeśli na zdjęciu nie widać jej twarzy. Z tego właśnie względu coraz więcej kierowców dostaje fotoradarowe zdjęcia swoich pojazdów zrobione od tyłu.

Działanie takie jest jak najbardziej zgodne z prawem. W przypadku otrzymania takiego zdjęcia właściciel pojazdu ma niewielkie możliwości wymigania się od kary.

[srodtytul]Jazda w parze [/srodtytul]

Co robić dwa samochody na zdjęciu?

To, że zdjęcie jest wyraźne i można rozpoznać kierowcę, nie oznacza jeszcze, że dowodzi ono wykroczenia. Sytuacja jest wątpliwa kiedy np. w kadrze widoczne są dwa auta. W takiej sytuacji – jeśli czujemy się niewinni – możemy skorzystać z prawa do odmowy przyjęcia mandatu.

Będziemy wówczas dowodzić, że prędkość zarejestrowana przez fotoradar dotyczy drugiego (sąsiedniego) samochodu znajdującego się na zdjęciu. Nie ma przy tym znaczenia, które auto jest wyraźniejsze lub np. to, że nasza tablica rejestracyjna jest widoczna, a należąca do drugiego samochodu nie.

Sąd powinien wszystkie wątpliwości rozstrzygnąć na naszą korzyść, choć – jak zwykle w takich przypadkach – nie można przewidzieć wyniku.

[srodtytul]Kiedy zatrzyma cię drogówka[/srodtytul]

Nie każda kontrola drogowa musi oznaczać ukaranie kierowcy. Czasem drogówka zatrzymuje nas prewencyjnie, co oznacza, że sprawdza dokumenty i informuje, że wszystko jest w porządku. Kiedy jednak mamy coś na sumieniu, musimy się liczyć z mandatem.

Jak się wówczas zachować? Otóż każdy kierowca złapany na wykroczeniu ma dwie możliwości:

- odmówić przyjęcia mandatu lub

- zgodzić się nań.

Pierwsza z możliwości oznacza dla kierowcy obowiązkową wizytę w sądzie. Druga odbije się niekorzystnie na jego kieszeni.

Najczęściej, kiedy mamy świadomość popełnionego wykroczenia, zgadzamy się z decyzją policjanta i godzimy się na mandat. Problematyczna pozostaje tylko jego kwota – dla kierowcy niemal zawsze propozycja policjanta wydaje się zbyt surowa.

Często więc próbujemy się targować o wysokość mandatu. W takiej sytuacji musimy jednak pamiętać, że to na niewiele się zdaje. Większość wykroczeń drogowych została w taryfikatorze wyceniona na konkretne, sztywne kwoty.

Nie ma więc co liczyć na „dobre serce” policjanta, bo wypisując mandat za konkretne wykroczenie, jest on ograniczony taryfikatorem.

A ten obowiązuje w całym kraju. Za wykroczenia nieokreślone w taryfikatorze funkcjonariusz może wystawić mandat od 20 zł do 500 zł. Czasem, kiedy kierowca jednym zachowaniem popełni kilka wykroczeń, może dostać dużo wyższy mandat – nawet 1 tys. zł.

Jeżeli kierowca popełni nie tylko wykroczenie, ale dodatkowo spowoduje zagrożenie bezpieczeństwa, to drogówka ma możliwość surowszego potraktowania go. Wtedy do kwoty mandatu za wykroczenie dodaje 200 zł. Jeśli natomiast kierowca był nietrzeźwy, to może uzyskać jeszcze wyższy mandat – powiększony o 300 zł.

Sprawa kierowcy przyjmującego mandat jest załatwiona w chwili jego opłacenia. Dużo bardziej skomplikowana jest sprawa kierowcy, który odmawia przyjęcia mandatu. Może właśnie dlatego odmowy przyjęcia mandatu zdarzają się rzadko. Jeśli kierowca nie godzi się z decyzją policjanta, sprawa kończy się w sądzie.

Policjant sporządza wniosek o ukaranie, który wędruje do sądu. Trafi tam też cała dokumentacja – fotografie, zeznania świadków itd. Świadkami na sprawie często są policjanci z patrolu, którzy złapali daną osobę na wykroczeniu.

Każdy, kto zamierza odmówić przyjęcia mandatu w jednoznacznej sytuacji, musi się liczyć z tym, że grzywna orzeczona przez sąd jest na ogół tej samej wysokości, co mandat proponowany przez policjanta. Do tego trzeba jednak doliczyć koszty postępowania. Ile? Jak udało się nam ustalić, za postępowanie mandatowe trzeba zapłacić 50 zł – tyle wynosi ryczałt. Do tego trzeba doliczyć opłatę od kary grzywny – 10 proc. grzywny wymierzonej przez sąd, ale nie mniej niż 30 zł, i dodatkowo opłatę za badanie alkomatem (jeśli było robione) – 70 zł.

Jeżeli za wykroczenie przewidziano także punkty karne, to bez względu na to, czy sprawą zajmie się sąd czy policjant, i tak trafią na konto kierowcy. Nad decyzją o przyjęciu mandatu trzeba się poważnie zastanowić. Przyjęty mandat jest bardzo trudno uchylić. Jest to możliwe tylko wówczas, gdy policjant czy strażnik miejski nałoży grzywnę za coś, co według prawa nie jest wykroczeniem.

Z taką sytuacją możemy mieć do czynienia, np. gdy funkcjonariusz wypisze mandat za parkowanie w strefie zakazu, a okaże się, że tam, gdzie kierowca zaparkował, zakaz nie obowiązuje.

Zawsze jednak uchylenie następuje na wniosek ukaranego złożony w ciągu siedmiu dni od uprawomocnienia się mandatu – jest to tzw. termin zawity, co oznacza, że po jego upływie wygasa prawo do złożenia wniosku. Uprawniony do uchylenia prawomocnego mandatu karnego jest sąd właściwy do rozpoznania sprawy, na którego obszarze została nałożona grzywna. O uchyleniu mandatu karnego sąd orzeka na posiedzeniu.

Uchylając mandat karny, nakazuje się podmiotowi, na którego rachunek pobrano grzywnę, czyli właściwej komendzie policji czy straży miejskiej, zwrot uiszczonej kwoty.

[srodtytul]Nie ma szansy na zmianę decyzji[/srodtytul]

Jeżeli dana osoba przyjęła mandat, to nie można go uchylić np. ze względu na zbyt wysoką kwotę grzywny. Nawet gdyby przewyższyła ona karę możliwą do zastosowania w drodze mandatu albo gdy przekracza stawkę ustaloną w taksie mandatowej.

Tak samo – gdy grzywnę nałożono za wykroczenie, wobec którego tryb mandatowy nie jest dopuszczalny. Często w grę wchodzi też trzecia możliwość – kierowca dostał mandat, ale go nie płaci. Jeśli jest to mandat zaoczny, sprawa trafi do sądu.

Jeżeli mandat wystawi policja, kierowca musi się liczyć z tym, że jego kwota zostanie ściągnięta przez urząd skarbowy z nadpłaty podatku. Jeżeli natomiast mandat został wystawiony przez straż miejską, to kierowca powinien liczyć się z tym, że miasto prędzej czy później upomni się o pieniądze, a potem wyśle poborcę, który, doliczając niewielką opłatę (ok. 6 zł), przyjedzie pod wskazany adres i zainkasuje od nas pieniądze.

[ramka][b]Za co można stracić prawo jazdy?[/b]

[link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr;jsessionid=33E0A3B67819EBCB030CC1D50925305F?id=178080]Kodeks drogowy[/link] przewiduje kilka możliwości:

- prowadzenie auta w stanie nietrzeźwości lub po użyciu alkoholu (przestępstwo albo wykroczenie)

W takiej sytuacji policjant musi zatrzymać prawo jazdy. Badanie alkomatem pozwala na miejscu określić, czy kierowca jechał na tzw. podwójnym gazie. Trochę więcej czasu wymaga natomiast badanie krwi (np. na obecność narkotyków),

- przekroczenie dopuszczalnej liczby punktów karnych

W ciągu roku od daty wydania prawa jazdy po raz pierwszy nie można złapać więcej niż 20 punktów karnych (21 oznacza już kłopoty). Bardziej doświadczonym kierowcom zatrzymanie prawa jazdy grozi dopiero po przekroczeniu 24 punktów,

- zatrzymanie na wniosek sądu, prokuratora lub starosty

Z zatrzymaniem dokumentu uprawniającego do jazdy przez policjanta muszą się liczyć kierowcy, wobec których zapadło postanowienie lub decyzja o zatrzymaniu prawa jazdy, a także ci, wobec których orzeczono zakaz prowadzenia pojazdów bądź też podjęto decyzję o cofnięciu uprawnień.

Chodzi o sytuację, w której organ wydający decyzję o zatrzymaniu lub cofnięciu uprawnień do kierowania nie ma możliwości odebrania dokumentu,

- brawurowa jazda stwarzająca realne zagrożenie

Prawo jazdy możemy stracić także wtedy, gdy nasza jazda stwarza zagrożenie na drodze. W czym rzecz? Poważnie przekraczamy dozwoloną prędkość, wyprzedzamy na tzw. trzeciego, przejeżdżamy na czerwonym świetle czy dodajemy gazu na przejściu dla pieszych.

Wówczas policjant korzysta z prawa do zatrzymania prawa jazdy, gdy ma uzasadnione podejrzenie, że kierowca popełnił przestępstwo lub wykroczenie, za które może być orzeczony zakaz prowadzenia pojazdów,

- upłynął okres ważności prawa jazdy

Jeśli policjant zatrzymał prawo jazdy, gdy upłynął termin jego ważności (np. gdy z przyczyn zdrowotnych – wada wzroku – uprawnienia wydano na czas określony), wyda pokwitowanie, które będzie ważne przez tydzień,

- nieudzielenie pomocy ofiarom wypadku

To jeden z najgorszych grzechów kierowcy – w takiej sytuacji policjant musi zatrzymać dokument.[/ramka]

[ramka][b] Zobacz cały [link=http://www.rp.pl/temat/375203.html]poradnik o mandatach[/link][/b][/ramka]

To niedobra wiadomość dla wielu kierowców, którzy w nadziei, że mandat za zbyt szybką jazdę dostali niezgodnie z prawem, zamierzali go bezkarnie nie płacić. Rzecz dotyczy zmotoryzowanych „złapanych” przez radar na drodze, na której nie było znaku ani tablicy uprzedzającej o kontroli radarowej czy umieszczeniu fotoradaru.

Otóż nie ma przepisu, który obligowałby jakiegokolwiek zarządcę drogi do informowania o fotoradarach i znakowania dróg w miejscach wyposażonych w urządzenia rejestrujące. Taki znak może się więc pojawić, ale wcale nie musi.

Pozostało 95% artykułu
Konsumenci
Pozew grupowy oszukanych na pompy ciepła. Sąd wydał zabezpieczenie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Sądy i trybunały
Dr Tomasz Zalasiński: W Trybunale Konstytucyjnym gorzej już nie będzie
Konsumenci
TSUE wydał ważny wyrok dla frankowiczów. To pokłosie sprawy Getin Banku
Nieruchomości
Właściciele starych budynków mogą mieć problem. Wygasają ważne przepisy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Prawo rodzinne
Przy rozwodzie z żoną trzeba się też rozstać z częścią krów