Wiele osób nadal uważa, że zakup auta za granicą jest bezpieczniejszy niż w kraju i że kupuje się samochód w dużo lepszym stanie technicznym. Często w takich wypadkach nabywcy sugerują się ceną i zapewnieniami niesprawdzonych handlarzy. Tymczasem to błąd. I to poważny.
Nie oznacza to oczywiście, że w ten sposób nie da się kupić bezpiecznie samochodu. Trzeba jednak wiedzieć, na jakie haczyki uważać. Wskazuje je na swojej stronie internetowej Europejskie Centrum Konsumenckie (www. konsument.gov.pl).
Przede wszystkim sprawdzajmy wiarygodność sprzedawcy (nawet gdy z ogłoszenia w Internecie wynika, że to diler). Pomocna w tym może być wyszukiwarka przedsiębiorców w danym kraju dostępna pod adresem: www.konsument.gov.pl/pl/news/398/101/Jak-sprawdzic-wiarygodnosc-zagranicznego-e-sklepu.html. Dzięki niej możemy ustalić, jak długo firma istnieje i gdzie ma siedzibę.
Nigdy też nie płaćmy z góry. Może się bowiem okazać, że uiścimy należność, a auta nigdy nie zobaczymy, bo rzekomy diler i pośrednik, który miał auto dostarczyć, rozpłynął się we mgle. Żądajmy też, aby wszelkie zapewnienia sprzedawcy znalazły odzwierciedlenie w umowie (co do stanu licznika, bezwypadkowości itp.). Przyda się to, gdy zaistnieje konieczność dochodzenia przysługujących nam praw.
Ostrożność wskazana jest również we wszelkich ofertach typu „pomoc tłumacza przy zakupie auta z Niemiec". Taki pośrednik zazwyczaj nie podpisuje z klientem żadnej umowy (strony poprzestają na ustnych ustaleniach), wyszukuje ofertę, sprawdza rzekomo dokumenty, ale – jak pokazuje praktyka – fałszywie je tłumaczy, co nie przeszkadza mu zainkasować należności za usługę. Tymczasem klient zostaje z autem, którego stan techniczny pozostawia wiele do życzenia, jednym słowem – z kłopotami.