– Liczyliśmy na poszerzenie zasięgu oddziaływania niezwykłej sztuki Beksińskiego i wyjście z jej promocją poza muzealny szablon. Z pewnością też nie zawiedliśmy się w naszych oczekiwaniach, czego wyrazem są rekordowe wyniki frekwencji w muzeum za rok 2023 – mówi Jarosław Serafin, dyrektor Muzeum Historycznego w Sanoku, w którym działa Galeria Beksińskiego.
Czy koncerty BEKSIŃSKI.LIVE poszerzają odbiór dzieł Beksińskiego? A jaką muzykę on cenił, jakiej słuchał?
Oczywiście Beksiński miał swoich ulubionych twórców, do których regularnie powracał. Szczególne miejsce zajmowali najwięksi symfonicy XX wieku – Dymitr Szostakowicz, a nade wszystko Gustav Mahler i Alfred Schnittke. Beksiński odczuwał swoistą wspólnotę artystyczną z wymienionymi twórcami, a w swoim malarstwie pragnął zakląć atmosferę ich dzieł filharmonicznych, a nadto potencjał do poruszania odbiorcy.
Jednak Beksiński nie ograniczał się do jednego gatunku muzycznego. Był wprawdzie od dzieciństwa zakochany w muzyce klasycznej i tej miłości pozostał wierny do końca życia, ale po drodze pojawiały się fascynacje związane z duchem czasu. Był to więc big-beat, była epoka jazzu, a potem – poniekąd za sprawą syna, doskonale znanego Tomka – na przykład rock. O muzyce Beksiński powiedział i napisał bardzo wiele, był zresztą nie tylko melomanem, ale również znakomitym koneserem. O muzyce wypowiadał się z wielkim znawstwem i pokorą. Co więcej, w pewnym momencie podjął incydentalne próby – jako kompozytor tworzył muzykę konkretną.
Film „Ostatnia rodzina” pokazywał muzyczne konteksty życia Beksińskich. Jak muzeum je prezentuje?
Tej ważnej sferze życia Zdzisława Beksińskiego poświęcono naturalnie uwagę w ramach ekspozycji stałej w sanockiej Galerii Beksińskiego. Światło na muzyczne pasje artysty rzucono w części, w której można oglądać zrekonstruowaną w najmniejszych detalach pracownię warszawską. Można w niej podziwiać oryginalną płytotekę mistrza obejmującą około 1500 płyt, głównie z muzyką klasyczną. Ale również poszczególne fotografie dokumentalne zdradzają fascynację muzyką: możemy więc zobaczyć pracownię sanocką wypełnioną po brzegi sprzętem muzycznym oraz artystę malującego ze słuchawkami na uszach.
W jaki sposób muzeum zaangażowane jest w projekt BEKSIŃSKI.LIVE?
Przede wszystkim projekt wymagał odpowiedniej zgody i licencji ze strony dysponenta praw autorskich do twórczości Zdzisława Beksińskiego, a tak się składa, że te prawa są wyłącznie przy muzeum. W rozmowach, trzeba to przyznać, nie spieszyliśmy się i dawaliśmy sobie dużo czasu na ostateczne decyzje (od podjęcia rozmów do finalizacji umowy trzeba było czekać ponad dwa lata). Jako muzealnicy mamy, jak łatwo odgadnąć, dość blade pojęcie o sztucznej inteligencji, zwłaszcza angażowanej w projekty sceniczne. Dlatego też zarezerwowaliśmy sobie prawo do korekt i uwag dotyczących sfery wizualnej i tego, jak potraktowane zostaną przez algorytm dzieła Zdzisława Beksińskiego. Szło przede wszystkim o to, by cyfrowe przetworzenia nie odeszły nazbyt daleko od oryginału i nie straciły atmosfery prac mistrza. Mam wrażenie, że nie nadużywaliśmy tego prawa, ale tam, gdzie czuliśmy potrzebę zgłoszenia wątpliwości, czyniliśmy to wyraźnie, i trzeba przyznać, że nasi partnerzy – twórcy projektu – traktowali nas bardzo poważnie. Ta współpraca daje nam coraz większą satysfakcję, a każda kolejna odsłona samego koncertu zdaje się wynosić projekt na wyższy poziom.