[b]Rz: Jak zmienia się popyt na informację podczas kryzysu gospodarczego? [/b]
[b]Pierre Louette:[/b] Pierwszy sygnał, że coś się zmienia, to kurczące się możliwości finansowe klientów. Mają mniej pieniędzy, więc tną wydatki, często właśnie na pozyskanie informacji. Drugi sygnał to zdecydowanie większy popyt na informację lokalną. Jednocześnie widać, że nasi klienci potrzebują globalnego kontekstu tego, co dzieje się w ich kraju. Najczęściej poszukują go w telewizji, natomiast prasa ich zdaniem powinna być coraz bardziej lokalna. Wielki świat jest mniej ważny, bo chcą się dowiedzieć, jak kryzys dotknął ich miasta, nawet dzielnicy.
[b]Jak lokalna jest dzisiaj AFP? [/b]
Coraz bardziej. Zresztą zawsze tak było, że nasza agencja bardziej skupiała się na lokalnych wydarzeniach niż jakakolwiek inna agencja światowa. Associated Press wyspecjalizowała się w podawaniu informacji dla Amerykanów. Reuters z kolei poszedł bardziej w kierunku gospodarki i finansów, dlatego siłą rzeczy skupia się na wybranych krajach. Naszą bazą jest Francja, ale nasz rynek nie jest wystarczająco szeroki, dlatego jedynym wyjściem stało się bycie agencją multilokalną i wieloregionalną. Jesteśmy już bardzo silni w Azji i nadajemy np. z Tajlandii dla Malezji, z Wietnamu na Laos, do Kambodży i Tajlandii czy z Indonezji do Australii. Nie skupiamy się na pisaniu o Indonezji dla Francuzów. Podobnie jest w Afryce, gdzie mamy dwukrotnie więcej ludzi i biur niż AP i Reuters. Oczywiście nigdy nie będziemy tak lokalni w Polsce jak Polska Agencja Prasowa. Nie mamy wielkiego zespołu piszącego po polsku i nie ma możliwości, żebyśmy konkurowali z krajowymi agencjami w 175 krajach. To byłoby nieopłacalne.
[wyimek]Od szefowej działu zagranicznego „New York Timesa” usłyszałem, że AFP jest zbyt propalestyńska. Od francuskiego MSZ, że zbyt proizraelska. Czyli wszystko było OK [/wyimek]