Dziś wiadomo, że reklama i media to branże, które najprawdopodobniej odczują kryzys wyjątkowo boleśnie. Boleśnie, bo jak niewiele dziedzin gospodarki, w tak wielkim stopniu zależą od cykli koniunktury. Boleśnie, bo są to dziedziny wyjątkowo konkurencyjne, gdzie walka o pieniądze reklamodawców przebiega bez pardonu.
To prawdziwy paradoks, ponieważ tak naprawdę kryzysu nie ma. Ostatnie parę miesięcy to bardzo ciekawy przykład, jak wirtualny kryzys może realnie zniszczyć perspektywy biznesowe świetnie rozwijającej się gałęzi gospodarki.
Samospełniająca się przepowiednia przekłada się na rzeczywistość, gdyż decydenci poddali się ogólnemu pesymizmowi. Pesymizmowi, co należy podkreślić, niemającemu odbicia w rzeczywistych liczbach. Ten kryzys wywołał sam siebie, a jego efekty, wzmocnione zaciekłą walką konkurencyjną, są dla branży katastrofalne. Nadawcom telewizyjnym w Polsce zabierze lata odbudowa zniszczonych w ciągu ostatnich paru miesięcy źródeł przychodów.
[wyimek]Ostatnie parę miesięcy to bardzo ciekawy przykład, jak wirtualny kryzys może realnie zniszczyć perspektywy biznesowe świetnie rozwijającej się gałęzi gospodarki[/wyimek]
Rynek reklamy jest bezpośrednio zależny od dynamiki zakupów polskich gospodarstw domowych. Znakomita większość wydatków reklamowych skierowana jest do przeciętnego nabywcy. Sektor reklamy business to business to margines tego rynku. Tymczasem Polacy, wbrew stereotypom, czarnowidztwu i medialnej histerii, kupują więcej niż przed rokiem.