Rz: Jaka reklama zrobiła na Panu największe wrażenie?
Fernando Vega Olmos
: Było ich wiele, ale najważniejsza to chyba reklama telewizyjna, przygotowana przed laty dla dziennika "Independent". Nazywała się „Litania". Przepiękny kawał roboty opierający się na wymienianiu różnych znanych wszystkim popularnych zakazów. A na końcu padało: „I nie czytaj". To naprawdę wspaniały film. Jestem copywriterem i zazdroszczę innym takich prac.
A lubi pan azjatyckie reklamy? Niektóre są kompletnie różne od tego, co znamy np. tu w Europie.
Trudno mówić o Azji jako o jednolitym obszarze, to ogromna i różnorodna przestrzeń. Ale oczywiście jest ciekawa. Po pierwsze dlatego, że ich reklamy, jeśli już mają się wyróżniać, wyróżniają się całkowicie. Zwłaszcza Tajowie mają zupełnie inne od nam znanego poczucie humoru. Azja to nie jest jednak łatwy rynek, bo tam naprawdę wierzy się w reklamy. Dla wielu Azjatów reklamy to w porównaniu z doświadczeniem Europy czy Ameryk, wciąż nowe doświadczenie. My jesteśmy bardziej „dojrzali". Wiemy, że reklama służy temu, by coś sprzedać. Azjaci są w dobrym znaczeniu tego słowa, ale jakby bardziej naiwni. Kiedy pojechałem do Wietnamu cztery lata temu, miałem spotkanie z człowiekiem, który odpowiadał za strategię past do zębów produkowanych przez Unilever. Po spotkaniu spytałem go ot tak, jakiej sam używa pasty do zębów. A on odpowiedział: właściwie to Colgate, co oczywiście było bardzo niepoprawne politycznie. Spytałem od razu dlaczego, a on odpowiedział tekstem z reklamy właśnie: bo poleca ją 9 na 10 dentystów. Myślałem, że to dowcip. No ale to nie był dowcip.