Rozmowa ze Sławomirem Nowaczewskim

- Nawet bardzo rozbudowane i drogie systemy audio w domach to zupełnie co innego niż uczestnictwo w koncercie na żywo - przekonuje w rozmowie z "Rz" Sławomir Nowaczewski, partner zarządzający w firmie Rochstar Events, organizatora m.in. Warsaw Orange Festival

Publikacja: 20.05.2013 16:52

Rozmowa ze Sławomirem Nowaczewskim

Foto: ROL

Rz: Jeszcze jesteśmy w Polsce koncertowym zaściankiem czy już nie?

Sławomir Nowaczewski:

Na pewno nie. Jesteśmy bardzo atrakcyjnym rynkiem. To jest kraj, który liczy 38 mln mieszkańców i jest dla artystów zza granicy bardzo atrakcyjny. A tendencja jest taka, że wszędzie artyści w dobie ściągania muzyki z Internetu muszą dawać koncerty, żeby móc zarabiać. Ten rok jest w ogóle w Polsce nieprawdopodobny:  sporo artystów  odwiedzi Polskę, w tym wielu po raz pierwszy.

Ile wart jest rynek koncertów w Polsce?

Kilkaset milionów złotych.

To dużo czy mało?

Myślę, że to przyzwoita suma. W Polsce jest 12-15 liczących się festiwali. Oprócz Orange Warsaw Festival mamy Audioriver, Sunrise Festival , wielki festiwal jakim jest Open'er, największe tego typu wydarzenie, czyli Woodstock, Off Festival, Tauron Nowa Muzyka.... Budżety takich festiwali to od kilku do kilkudziesięciu milionów złotych.

Jak jest z rentownością takich przedsięwzięć?

Gdyby były  nierentowne, nikt by się pewnie nie porywał za ich organizację. Ale są to przedsięwzięcia obarczone wysokim ryzykiem – stopa zwrotu zależy od wielu czynników. Główne z nich to czas, miejsce i line-up, czyli zestaw artystów. O procentowych kwotach nie chciałbym mówić, ale one muszą się bilansować organizatorom i sponsorom.

Od kiedy można powiedzieć, że mamy w Polsce konkurencyjny rynek festiwali? Jak ten rynek się rozwijał od czasów, gdy mieliśmy tylko wydarzenia w rodzaju festiwalu w Opolu?

Opole czy Sopot to zupełnie inne festiwale:  telewizyjne. Poza nimi przez dugi czas rzeczywiście w Polsce nic nie było. Nawet festiwal w Sopocie, choć międzynarodowy, prezentował zupełnie inną skalę, bo  do amfiteatrów w Polsce może wejść od 2,5 tys. do 4 tys. ludzi. Mieliśmy jeszcze Jarocin. To był festiwal! Mimo to byliśmy wtedy trochę zaściankowi , jeśli popatrzy się na to, co równolegle działo się w innych krajach. Na zachodzie Europy są festiwale, które mają kilkudziesięcioletnią historię. W Polsce przełomem była na pewno połowa lat 2000, kiedy festiwale zaczęły się rozrastać i jakością dorównywać europejskim. Jeden z polskich festiwali dostał nawet dwie nagrody za organizację. To konkurencyjny festiwal, ale z dużą sympatią patrzę na to, co Open'er zrobił dla rynku festiwali w Polsce.

Łatwo jest znaleźć sponsora dla takiego festiwalu? Czym przekonuje się do tego firmy?

Nie jest łatwo, zwłaszcza w tych trudnych czasach. To jest związane z pogłębiającą się recesją, bo w gospodarce trendy są spadkowe. Przekonanie sponsora to trudne zadanie, którego powodzenie w dużej mierze zależy od tego czy w swojej wizerunkowej strategii firma ma muzykę czy nie.

Ile sponsor wykłada na festiwal na dzień dobry? Całą kwotę?

Nie, procentowo te budżety wahają się od 25 do 50 proc. wartości. Chociaż zdarzają się przypadki imprez sponsorowanych w całości. Wtedy model staje się inny: sponsor staje się też klientem i sprzedaje bilety. Mieliśmy kilka takich wydarzeń.

Jak mierzy się efektywność takiego wydarzenia jak muzyczny festiwal?

Gdyby ktoś wymyślił zwięzłą formułę na to, jak zmierzyć wartość takiego sponsoringu w sposób arytmetyczny, pewnie dostałby Nobla. Na pewno są ścisłe dane, pokazujące efekty kampanii promocyjnej. Mierzalny jest też sukces frekwencyjny. Wizerunkowo także jednak na pewno się to zwraca, bo firmy wciąż w tego rodzaju wydarzenia inwestują.

A zdarza się, że firmy podejmują się takich przedsięwzięć nie patrząc na stopę zwrotu? Że chodzi tylko o zrobienie na rynku zamieszania?

Tak, przygotowywałem nawet dwie takie imprezy, choć na koniec pieniądze także w tych przypadkach okazały się ważne. To był np. Redbull X-Fighters w 2010 r. na Stadionie Dziesięciolecia. Zupełnie inaczej jest kiedy sponsorem jest telekom, a  inaczej, gdy jest to producent piwa czy tzw. softdrinków. Bo softdrinki i piwo można sprzedawać i pierwszy wkład sponsora jest refundowany ze sprzedaży. To bardzo ważne, jeśli chodzi o przepływy finansowe takiego wydarzenia.

Jakie sektory mogą się jeszcze zainteresować inwestowaniem w festiwale? Telekomy zdaje się, że już są zagospodarowane.

Energetyka i paliwa. To one się prędzej czy później zainteresują nie tylko festiwalami muzycznymi, ale także innymi imprezami masowymi.

Jak pan ocenia bazę koncertową w Polsce?

My organizujemy festiwal, który odbywa się na stadionie. Nasz festiwal jest festiwalem miejskim, kompaktowym, bo mamy tylko jedną scenę i ośmiu artystów, którzy wystąpią w ciągu dwóch dni. Myślimy o tym, żeby się rozwijać. Mamy stadiony, ale nasz rynek rozwinął się też bardzo na poziomie dostarczania wygód. Są firmy, których jeszcze 10-15 lat w Polsce nie było. Na poziomie udogodnień i technologii dziś już są. Pamiętam czasy gdy w Polsce nie było np. w ogóle dostępnych ciężkich barier typu mojo. Dziś cały ten rynek prezentuje europejski poziom.

Na jaką liczą państwo w tym roku widownię?

Nie chciałbym podawać konkretnych danych, ale już przekroczyliśmy o 25 proc. widownię ubiegłoroczną, więc już można mówić o umiarkowanym sukcesie. W ubiegłym roku festiwal obejrzało w dwa dni ok. 50 tys. ludzi.

To was satysfakcjonuje?

Na pewno jest to sukces frekwencyjny – już udowodniliśmy, że warto było się przenieść na większy obiekt. W pierwszym dniu będziemy mieli w obiekcie 40 tys. ludzi. A to jest prawie jego wyporność.

Są jacyś artyści, których nie da się ciągle ściągnąć do Polski?

Nie ma takich artystów. Wszystko zależy od czasu, miejsca i pieniędzy, które się położy na stole. Konkurencja jest jednak duża. W Polsce działa oddział koncertowego giganta, Live Nation. W związku z tym, że są sieciową organizacją, jest im często łatwiej w negocjacjach. Najlepiej sprzedają się w Polsce artyści, których jeszcze u nas nie było, choć oczywiście są wyjątki.

Na kogo Państwo teraz polują?

Nie mogę tego powiedzieć, ale jest oczywiście taka lista i już zaczynamy pracę nad przyszłym rokiem.

Branża festiwalowa ma szansę się jeszcze rozwijać?

Tak, nie sądzę, żebyśmy byli już nasyconym rynkiem. Jest kilku kluczowych graczy, ale myślę, że będzie się też rozwijał w Polsce także rynek imprez masowych innych niż koncerty. Równamy krok z krajami europejskimi. Wydaje mi się, że jest naturalna tendencja polegająca na tym, że im dookoła jest ciężej, tym bardziej ludzie chcą się rozerwać. Trzeba im dostarczyć igrzysk.

Wśród ludzi pokutuje przekonanie, że nawet jeśli ściągają piracka muzykę, są wobec wykonawców fair, bo kupują bilety na koncerty, które traktują jak „cegiełki" wykupowane na ulubionego wykonawcę. Co Pan na to?

Nie spotkałem się z taką filozofią, ale to bardzo ciekawe. Trzymajmy się takiej filozofii, bo to oznacza, że rynek będzie rósł.

Wszystkie istniejące festiwale przetrwają?

W ciągu ostatnich trzech-czterech lat pojawiło się na rynku sporo wydarzeń, które mają w nazwie słowo „festiwal", ale tak naprawdę nie mają z festiwalem nic wspólnego. Myślę, że te ugruntowane marki będą się rozwijać. Czy to poprzez dryfowanie jeśli chodzi o nurty muzyczne, czy poprzez wprowadzanie do oferty również innych wydarzeń. Na pewno zmienia się publiczność. Festiwal z definicji jest imprezą dla ludzi młodych: i duchem i wiekiem. Pytaniem jest więc, co trzeba serwować ludziom młodym i jaka jest granica wieku uczestników takich wydarzeń -  czy grupą docelową jest grupa 30+ czy 21 +? To trudne pytania, na które trudno jednoznacznie odpowiedzieć.

Jak wyglądają ceny biletów festiwalowych w porównaniu z zachodnioeuropejskimi?

Bilety w Polsce są nadal tańsze o jakieś 30-40 proc. niż na Zachodzie. My w tym roku podnieśliśmy ceny od 60 proc. i dostaliśmy za to burę od „hejterów" w Internecie. Ale to jest związane z grupą docelową festiwalu. Musimy sobie jako organizatorzy festiwalu odpowiedzieć na pytanie czy chcemy żeby przychodzili na niego 16-latkowie, którzy proszą rodziców o 60 zł na bilet, czy świadoma publiczność: ludzie, którzy mają pieniądze i dla których ten festiwal będzie mógł się rozwijać. Moim marzeniem jest, by Warsaw Orange Festival miał dwie sceny i pozostał miejskim festiwalem, ale z drugą sceną na błoniach.

Po rynku krążą legendy o życzeniach gwiazd przybywających do Polski. Zdarzyły się Panu życzenia z kosmosu?

Dla mnie to nie są dziwne życzenia. Ci ludzie najczęściej są po prostu w trasie, co oznacza, że grają od kilka do kilkudziesięciu koncertów w ciągu miesiąca czy dwóch i próbują w tej zmiennej rzeczywistości żyć normalnie. Legendy, które krążą wzięły się stąd, że jeszcze 10-15 lat temu wielu rzeczy w Polsce nie było i niektóre prośby trudno było spełnić. Sam pamiętam jak kiedyś dla którejś gwiazdy miałem problem ze znalezieniem piwa Kilkenny Red i byłem tym mocno zestresowany. Dla mnie oczywiste jest, że gwiazda zażyczy sobie jakąś międzynarodową wodę mineralną, którą pije u siebie, a nie lokalną markę i że trzeba będzie ja dostarczyć. Zdarzały się też trudne prośby na poziomie technologicznym, bo koncerty są coraz bardziej rozbudowane pod względem technicznym. Ale w Polsce tez mamy już świetnych podwykonawców, wykonaliśmy skok, jeśli chodzi o to, na jakim poziomie pracujemy i jacy ludzie w tej branży pracują.

Dlaczego nie ma relacji z festiwali w telewizjach? Nie chcą państwo by ludzie odrywali się od uczestnictwa na żywo?

Nie, po prostu artyści za występ na transmitowanym festiwalu żądają także pieniędzy  za udzielenie praw do retransmisji koncertu. Nie wiem też czy koncerty oglądają się w telewizji tak dobrze, a stacja też musi mieć określony interes w tym, by taką jednostkę programową nadawać.

YouTube zaczyna transmitować koncerty w sieci. To jest zagrożenie dla wydarzeń na żywo?

Prawa internetowe zaczynają być równie drogie co telewizyjne. Wszyscy zaczynają doceniać potęgę Internetu i audiowizualnych przekazów w Internecie. Jednak z pełnym szacunkiem także dla tych wszystkich, którzy kupują sobie muzyczne DVD – nawet, jeśli mają jakieś bardzo rozbudowane i drogie systemu w domach, to jest zupełnie co innego niż uczestnictwo w koncercie na żywo.

Rz: Jeszcze jesteśmy w Polsce koncertowym zaściankiem czy już nie?

Sławomir Nowaczewski:

Pozostało 99% artykułu
Media
Donald Tusk ucisza burzę wokół TVN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Media
Awaria Facebooka. Użytkownicy na całym świecie mieli kłopoty z dostępem
Media
Nieznany fakt uderzył w Cyfrowy Polsat. Akcje mocno traciły
Media
Saga rodziny Solorzów. Nieznany fakt uderzył w notowania Cyfrowego Polsatu
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Media
Gigantyczne przejęcie na Madison Avenue. Powstaje nowy lider rynku reklamy na świecie