Mam parę planów odnośnie tych pozostałych firm, ale nie chcę o nich mówić. Te firmy dobrze działają i noszą już swoje nowe nazwy bez logo Kolportera. Gdyby rynek się tak dynamicznie nie konsolidował, wcale nie wiem, czy bym się tak spieszył na giełdę. Nie chcemy już powtarzać tego, co było kiedyś - że Kolporter obrastał w rozmaite działalności i nie było wiadomo, czy to firma deweloperska, informatyczna czy kurierska. W tej chwili Kolporter to firma działająca na rynku towarów FMCG i tak ma zostać.
- Ktoś kiedyś chciał odkupić od Pana holding Kolportera?
Miałem takie propozycje. Ale nie skorzystałem.
- Znaczy, że za mało proponowali.
Nie wiem, ciężko jest nawet powiedzieć, za ile chcieli nas kupić, bo nikt nikomu przecież przez telefon nie powie, za ile chciałby go przejąć. Musiałby o firmie więcej wiedzieć , a ja nie byłem zainteresowany kontynuowaniem rozmów.
- Czyli to nie jest tak, że się Pan powoli wybiera na biznesową emeryturę?
Nie, jeszcze chyba za młody jestem. Ale jeśli ktoś złoży mi propozycję z gatunku tych „nie do odrzucenia" to poważnie się zastanowię.
- A myślał Pan o tym, żeby swoją działalność przekazać kiedyś dzieciom?
Raczej na razie o tym nie myślę, bo się na wspomnianą emeryturę nie wybieram. Ale też, patrząc na swoje dzieci, nie widzę jakiegoś zapału biznesowego i chęci przejmowania ode mnie działań. Chyba za wcześnie o tym mówić. Może najmłodsza córka? Ale ona ma 16 lat, ciężko mówić o jakichś decyzjach w tym wieku.
- Czy interesują Pana jakieś inne, nowe działalności?
Rynek dóbr szybko zbywalnych jest dziś wart - detalicznie - 600 mld zł, a w zakresie bardziej zawężonym do naszej działalności - 240 mld zł. Proszę zobaczyć, jaki to potencjał przy naszych 3,5 mld zł. Po co powtarzać to, co już robiliśmy, czyli znów dywersyfikować działalność. Po to wydzieliliśmy nową firmę, by skupiała się na rynku FMCG.
- Myślałam o inwestowaniu w nowe technologie, internet. Mają państwo przecież np. czytnik elektronicznych książek. Jak się sprzedaje?
Gdyby się dobrze sprzedawał, byłoby o tym głośno. Jeśli chodzi o rynek prasy elektronicznej, to mamy go dosyć dobrze rozpoznany. Takie urządzenia jak iPady sprzedają się w Polsce w tysiącach egzemplarzy, ale to nie znaczy, że ich użytkownicy kupują elektroniczną prasę. Jeśli ten rynek zacznie szybciej rosnąć, to się mu bliżej przyjrzymy. Dla mnie to, że sprzedaż elektronicznej prasy nie rośnie, to zarówno niedobra, jak i dobra wiadomość, bo jednak przede wszystkim działamy w firmie zajmującej się prasą tradycyjną.
- Ma pan tablet czy czyta Pan gazety papierowe?
Chyba jestem starej daty, bo czytam papierowe gazety. Bardzo lubię robić sobie tradycyjną prasówkę przy śniadaniu. Mam iPada, ale jakoś nie mogę się przyzwyczaić do czytana na nim gazet.
- Czy inwestowanie w e-commerce byłoby dla Kolportera ciekawe?
Mieliśmy sklep Kolporter.pl, ale go sprzedaliśmy, bo towary, w jakich się specjalizujemy, to towary kupowane impulsowo w sklepie, a one raczej nie nadają się do sprzedaży w sieci - nikt nie kupi przez internet lizaka czy baterii. Musielibyśmy wymyślić sobie jakiś zupełnie inny asortyment, a na razie nie mamy tego w planach. Jeśli natomiast chodzi o sprzedaż prasy elektronicznej w sieci, to bardzo uważnie się temu przyglądamy i jeżeli tylko na rynku cos się ruszy, jesteśmy gotowi do natychmiastowego uruchomienia np. sklepu z e-wydaniami.
- Czemu dwa lata temu chciał pan sprzedać 900 swoich salonów prasowych, a teraz zapowiada Pan rozwijanie tej sieci?
W pewnym momencie w czasie kryzysu mieliśmy dosyć słabą sytuację finansową, a salony prasowe są bardzo dobrym kanałem sprzedaży interesujących nas produktów. Szukaliśmy takiego inwestora, który nie dość, że zapłaci nam za to, co już do tej pory zrobiliśmy, to jeszcze włoży dużo pieniędzy w to, żeby rozwijać ten kanał, zabezpieczając nam długoletnią możliwość dostarczania tam towarów. Taki inwestor się nie znalazł, więc zdecydowaliśmy sami sobie doinwestować ten segment. Interesuje nas inwestowane w dwa formaty - salony prasowe i format sklepów spożywczych typu convinience, który u nas nazywa się "Dobry Wybór".
- Czy po wycofaniu się z piłkarskiej Korony będzie Pan jeszcze kiedyś inwestował w sport?
A KSS Kielce? Od lat finansuję dziewczyny grające tam w piłkę ręczną. A Klub Rushh Kielce, w którym pomagam młodym bokserom, bo mi się podoba idea wciągania dzieci w treningi? Cały czas sponsoruję sport, choć może już nie w ten przez duże "s".
- Powrót do Korony jest możliwy?
Nie widzę takiej możliwości.
- Czemu sprzedał Pan miastu Koronę za złotówkę? To symboliczny gest? Stracił pan na niej ok. 30 milionów.
To prawda, że włożyłem w ten klub ponad 30 mln zł. Ale chciałem, żeby dalej działał, a miasto w osobie prezydenta zapewniło mnie, że utrzyma go dalej. Szkoda mi też było tych dzieci, które tam trenowały w drużynach młodzieżowych. Poza tym trochę się jednak z tym klubem zżyłem. Żeby Pani widziała, jak Kielczanie byli dumni, gdy awansował do pierwszej ligi. Żałuję, że mnie oszukano i że klub był zamieszany w korupcję, ale to, co się w Kielcach działo, kiedy Korona weszła do pierwszej ligi, było wspaniałe.
- Ma Pan inne ulubione dziedziny sportu?
Tenis ziemny. Byłem kiedyś właścicielem pierwszoligowego klubu tenisowego Kolporter. Grywam też czasem w siatkówkę.
- Forbes wycenia Pana majątek na 175 mln zł, Wprost na 900 mln, a Pan na ile?
Nie wiem, na jakiej bazie redakcje to wyceniają. Trudno wyceniać firmy inaczej niż poprzez giełdę.
- Uwiera pana obecność na liście najbogatszych?
Nie przeszkadza mi, traktuję to jako zabawę dziennikarską.
- Media wytykały Panu że dokładał się Pan do kampanii prezydenckiej Wojciecha Lubawskiego.
To nie jest zakazane. Przekazałem na ten cel 15 tys. zł. Uważam, że to bardzo dobry prezydent, a ja Kielce bardzo lubię, a może nawet kocham. I proszę nie mylić wsparcia udzielonego jednemu człowiekowi ze wsparciem politycznym. Stwierdziłem, że jest dobrym gospodarzem, tak jak zresztą stwierdziło 70 proc. Kielczan, bo tyle na niego głosowało.
- Ale potem sprzedał Pan klub za złotówkę i można z tego było wyciągnąć różne wnioski.
Nie potem, ale dwa lata wcześniej. Poza tym to nie prezydent kupił klub, tylko miasto, i to rada miasta podjęła taką decyzję.
- Wierzy Pan w to, że polska piłka będzie kiedyś dochodowa? Obecni właściciele klubów imają się różnych sposobów. Zygmunt Solorz-Żak chce np. pod Śląsk Wrocław podpiąć centrum handlowe.
Trzeba znaleźć jakiś sposób na finansowanie klubów, Korona także nigdy nie miała wielkich przychodów z biletów. Ale na pomysł z centrum handlowym też można różnie patrzeć - pieniądze, które można by pozyskać dla siebie z działalności centrum, trafiałyby wtedy do klubu, więc to też jakieś dofinansowanie.
- ITI, który ma Legię, liczy na to, że na nowy i bezpieczniejszy stadion będą przychodzić całe rodziny zostawiające w sklepach więcej pieniędzy.
Wydaje się, że stadion faktycznie ma znaczenie, to jednak nie jest łatwy rynek. Ja np. z jednej strony miałem olbrzymie poparcie od kibiców, ale z drugiej strony - i tak zamiast w sklepie stadionowym - kupowali rzeczy z logo swojej drużyny na bazarze. Potrzeba jeszcze trochę czasu, żeby to się zmieniło.
Rozmawiała Magdalena Lemańska
CV
Krzysztof Klicki
jest założycielem i właścicielem grupy kieleckiej Grupy Kolporter, która – po restrukturyzacji – po 20 latach działalności przestaje istnieć w dotychczasowej formie (składała się z kilkunastu spółek o bardzo zróżnicowanej działalności: od dystrybucji prasy, przez usługi kurierskie, po deweloperskie, handel i logistykę). W jej miejsce, z połączenia trzech spółek Kolportera, powstała działająca m.in. na rynku handlu tzw. artykułami szybko zbywalnymi, kolportażu prasy i usług elektronicznych realizowanych za pomocą terminali spółka Kolporter SA, która ma jesienią trafić na giełdę.
„Forbes" i „Wprost" zaliczają Klickiego do 100 najbogatszych Polaków. Najnowszy „Forbes" wycenia jego majątek na 200 mln zł, „Wprost" – na 900 mln zł. 49-letni inwestor jest fanem motoryzacji i sportu, był nawet przez kilka lat właścicielem piłkarskiego klubu Korona Kielce (wycofał się z tej inwestycji w 2008 roku po ujawnieniu afery korupcyjnej). Mieszka w Kielcach, jest żonaty, ma trójkę dzieci.