Rozmowa z Krzysztofem Klickim

Rozmowa z Krzysztofem Klickim, prezesem i właścicielem Kolportera SA

Aktualizacja: 14.03.2011 02:14 Publikacja: 13.03.2011 14:18

Krzysztof Klicki,prezes Kolportera

Krzysztof Klicki,prezes Kolportera

Foto: Fotorzepa, Michał Walczak Michał Walczak

Rz: - Świadomie Pan postawił na piranie w akwarium? Chyba nie było na Pana temat żadnej publikacji nie wspominającej o piraniach w gabinecie.

Krzysztof Klicki

: - Jakby tu wyglądały jakieś welonki? W ogóle by ich nie było widać. A piranie to puszcza amazońska, piękna zieleń. Mnie się to podoba - jestem miłośnikiem przyrody i zielonego koloru.

-A dlaczego właśnie teraz, po 20 latach działalności, zdecydował się Pan na debiut giełdowy? Przez kryzys?

Nie, my kryzys paradoksalnie wykorzystaliśmy do znacznej poprawy sytuacji w spółce. Dokonaliśmy  przeglądu naszych biznesów, restrukturyzacji, podziału, a następnie scalenia Kolportera na nowo i przekształcenia go w spółkę akcyjną. Chyba nam się udało, bo przy obrotach na poziomie 3,4 mld zł zanotowaliśmy w ubiegłym roku ponad 70 mln zł EBITDA i 40 mln zł zysku, co jest zupełnie przyzwoitym wynikiem jak  na czasy kryzysu, w których w dodatku powtarzało się, że prasa się skończyła. Nie będziemy już teraz mówić o prowadzącej bardzo różnorodną działalność grupie Kolporter, ale o firmie Kolporter SA, która zajmuje się tylko czterema działalnościami: dystrybucją towarów szybko zbywalnych (FMCG), usługami eletronicznymi realizowanymi za pomocą terminali, których mamy teraz 20 tysięcy. Kolejną jest kolportaż prasy, tradycyjna gałąź, z której się jako firma wywodzimy, ale ona stanowi już niespełna jedną trzecią naszych przychodów, oraz sprzedaż we własnej sieci detalicznej. Mamy blisko 900 własnych punktów sprzedaży.

- Patrząc na 20 lat Pana działalności: łatwiej się teraz w Polsce robi interesy?

Kiedy zaczynałem, w ogóle nie znałem się na niczym. Na pewno było mi jednak łatwiej, bo wszędzie była wolna przestrzeń do rozpoczęcia działalności. Dziś mamy rynek rozwinięty, globalne koncerny z ogromnymi zapleczami i możliwościami. Ale z drugiej strony np. nie było wtedy Internetu, a dziś jest i jakie daje możliwości.

- Po co Państwu giełda?

Przede wszystkim po to, by uczestniczyć w procesach konsolidacyjnych na rynku handlu towarami szybko zbywalnymi (FMCG). Zamysł debiutu jest związany z procesem konsolidacyjnym trwającym na rynku. Ostatnio Eurocash przejął dystrybucyjną części Emperii - Tradis. Nas interesuje uczestniczenie w takich transakcjach. Już zakup KDWT przez Eurocash mnie zezłościł, bo ja też chciałem go kupić, ale nie udało mi się. Potem Eurocash i Emperia zaczęły się ze sobą ścigać i przejmować różne spółki. To uświadomiło mi, że my też musimy przejmować, żeby się rozwijać i nie zostać z tyłu, bo sam wzrost organiczny, choć jesteśmy z niego zadowoleni, to za mało. Chcemy być dalej liczącym się graczem na rynku i stąd decyzja o debiucie.

- Nie mogli Państwo po prostu wziąć kredytu?

Mogliśmy. Ale dług trzeba oddać, a każda firma ma określone zdolności kredytowe, które zależą też od sytuacji na rynku. A giełda ma to do siebie, że również własne akcje mogą być środkami do przejęć:  można je przejmować, można się wymieniać akcjami z innymi firmami, ma się w właściwie nieograniczone możliwości.

- A gdyby do wzięcia była naprawdę ciekawa inwestycja, która wymagałaby dołożenia z własnej kieszeni, jeszcze by się Pan zdecydował?

Powiem "nigdy nie mów nigdy", bo jeszcze kilka lat temu nigdy bym nie pomyślał o giełdzie, a teraz się na nią wybieram, ale to musiałaby naprawdę być „szokująca" inwestycja.

- Będzie Pan prezesem Kolportera po debiucie giełdowym?

Tak, już nim jestem, w ten sposób chcę dodatkowo uwiarygodnić to, co robię. Dlatego zdecydowałem się wrócić do spółki jako prezes zarządu. Chcę mówić to co mówię własnymi ustami, a nie przez kogoś.

- Na jakim etapie są przygotowania do debiutu na parkiecie?

Zakończyliśmy porządkowanie struktury firmy tak, by była jak najbardziej przejrzysta. W tej chwili dzieli się ona na cztery departamenty, jest spółką akcyjną. Mamy wybranych doradców i konsultantów do procesu debiutu giełdowego. Doradza nam Trigon, wprowadzającym będzie dom maklerski Penetrator, audytorem Grant Thorton, a doradcą prawnym kancelaria Oleś & Rodzynkiewicz. Wydaje mi się że nic nie stoi na przeszkodzie, żeby podawać wrzesień jako termin debiutu. Chciałbym jednak podkreślić, że jeśli nie będę usatysfakcjonowany wyceną lub sytuacją na rynku, to debiutu nie będzie, lub będzie później.

- To na ile pan wycenia Kolportera?

Za wcześnie na mówienie takich rzeczy. Mogę zdradzić, że podoba mi się wycena Eurocashu, mam na myśli mnożnik, przez jaki trzeba pomnożyć EBITDA tej firmy, by uzyskać jej obecną wartość. Jeżeli uzyskałbym taką wycenę dla Kolportera, byłbym zadowolony.

- Kontrolnego pakietu Pan sprzedać nie chce, to jaki mógłby wejść na giełdę?

Myślę o 20-25 proc. akcji. Przynajmniej w tej pierwszej transzy. Nie sprzedaję spółki poprzez giełdę, tylko chcę pozyskać pieniądze na jej rozwój. Sprzedaż większego pakietu byłaby czymś nieuzasadnionym, bo nawet nie mamy tylu celów akwizycyjnych, żeby skonsumować tak dużą emisję.

- Wynieśliście w spółce z kryzysu jakieś nauki?

Na pewno dotknął nas fakt pewnego załamania rynku prasowego. Stąd wyciągnęliśmy wniosek, że nie możemy stać na jednej nodze, jaką jest prasa i musimy połączyć nasze aktywa, jeśli chodzi o sprzedaż w sieci własnej i na rynku FMCG, co nam da bezpieczeństwo działania.

- Udział przychodów z prasy będzie nadal spadał?

Musi, bo planujemy się rozwijać przede wszystkim w innych obszarach. Ale wartościowo na razie się nie zmienią - na ten rok planujemy, że wahną się ok. 2 proc. w tą lub w tą. Natomiast w całej naszej strukturze przychodów te udziały muszą się zmniejszyć w związku z rozwojem na rynku FMCG.

- Z wydawcami się Państwo w końcu porozumieli co do wysokości marż kolporterskich?

Cały czas prowadzimy jakieś rozmowy, ale też się porozumieliśmy, kolportujemy przecież wszystkich wydawców w Polsce. W mojej ocenie nie powiedzieliśmy jednak jeszcze ostatniego słowa, chociażby porównując marże, jakie uzyskują dystrybutorzy w innych krajach w UE, a jakie - w Polsce. Nie dość, że przeciętne ceny wszystkich gazet w Polsce są dwa razy niższe niż w UE, to jeszcze marże są niższe o kilka - kilkanaście procent. Myślę że pewien potencjał w podnoszeniu marż w Polsce jest, ale nic na siłę. Wydaje mi się, że jeśli chodzi o efektywność dystrybucji to wydawcy w Polsce nie mają wcale tak źle, a wręcz przeciwnie, dużo lepiej niż w innych krajach Europy.

- A gdyby wydawcy chcieli zostać udziałowcami Kolportera?

Każdy może kupić udziały w publicznej ofercie. Na pewno będzie transza dla dużych inwestorów, będziemy chcieli namówić parę funduszy do inwestycji, także zagranicznych, bo to zapewnia pewną stabilność, ale będzie i transza dla małych inwestorów indywidualnych. Wydawcy mogą być zarówno dużymi, jak i małymi inwestorami – serdecznie zapraszam ich do zakupu akcji Kolportera.

- Boi się Pan nowego właściciela konkurencyjnego dla Kolportera na rynku kolportażu - Ruchu?

Na pewno Ruchu się nie boję. Rynek kolportażu prasy jest już ustabilizowany i nie zamierzam podejmować żadnych gwałtownych ruchów, by podnieść skokowo udział Kolportera. Nie powiem, że kibicuję Ruchowi, ale też nie życzę mu źle.

- Co z resztą holdingu Kolportera po wydzieleniu z niego Kolportera SA? Bo do tej spółki przeniesie Pan gros swojej działalności.

Mam parę planów odnośnie tych pozostałych firm, ale nie chcę o nich mówić. Te firmy dobrze działają i noszą już swoje nowe nazwy bez logo Kolportera. Gdyby rynek się tak dynamicznie nie konsolidował, wcale nie wiem, czy bym się tak spieszył na giełdę. Nie chcemy już powtarzać tego, co było kiedyś - że Kolporter obrastał w rozmaite działalności i nie było wiadomo, czy to firma deweloperska, informatyczna czy kurierska. W tej chwili Kolporter to firma działająca na rynku towarów FMCG i tak ma zostać.

- Ktoś kiedyś chciał odkupić od Pana holding Kolportera?

Miałem takie propozycje. Ale nie skorzystałem.

- Znaczy, że za mało proponowali.

Nie wiem, ciężko jest nawet powiedzieć, za ile chcieli nas kupić, bo nikt nikomu przecież przez telefon nie powie, za ile chciałby go przejąć. Musiałby o firmie więcej wiedzieć , a ja nie byłem zainteresowany kontynuowaniem rozmów.

- Czyli to nie jest tak, że się Pan powoli wybiera na biznesową emeryturę?

Nie, jeszcze chyba za młody jestem. Ale jeśli ktoś złoży mi propozycję z gatunku tych „nie do odrzucenia" to poważnie się zastanowię.

- A myślał Pan o tym, żeby swoją działalność przekazać kiedyś dzieciom?

Raczej na razie o tym nie myślę, bo się na wspomnianą emeryturę nie wybieram. Ale też, patrząc na swoje dzieci, nie widzę jakiegoś zapału biznesowego i chęci przejmowania ode mnie działań. Chyba za wcześnie o tym mówić. Może najmłodsza córka? Ale ona ma 16 lat, ciężko mówić o jakichś decyzjach w tym wieku.

- Czy interesują Pana jakieś inne, nowe działalności?

Rynek dóbr szybko zbywalnych jest dziś wart - detalicznie -  600 mld zł, a w zakresie bardziej zawężonym do naszej działalności - 240 mld zł. Proszę zobaczyć, jaki to potencjał przy naszych 3,5 mld zł. Po co powtarzać to, co już robiliśmy, czyli znów dywersyfikować działalność. Po to wydzieliliśmy nową firmę, by skupiała się na rynku FMCG.

- Myślałam o inwestowaniu w nowe technologie, internet. Mają państwo przecież np. czytnik elektronicznych książek. Jak się sprzedaje?

Gdyby się dobrze sprzedawał, byłoby o tym głośno. Jeśli chodzi o rynek prasy elektronicznej, to mamy go dosyć dobrze rozpoznany. Takie urządzenia jak iPady sprzedają się w Polsce w tysiącach egzemplarzy, ale to nie znaczy, że ich użytkownicy kupują elektroniczną prasę. Jeśli ten rynek zacznie szybciej rosnąć, to się mu bliżej przyjrzymy. Dla mnie to, że sprzedaż elektronicznej prasy nie rośnie, to zarówno niedobra, jak i dobra wiadomość, bo jednak przede wszystkim działamy w firmie zajmującej się prasą tradycyjną.

- Ma pan tablet czy czyta Pan gazety papierowe?

Chyba jestem starej daty, bo czytam papierowe gazety. Bardzo lubię robić sobie tradycyjną prasówkę przy śniadaniu. Mam iPada, ale jakoś nie mogę się przyzwyczaić do czytana na nim gazet.

- Czy inwestowanie w e-commerce byłoby dla Kolportera ciekawe?

Mieliśmy sklep Kolporter.pl, ale go sprzedaliśmy, bo towary, w jakich się specjalizujemy, to towary kupowane impulsowo w sklepie, a one raczej nie nadają się do sprzedaży w sieci - nikt nie kupi przez internet lizaka czy baterii. Musielibyśmy wymyślić sobie jakiś zupełnie inny asortyment, a na razie nie mamy tego w planach. Jeśli natomiast chodzi o sprzedaż prasy elektronicznej w sieci, to bardzo uważnie się temu przyglądamy i jeżeli tylko na rynku cos się ruszy, jesteśmy gotowi do natychmiastowego uruchomienia np. sklepu z e-wydaniami.

- Czemu dwa lata temu chciał pan sprzedać 900 swoich salonów prasowych, a teraz zapowiada Pan rozwijanie tej sieci?

W pewnym momencie w czasie kryzysu mieliśmy dosyć słabą sytuację finansową, a salony prasowe są bardzo dobrym kanałem sprzedaży interesujących nas produktów. Szukaliśmy takiego inwestora, który nie dość, że zapłaci nam za to, co już do tej pory zrobiliśmy, to jeszcze włoży dużo pieniędzy w to, żeby rozwijać ten kanał, zabezpieczając nam długoletnią możliwość dostarczania tam towarów. Taki inwestor się nie znalazł, więc zdecydowaliśmy sami sobie doinwestować ten segment. Interesuje nas inwestowane w dwa formaty - salony prasowe i format sklepów spożywczych typu convinience, który u nas nazywa się "Dobry Wybór".

- Czy po wycofaniu się z piłkarskiej Korony będzie Pan jeszcze kiedyś inwestował w sport?

A KSS Kielce? Od lat finansuję dziewczyny grające tam w piłkę ręczną. A Klub Rushh Kielce, w którym pomagam młodym bokserom, bo mi się podoba idea wciągania dzieci w treningi? Cały czas sponsoruję sport, choć może już nie w ten przez duże "s".

- Powrót do Korony jest możliwy?

Nie widzę takiej możliwości.

- Czemu sprzedał Pan miastu Koronę za złotówkę? To symboliczny gest? Stracił pan na niej ok. 30 milionów.

To prawda, że włożyłem w ten klub ponad 30 mln zł. Ale chciałem, żeby dalej działał, a miasto w osobie prezydenta zapewniło mnie, że utrzyma go dalej. Szkoda mi też było tych dzieci, które tam trenowały w drużynach młodzieżowych. Poza tym trochę się jednak z tym klubem zżyłem. Żeby Pani widziała, jak Kielczanie byli dumni, gdy awansował do pierwszej ligi. Żałuję, że mnie oszukano i że klub był zamieszany w korupcję, ale to, co się w Kielcach działo, kiedy Korona weszła do pierwszej ligi, było wspaniałe.

- Ma Pan inne ulubione dziedziny sportu?

Tenis ziemny. Byłem kiedyś właścicielem pierwszoligowego klubu tenisowego Kolporter. Grywam też czasem w siatkówkę.

- Forbes wycenia Pana majątek na 175 mln zł, Wprost na 900 mln, a Pan na ile?

Nie wiem, na jakiej bazie redakcje to wyceniają. Trudno wyceniać firmy inaczej niż poprzez giełdę.

- Uwiera pana obecność na liście najbogatszych?

Nie przeszkadza mi, traktuję to jako zabawę dziennikarską.

- Media wytykały Panu że dokładał się Pan do kampanii prezydenckiej Wojciecha Lubawskiego.

To nie jest zakazane. Przekazałem na ten cel 15 tys. zł. Uważam, że to bardzo dobry prezydent, a ja Kielce  bardzo lubię, a może nawet kocham. I proszę nie mylić wsparcia udzielonego jednemu człowiekowi ze wsparciem politycznym. Stwierdziłem, że jest dobrym gospodarzem, tak jak zresztą stwierdziło 70 proc. Kielczan, bo tyle na niego głosowało.

- Ale potem sprzedał Pan klub za złotówkę i można z tego było wyciągnąć różne wnioski.

Nie potem, ale dwa lata wcześniej. Poza tym to nie prezydent kupił klub, tylko miasto, i to rada miasta podjęła taką decyzję.

- Wierzy Pan w to, że polska piłka będzie kiedyś dochodowa? Obecni właściciele klubów imają się różnych sposobów. Zygmunt Solorz-Żak chce np. pod Śląsk Wrocław podpiąć centrum handlowe.

Trzeba znaleźć jakiś sposób na finansowanie klubów, Korona także nigdy nie miała wielkich przychodów z biletów. Ale na pomysł z centrum handlowym też można różnie patrzeć - pieniądze, które można by pozyskać dla siebie z działalności centrum, trafiałyby wtedy do klubu, więc to też jakieś dofinansowanie.

- ITI, który ma Legię, liczy na to, że na nowy i bezpieczniejszy stadion będą przychodzić całe rodziny zostawiające w sklepach więcej pieniędzy.

Wydaje się, że stadion faktycznie ma znaczenie, to jednak nie jest łatwy rynek. Ja np. z jednej strony miałem olbrzymie poparcie od kibiców, ale z drugiej strony - i tak zamiast w sklepie stadionowym - kupowali rzeczy z logo swojej drużyny na bazarze. Potrzeba jeszcze trochę czasu, żeby to się zmieniło.

Rozmawiała Magdalena Lemańska

 

CV

Krzysztof Klicki

jest założycielem i właścicielem grupy kieleckiej Grupy Kolporter, która – po restrukturyzacji – po 20 latach działalności przestaje istnieć w dotychczasowej formie (składała się z kilkunastu spółek o bardzo zróżnicowanej działalności: od dystrybucji prasy, przez usługi kurierskie, po deweloperskie, handel i logistykę). W jej miejsce, z połączenia trzech spółek Kolportera, powstała działająca m.in. na rynku handlu tzw. artykułami szybko zbywalnymi, kolportażu prasy i usług elektronicznych realizowanych za pomocą terminali spółka Kolporter SA, która ma jesienią trafić na giełdę.

„Forbes" i „Wprost" zaliczają Klickiego do 100 najbogatszych Polaków. Najnowszy „Forbes" wycenia jego majątek na 200 mln zł, „Wprost" – na 900 mln zł. 49-letni inwestor jest fanem motoryzacji i sportu, był nawet przez kilka lat właścicielem piłkarskiego klubu Korona Kielce (wycofał się z tej inwestycji w 2008 roku po ujawnieniu afery korupcyjnej). Mieszka w Kielcach, jest żonaty, ma trójkę dzieci.

Rz: - Świadomie Pan postawił na piranie w akwarium? Chyba nie było na Pana temat żadnej publikacji nie wspominającej o piraniach w gabinecie.

Krzysztof Klicki

Pozostało 99% artykułu
Media
Nowy „Plus Minus”: 20 lat Polski w UE. Dobrze wyszło (tylko teraz nie wychodźmy!)
Media
Unia Europejska i USA celują w TikToka. Chiński gigant uzależnia użytkowników
Media
Wybory samorządowe na celowniku AI. Polska znalazła się na czarnej liście
Media
Telewizje zarobią na streamingu. Platformy wchodzą na rynek reklamy
Media
Koniec ekspansji platform streamingowych? Netflix ukryje dane
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?