Wybieram te kartki właśnie, ponieważ znajduję na nich kilka zdań czegoś w rodzaju komentarza do jego postawy ideologicznej znanej z kraju. W kraju chyba nie znaliśmy się osobiście, jeżeli tak, to z przelotnych spotkań w siedzibie Związku Literatów w Warszawie, z jakichś wieczorów autorskich, do uczestnictwa w których nas – młodych piszących zmuszano. Był dla mnie typem oficjalnego literata, od którego raczej stroniłem, wydawał mi się podporą reżimu. Tym większe więc zaskoczenie, że już pod koniec lat pięćdziesiątych zaczęto w kołach literackich mówić o jego kłopotach z cenzurą, i to coraz częściej, i coraz większych. W drugiej połowie lat sześćdziesiątych wyemigrował. Dopiero jednak, jako sam emigrant i pracownik Radia Wolna Europa, uzyskałem możliwość szerszego poznania jego twórczości i wglądu w życiorys tego „wierzącego komunisty”, jak myśmy jego i jemu podobnych nazywali. Oto istotne fragmenty z tych dwóch kartek.
Mishmar Hayarden 12/9
Givataim, dn. 3 kwietnia 1980
Drogi Panie!
List Pana z 21 marca odebrałem z poczty dopiero dzisiaj, bowiem od końca stycznia po dzień dzisiejszy wędruję między Haifą i Givataim, żona bowiem uległa wypadkowi samochodowemu: złamała rękę, nogę, kość biodrową... mieszkam w autobusach, w szpitalu, zaledwie trochę w domu... Wróciłem wczoraj wieczorem, dziś odebrałem list Pana i wspaniałą audycję, którą za godzinę zawiozę do szpitala w Haifie, żeby żonie sprawić DUŻO radości. Szczęśliwe zbiegi okoliczności sprawiają, że dzięki Panu będę mógł wnieść trochę radości do szpitalnego pokoju... Ogromnie Panu dziękuję za list, za załączoną audycję, za ocenę, za wnikliwą analizę, za z r o z u -m i e n i e sytuacji człowieka, który szedł do komunizmu jak do Żeromskiego i Struga, do polskich źródeł naprawy, zniesienia krzywdy. Obiektywnie służyłem złej sprawie, ale to było później: u początków była krzywda, nie chciałem się godzić z jej istnieniem. Ci, którym zawierzyłem, sprowadzili na znękanych ludzi krzywdy jeszcze cięższe.