Czarny Ląd, czyli tajemnica Le Clézio

Pisarz wyjawia, skąd wzięła się u niego miłość do dalekich krain i szacunek dla ludzi innych kultur

Publikacja: 10.12.2008 01:16

Jean-Marie Gustave Le Clézio

Jean-Marie Gustave Le Clézio

Foto: AP

Piękna, napisana oszczędnym stylem poetycka proza francuskiego noblisty stanowi próbę odpowiedzi na podstawowe pytania. Kim są ci, od których się wywodzi? W jakim stopniu wpłynęli na jego życie, na najważniejsze z podjętych decyzji?

Jak pisze Le Clézio, ojca i matki można nie uznawać, nie kochać, można w nich zwątpić. „Ale oni istnieją, mają twarze, poglądy, maniery i nawyki, istnieją ze swoimi złudzeniami i nadziejami, z kształtem swoich dłoni i palców u stóp, kolorem oczu i włosów, ze swoim sposobem mówienia, myślami, zapewne też długością życia, i wszystko to na nas przechodzi”.

[srodtytul]Ponad miarę życia[/srodtytul]

Tytułowym Afrykaninem jest ojciec Le Clézio. Na Czarny Ląd trafił w 1928 r. po spędzeniu dwóch lat w brytyjskiej Gujanie. Pływał tam po rzekach pirogą, niosąc pomoc chorym. W Afryce pracował do lat 50. Walczył z plagami ospy, czerwonki, cholery. Pozostał tam do kresu swych sił i poznał wszystko: od początkowego entuzjazmu, odkrywania wielkich rzek: Nigru i Benue, wypraw na wyżyny Kamerunu, wspólnych z żoną konnych przejażdżek aż po „gorycz ostatnich chwil, uczucie przekroczenia miary swojego życia”. Wojna odcięła go od rodziny, która została w okupowanej przez Niemców Francji. Dał wtedy dowód miłości, podejmując – w środku działań zbrojnych – wyprawę do Algierii. Pokonał pustynię, aby dotrzeć do żony i dzieci i zabrać ich do bezpieczniejszej Afryki. Zanim dotarł do Algieru, został zatrzymany. Syna zobaczył, gdy ten skończył osiem lat.

Obraz ojca, jaki kreśli Le Clézio, nie jest laurką. Widzimy, że bywał stanowczy – w domu wprowadzał dyscyplinę, niemal wojskowy dryl. Potrafił zachować się brutalnie. Pisarz do dziś pamięta scenę, gdy ojciec otworzył szafkę i zobaczył samicę skorpiona chroniącą na grzbiecie młode. Mężczyzna nie rozgniótł jej, ale polał spirytusem i zapalił zapałkę. Gdy przeszedł na emeryturę i wrócił do Francji, nie wyrzekł się dawnych zwyczajów. Wstawał o szóstej, zakładał szorty khaki i ruszał na targ, jak kiedyś na obchód szpitalnych łóżek.

[srodtytul]Powrót do Afryki[/srodtytul]

Od ojca nauczył się pisarz pogardy dla kolonialnego świata i jego aroganckiej niesprawiedliwości – ślad tego znajdziemy choćby w niedawno wydanej powieści „Urania”. To ojcu zawdzięcza Le Clézio lata w Afryce, dokąd nieustannie wraca we wspomnieniach. Tam – jak pisze – pośród bezkresu traw, w podmuchu niosącym zapachy sawanny, mają źródło jego uczucia i decyzje. Tam odbierał pierwsze istotne lekcje. Pojął, czym jest przemoc obecna w przyrodzie. Doświadczył odrętwienia po spiekocie dnia i chłodu zakradającego się pod osłonę moskitiery. Zrozumiał, że siły unoszące nas ku wyśnionemu życiu są potężne, a marzenia – odporne na czas.

Gdy w 1970 r. Le Clézio wrócił z panamskiej dżungli, jego ojciec był chory i zamknięty w sobie. Kiedy jednak usłyszał, że Indianie chętnie przywitaliby go z powrotem, a w zamian za jego wiedzę zaofiarowaliby wikt i zakwaterowanie, odparł: „Dziesięć lat temu jeszcze bym pojechał”. Jednak było za późno – podsumowuje noblista – a „czasu nie można cofnąć nawet w marzeniach”.

[ramka][srodtytul]Świat przeżyje dzięki książce[/srodtytul]

Dziś Jean-Marie Gustave Le Clézio odbierze w Sztokholmie literacką Nagrodę Nobla. Wczoraj zgodnie ze zwyczajem wygłosił publiczny wykład. „Po co piszemy? Autorzy od pewnego czasu przestali już wierzyć, że są w stanie zmienić świat, że poprzez swoje opowiadania i powieści wykreują wart naśladowania wzór lepszego życia”. To jedno z ważkich stwierdzeń jego wystąpienia.

Uważa się, że autor powinien być przede wszystkim świadkiem. Le Clézio przyznał jednak, że pisarzom marzy się działanie. Obserwowanie rzeczywistości i dawanie świadectwa jest mniej zabawne niż „pisanie, wymyślanie i marzenie w taki sposób, żeby ich słowa odbijały się na rzeczywistości i zmieniały sposób myślenia człowieka”.

Zwracając uwagę na gwałtowny i wszechogarniający rozwój mediów elektronicznych, noblista podkreślił, iż literatura nie jest „archaicznym złogiem”, której miejsce powinny zająć inne gatunki sztuk z filmem na czele. Literatury i książek nie da się zastąpić – jest związana z językiem niezbędnym do kreowania piękna. „Internet i środki komunikacji wirtualnej byłyby niewiele warte, gdyby nie nauki, jakie otrzymujemy z książek i literackich zapisów”. Le Clézio przestrzegał tym samym przed powstaniem nowej elity, uprzywilejowanej klasy użytkowników elektronicznych mediów.

[i]—gs, nobel foundation[/i][/ramka]

[i]J.-M. G. Le Clézio Afrykanin; przeł. Krystyna i Krzysztof Pruscy; Cyklady, Warszawa 2008[/i]

[i]Podyskutuj z autorem: [mail=b.marzec@rp.pl]b.marzec@rp.pl[/mail][/i]

Piękna, napisana oszczędnym stylem poetycka proza francuskiego noblisty stanowi próbę odpowiedzi na podstawowe pytania. Kim są ci, od których się wywodzi? W jakim stopniu wpłynęli na jego życie, na najważniejsze z podjętych decyzji?

Jak pisze Le Clézio, ojca i matki można nie uznawać, nie kochać, można w nich zwątpić. „Ale oni istnieją, mają twarze, poglądy, maniery i nawyki, istnieją ze swoimi złudzeniami i nadziejami, z kształtem swoich dłoni i palców u stóp, kolorem oczu i włosów, ze swoim sposobem mówienia, myślami, zapewne też długością życia, i wszystko to na nas przechodzi”.

Pozostało 86% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski