Reklama

Za co ten Booker? Skandalicznie idealizowani Rosjanie

„Orbita” Samanthy Harvey to powieść słaba. I najciekawszym pytaniem pozostaje, co dostrzegło w niej jury Nagrody Bookera, najważniejszej po Noblu nagrody literackiej na świecie.

Publikacja: 28.03.2025 10:03

Samantha Harvey z Nagrodą Bookera

Samantha Harvey z Nagrodą Bookera

Foto: PAP/EPA, Andy Rain

Powieść Harvey w zeszłym roku została uhonorowana Nagrodą Bookera. Jury podjęło decyzję jednogłośnie, a zachwytom nie było końca. „Swoim liryzmem i przenikliwością Harvey sprawia, że nasz świat staje się dla nas dziwny i nowy” – mówił Edmund de Waal, szef kapituły, skądinąd nietuzinkowy artysta i pisarz.

Foto: Matt Lincoln

Podkreślano, że 50-letnia obecnie Samantha Harvey to pierwsza kobieta nagrodzona Bookerem od 2019 roku, a „Orbita” sprzedała się w Zjednoczonym Królestwie w większym nakładzie niż książki poprzednich zwycięzców zanim zdobyły rozgłos. Wskazywano, że mistrzostwo Harvey dotyczy również oszczędności formy – „Orbita” liczy zaledwie sto kilkadziesiąt stron i jest jedną z najkrótszych książek wyróżnionych tą nagrodą. „Jest jedną z najbardziej oryginalnych powieści, jakie przeczytałam od dawna. Odważna, fascynująca i cudownie pomysłowa” – pisała w londyńskim „Timesie” Johanna Thomas-Corr, szefowa działu krytyki literackiej dziennika.

O Rosjanach z czułością

To prawda, „Orbicie” nie można odmówić pomysłu. Rzecz się dzieje na międzynarodowej stacji kosmicznej w ciągu jednego ziemskiego dnia, kiedy statek 16 razy okrąża naszą planetę, każdy rozdział to swoisty zapis jednego z tych okrążeń. Na stacji nie dzieje się nic szczególnego, nie ma tutaj żadnego dramatyzmu rodem ze sci-fi. Sześcioosobowa załoga – Amerykanin, Japonka, Włoch, Rosjanie – żyją dosyć monotonną rzeczywistością izolacji, swoimi myślami i niesamowitym widokiem Ziemi.

Pomysł być może ma potencjał, ale realizacja… Harvey funduje czytelnikowi potężną dawkę pretensjonalności, egzaltacji czy pseudoekologicznych dywagacji, których nie powstydziłby się Paulo Coelho. I nuda – powieść mimo niewielkiej objętości nuży, nie widać tu ani specjalnej oryginalności, ani przenikliwości, ani fascynującego liryzmu.

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Niezbyt przyjemne tajemnice rosyjskich imigrantów. Druga kadencja Busha i Trump

Z punktu widzenia czytelnika z naszej części Europy jest jeszcze gorzej. Według Johanny Thomas-Corr z „Timesa” powieść Harvey sprawia „że cała kwestia tożsamości narodowych wydaje się mała i odległa, a ludzkość widzimy w nowej, odważnej perspektywie”. W rzeczywistości jest tak, że Harvey po prostu prawie nie dostrzega – bądź w imię narzucanego na siłę przesłania swojej prozy nie chce dostrzec – że Ziemia jest rozrywana konfliktami, w Europie toczy się najkrwawsza wojna od lat, a Rosja nie ma w zwyczaju wysyłać w kosmos tych, którzy sprzeciwiają się porządkom Putina.

Rosjanie w „Orbicie” są traktowani z czułością, tęsknie patrzą przez iluminatory na światła Wołgogradu, Samary i Togliatti, a idolem jednego z nich jest Siergiej Krikałow. Kosmonauta, który na tej stacji krążąc nad Ziemią przeżył upadek Związku Sowieckiego, stał się zatem ostatnim kosmonautą sowieckim i pierwszym rosyjskim. Zyskał u Harvey mały pomnik na przykład poprzez taki opis „Krikałow patrzy teraz ze zdjęcia niczym bóg na swoje dzieło, z cierpliwą pobłażliwością. Ludzkość to grupa żeglarzy, myśli, bractwo żeglarzy na oceanach” i tak dalej… To, że ów bohater-żeglarz stał się teraz aktywnym poplecznikiem rosyjskiego dyktatora, jakoś autorce „Orbity” umyka. Co, i słusznie, wywołało oburzenie ukraińskich publicystów.

Co Zachód zobaczył w tej powieści

Dlaczego więc jury Bookera jednogłośnie zdecydowało się nagrodzić taką powieść? Przecież Edmund de Waal to autor choćby świetnej biografii rodzinnej „Zając o bursztynowych oczach”, którą nawiasem mówiąc polecam znacznie bardziej od książki Harvey. Człowiek, który potrafi tworzyć dobrą literaturę i ma perspektywę historyczną. Co się zatem stało, że najważniejszą nagrodą literacką po Noblu został uhonorowany ten nieudany „hymn na cześć Ziemi”?

Czytaj więcej

Wojna w Ukrainie według Szczepana Twardocha: Żaden diament, sam popiół zostanie

Poszukiwanie odpowiedzi na to pytanie jest być może jedynym pretekstem, dla którego warto przebrnąć przez „Orbitę”. Otóż nie sposób oprzeć się wrażeniu, że Harvey wyraża mentalne potrzeby mieszkańców Zachodu z tej bardziej od nas na zachód położonej części Europy. Mówi: tak w zasadzie, po tych wszystkich niezbyt zrozumiałych zawirowaniach dotyczących Ukrainy, po prostu bądźmy razem. Brytyjczycy, Amerykanie, Japończycy, Rosjanie – dbajmy wspólnie o dobro Ziemi. Po lekkich wstrząsach niech wszystko wróci do formuły współpracy i współdziałania, przecież wszyscy w pewien sposób jesteśmy na jednej stacji kosmicznej.

Reklama
Reklama

To jasne, że jednym z naczelnych celów powinna być obrona naszej planety przed dewastującymi działaniami ludzkości. Tylko że tutaj nie można wykazać się naiwnością wobec tego, co niestety dzieje na Ziemi. Pod tym względem powieść Harvey błyskawicznie się zestarzała, o ile nie była archaiczna już w momencie powstania.

Samantha Harvey: „Orbita”, przeł. Kaja Gucio, Wielka Litera 2025

Foto: Wydawca

Literatura
Tajemnica tajemnic współpracy Soni Dragi z Danem Brownem i „Kodu da Vinci" w Polsce
Literatura
Musk, padlinożercy i pariasi. Wykład noblowski Krasznahorkaia o nadziei i buncie
Literatura
„Męska rzecz", czyli książkowy hit nie tylko dla facetów i twardzieli
Literatura
Azja w polskich księgarniach: boom, stereotypy i „comfort books”
Literatura
Wojciech Gunia: „Im więcej racjonalności, tym głębszy cień”
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama