Na dworcu kolejowym w Suchej Beskidzkiej, pamiętającym czasy CK monarchii, od kilku lat – za sprawą red. Zbigniewa K. Rogowskiego – wisi tablica poświęcona urodzonemu tu światowej sławy reżyserowi Billy Wilderowi. Twórca „Garsoniery”, „Pół żartem, pół serio” i „Bulwaru Zachodzącego Słońca” przyszedł tu na świat jako syn właściciela dworcowej restauracji. Przeważnie jadali w niej podróżni, ale czasami także kolejarze. Wśród nich Walenty Goetel, któremu niekiedy towarzyszyli synowie: Walery i Ferdynand. Po tym drugim, jednym z najwybitniejszych polskich prozaików ubiegłego stulecia, nie tylko w rodzinnym mieście nie ma najmniejszego śladu.
Ale drewniany domek, w którym 15 maja 1890 roku urodził się Ferdynand Goetel, istnieje do dziś. Rok wcześniej przyszedł na świat jego starszy brat Walery, w przyszłości wybitny geolog, znawca Tatr i rektor krakowskiej Akademii Górniczej (potem AGH). Starszy był spokojny, obowiązkowy i układny, Ferdka, jak nazywano go w rodzinie, rozpierała energia. W pisanych na starość wspomnieniach sam przyznawał, że „uchodził za chłopca krnąbrnego, niepokornego, a nawet bezczelnego”, co było powodem jego nieustannych problemów z nauczycielami. Kilkakrotnie relegowano go z kolejnych szkół („potajemnie pali cygara, organizuje hazardowe gry w karty i kości, rozprowadza fotografie z kobiecymi aktami”) – brzmiało uzasadnienie wilczego biletu otrzymanego w renomowanym krakowskim Licem Nowodworskiego.
Goetlowie, od 1904 roku mieszkający pod Wawelem, skierowali w końcu niesfornego syna do szkoły dla kadetów. Jednak i tam nie zagrzał długo miejsca. Wreszcie zadomowił się w Szkole Realnej, wydoroślał i, o dziwo, jako prymus zdał maturę.
Lata szkolne to początek wielkiej, trwającej całe życie, fascynacji Goetla Tatrami. Po niespodziewanej i przedwczesnej śmierci ojca jego rodzinie pomagał wuj – Ferdynand Turbiński, właściciel popularnej wśród bohemy kawiarni Pean. Socjeta ogniskowała się tam wokół stolika „Demona” – Stacha Przybyszewskiego – z nieodłącznym kieliszkiem absyntu w dłoni.
Dzięki wujowi i wizytom w tym lokalu Ferdynand Goetel zaznajomił się z atmosferą ówczesnego Krakowa. Poznał Tetmajera, Kasprowicza, Orkana, Malczewskiego. W końcu sam zaczął pisać poezję i malować. Jak na początkującego modernistę przystało, został także zapalonym taternikiem. Podczas wyprawy na Wielką Buczynową Turnię, w której wziął udział, jedna osoba zginęła. Właśnie wtedy zaczął zastanawiać nad stosunkiem człowieka do gór. Doszedł do wniosku, iż właściwie pomiędzy ambitną działalnością twórczą a taternictwem nie ma wielkich różnic. Wspinaczka wysokogórska stanowiła dla niego akt artystyczny.