W listopadzie do księgarń brytyjskich trafił tom Indii Knight „The thrift book: Live well and spend less” (Fig Tree), uczący eleganckiego zaciskania pasa. Przy kasach ustawiły się kolejki. Trend potwierdzają księgarze po obu stronach oceanu – kryzys gospodarczy okazuje się dla niektórych receptą na sukces.
India Knight zastrzega, że nie jest to podręcznik przesadnej oszczędności – „nic tu nie ma o skręcaniu gumek recepturek w piłeczkę dla dzieci” – ani rozprawa na temat purytańskiego stosunku do zakupów (grzeszne z założenia). Chodzi o to, by wszystko mieć pod kontrolą. Wydawca potwierdza: „India pokaże nam, jak prowadzić normalne życie, ograniczając budżet”.Jak? Wracając do tzw. starych wartości: nie trzeba wszystkiego kupować na własność, można pożyczyć. Warto robić przetwory na zimę, domowe dżemy i wypieki, szczególnie gdy mamy sporą rodzinę.
Stara maszyna do szycia bardzo się przyda, kiedy zaczniemy przerabiać ubrania. Ale to przecież nic nowego, powie ktoś. I będzie miał rację, tyle że dla wielu czytelników Indii Knight to prawdziwe odkrycia – mieli dotąd pieniądze, więc kupowali, kupowali i kupowali. Chleb piekli wariaci spod znaku zielonych, wegan, ekologów i zwolenników spiskowej teorii piekarzy. Normalni ludzie szukali go w sklepie, najlepiej prywatnym, prowadzonym przez cwaniaków udających Francuzów.
„Normalnych”, ku mojemu zaskoczeniu, musiało być niemało, skoro książka zajmuje pozycję 101. na liście bestsellerów brytyjskiego Amazon. Wyżej, na 76. miejscu, stoi tom o tytule niczym krótki poemat: „How to feed your whole family a healthy balanced diet, with very little money and hardly any time, even if you have a tiny kitchen, only three saucepans (one with an ill-fitting lid) and no fancy gadgets unless you count the garlic crusher…” (Spring Hill). Autorkę do pisania pchnęły własne doświadczenia: „Jako młoda matka ciągle nie miałam czasu, a w kuchni rzeczywiście brakowało mi wszystkiego”.
Książka zawiera przepisy proste i chyba zapomniane, bo czytelnicy chwalą ją właśnie za ich odgrzebanie – są tak nowe, że nawet notorycznie kapryszące dzieci pałaszują zdrowe i tanie obiadki. „Specjalność zakładu: bułka z masłem” – hasło, jakie zobaczyłem przed wielu laty na drzwiach baru w Świnoujściu, nadawałoby się na reklamową wstążkę. Tyle że książka już żadnej reklamy nie potrzebuje, wydawca nie bez racji spodziewał się, że będzie ona świątecznym hitem księgarskim.