Polska literatura (i szerzej – kultura) nie zwykła kreować bohaterów pokrewnych Supermanowi. Z dwóch podstawowych powodów. Po pierwsze – od wieków masową wyobraźnią Polaków władał bohater typu romantycznego, osoba z krwi i kości, która nie tyle ratuje ludzkość, co zajmuje się doraźnymi sprawami narodowej martyrologii. Po drugie – w czasach, gdy komiksowi (a potem filmowi) superbohaterowie stawali się ulubieńcami mas, nad Wisłą bohaterem kanonicznym był przodownik pracy lub partyjny aparatczyk.
Wydawało się, że coś może się zmienić po 1989 r., gdy zachłysnęliśmy się tym, od czego przez lata byliśmy odcięci – zachodnią kulturą popularną. Jednak na przetransponowanie wzorca superbohatera na grunt polski trzeba było poczekać. Do momentu, gdy generacja, która zaczytywała się komiksami o Batmanie czy Punisherze, dojdzie do głosu i zacznie tworzyć własne historie. Ten czas właśnie nadszedł – oto dwóch przedstawicieli generacji 30-latków wprowadza do swoich powieści superbohaterów. Wzorowanych na amerykańskich odpowiednikach, ale swojskich. Można by powiedzieć – herosów warszawskiego chowu.
[link=http://www.zw.com.pl/artykul/507488_Uratowac_siebie_i_Warszawe_od_zla.html]Czytaj więcej w Życiu Warszawy[/link]
Bohaterem powieści „Zakłady nowego człowieka” Juliusza Strachoty jest Julian Seratowicz, 31-latek pracujący jako tester oprogramowania komputerowego. (...) Gabriel Róziewicz, 18-letni bohater powieści Błażeja Dzikowskiego „Strażnik Parku”, chce z kolei za wszelką cenę walczyć ze złem, jednak nie dysponuje żadną ponadludzką siłą. Jest wątły, zahukany i pełni rolę klasowego pośmiewiska.
Juliusz Strachota