Wiele miejsca poświęca Ścisłowski swej babci, zwolenniczce Romana Dmowskiego, która w powstaniu utraciła męża i mieszkanie w eleganckiej kamienicy przy Flory, gdzie sąsiadowała z Józefem Węgrzynem.
Niezwykle krytycznie oceniała odbudowę miasta. O placu Defilad powiadała: „Od Alej Jerozolimskich do Świętokrzyskiej leżą bezużyteczne całe hektary ziemi, a przecież przed wojną stało ze sto pięknych kamienic. Teraz na pewno będą sadzić tam kartofle albo paść bydło. Natura ciągnie wilka do lasu”.
Miał 14 lat, gdy zgasło słońce epoki. „Pośród praskiego aktywu partyjnego powołano trójki chodzące po domach i pocieszające mieszkańców po tak wielkim ciosie, jaki spotkał obóz postępu i pokoju. – Musicie dzielnie i po proletariacku dać sobie radę z tym nieszczęściem – mówili, zachęcając jednocześnie, aby tak strasznie nie rozpaczano, bo Partia jest z nimi i nie opuści ich w biedzie”. Wyobrażam sobie smutek warszawskiego rodaka z Brzeskiej, Okrzei czy Stalowej po wizycie tak egzotycznego tercetu.
Nie tylko wtedy niekwestionowanym autorytetem był dla Ścisłowskiego prymas. „Nasza siła wywodzi się z polskiej ziemi – mawiał. Późniejsi mędrkowie, tzw. katolicy postępowi, bezpardonowo atakowali prymasa za jego ludowy katolicyzm. Im marzył się katolicyzm otwarty, którego byli i są żarliwymi propagatorami. Możemy zapytać retorycznie, a jaki w Polsce kultywować katolicyzm? Może, dajmy na to, francuski? Odnoszący niebywałe duszpasterskie sukcesy wśród swego ludu?”.
Jako uczeń autor kibicował warszawskiej Polonii. W latach bierutowszczyzny szykanowanej przez władzę ludową w przeciwieństwie do milicyjnej Gwardii oraz Legii – a właściwie CWKS – budującej swoją potęgę pasożytniczym sposobem, to znaczy powołując, niby to do wojska, co bardziej uzdolniony narybek z całego kraju. Inna kwestia, że wielu z tych obiecujących graczy roztrwoniło przy Łazienkowskiej swój talent.
Pewnego razu na stadionie Czarnych Koszul autor oklaskiwał gola strzelonego przez Mariana Łącza, wtedy piłkarza, potem cenionego aktorskiego epizodystę, pamiętnego zwłaszcza z roli inkasenta w „Misiu” Stanisława Barei oraz pasażera na dworcu kolejowym w „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz” tegoż reżysera.