Partyjny tercet egzotyczny

Kiedy dorosnę, to zostanę lotnikiem i zbombarduję Warkę.

Publikacja: 01.10.2010 17:17

Red

Ktoś zapytał:

– A dlaczego Warkę?

– Bo tam chciał mnie pogryźć pies”.

Tak wygląda pierwszy kadr pamięci autora tych skrzących się dowcipem wspomnień obejmujących lata jego dzieciństwa i młodości zwieńczonej dyplomem lekarskim w połowie lat 60. ubiegłego stulecia.

Powyższy dialog miał miejsce w piwnicy na Mokotowie podczas sowieckiego nalotu. Kolejny obrazek pieczołowicie przechowany w pamięciowym archiwum został utrwalony zimą 1945 roku, w okolicach Warki, dokąd rodzina dwojga imion autora trafiła po powstaniu warszawskim: „Widziałem, jak jeden wygnaniec, po oderżnięciu piłą skostniałych od mrozu nóg zabitemu Niemcowi, rozgrzewał je na kuchni, by potem stolarskim świdrem wyciągnąć zawartość podudzi. W ten sposób pozyskał całkiem przyzwoite wojskowe buty z cholewami”.

Wiele miejsca poświęca Ścisłowski swej babci, zwolenniczce Romana Dmowskiego, która w powstaniu utraciła męża i mieszkanie w eleganckiej kamienicy przy Flory, gdzie sąsiadowała z Józefem Węgrzynem.

Niezwykle krytycznie oceniała odbudowę miasta. O placu Defilad powiadała: „Od Alej Jerozolimskich do Świętokrzyskiej leżą bezużyteczne całe hektary ziemi, a przecież przed wojną stało ze sto pięknych kamienic. Teraz na pewno będą sadzić tam kartofle albo paść bydło. Natura ciągnie wilka do lasu”.

Miał 14 lat, gdy zgasło słońce epoki. „Pośród praskiego aktywu partyjnego powołano trójki chodzące po domach i pocieszające mieszkańców po tak wielkim ciosie, jaki spotkał obóz postępu i pokoju. – Musicie dzielnie i po proletariacku dać sobie radę z tym nieszczęściem – mówili, zachęcając jednocześnie, aby tak strasznie nie rozpaczano, bo Partia jest z nimi i nie opuści ich w biedzie”. Wyobrażam sobie smutek warszawskiego rodaka z Brzeskiej, Okrzei czy Stalowej po wizycie tak egzotycznego tercetu.

Nie tylko wtedy niekwestionowanym autorytetem był dla Ścisłowskiego prymas. „Nasza siła wywodzi się z polskiej ziemi – mawiał. Późniejsi mędrkowie, tzw. katolicy postępowi, bezpardonowo atakowali prymasa za jego ludowy katolicyzm. Im marzył się katolicyzm otwarty, którego byli i są żarliwymi propagatorami. Możemy zapytać retorycznie, a jaki w Polsce kultywować katolicyzm? Może, dajmy na to, francuski? Odnoszący niebywałe duszpasterskie sukcesy wśród swego ludu?”.

Jako uczeń autor kibicował warszawskiej Polonii. W latach bierutowszczyzny szykanowanej przez władzę ludową w przeciwieństwie do milicyjnej Gwardii oraz Legii – a właściwie CWKS – budującej swoją potęgę pasożytniczym sposobem, to znaczy powołując, niby to do wojska, co bardziej uzdolniony narybek z całego kraju. Inna kwestia, że wielu z tych obiecujących graczy roztrwoniło przy Łazienkowskiej swój talent.

Pewnego razu na stadionie Czarnych Koszul autor oklaskiwał gola strzelonego przez Mariana Łącza, wtedy piłkarza, potem cenionego aktorskiego epizodystę, pamiętnego zwłaszcza z roli inkasenta w „Misiu” Stanisława Barei oraz pasażera na dworcu kolejowym w „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz” tegoż reżysera.

„Sąsiad nie odrywając wzroku od murawy boiska, tonem nieznoszącym sprzeciwu zwraca się do mnie:

– Musimy to uczcić, łyknie pan sznapsa? Mam też schaboszczaka i korniszonka na ząbek.

Na co ja:

– Dziękuje, nie piję, mam 12 lat.

Dopiero w tym momencie kibic zerka na mnie i wyrokuje:

– Szczeniaku! Jakiego masz ojca, że bez opieki puszcza cię na poważne imprezy sportowe.

– Ja się nie boję, a w Warszawie czuję się jak w domu.

– Co racja to racja, szkoda, że nie mam cukierków”.

Niebawem memuarysta zasilił stołeczne liceum TPD im. Karola Świerczewskiego przy ulicy Parkowej, gdzie uczyło się wielu potomków partyjnej wierchuszki, między innymi córki Ochaba oraz synowie Zambrowskiego.

„Przewodniczącym zarządu szkolnego Związku Młodzieży Polskiej był ortodoksyjny stalinowiec Daniel P.”. Autor, zapewne przez grzeczność, nie ujawnia jego nazwiska. Ten dziennikarz „Polityki” był – co ujawnił przed kilkoma laty Instytut Pamięci Narodowej – zarejestrowany jako TW „John”. O dziwo nie przeszkodziło mu to w III RP piastować funkcji ambasadorskiej, do dziś też komentuje wydarzenia w mediach z TVN 24 na czele.

„Odnoszę wrażenie, że współczesną Polską rządzą politycy, o których Józef Piłsudski zwykł mawiać: »iż co roku zima jest dla nich niespodzianką«” – konkluduje pamiętnikarz i trudno nie przyznać mu racji.

[i]Maciej Maria Ścisłowski „Gawęda o naszej młodości”.

Wydawnictwo Polan, Warszawa 2010[/i]

Ktoś zapytał:

– A dlaczego Warkę?

Pozostało 99% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski