Krakowski dar

Krytyk, kawalerzysta, konspirator. Ile jeszcze twarzy ?Jacka Woźniakowskiego będzie nam dane odkryć?

Publikacja: 07.03.2014 11:47

Jacek Woźniakowski „Pisma wybrane” (tom I – VI), Wydawnictwo Universitas, 2011-2013

Jacek Woźniakowski „Pisma wybrane” (tom I – VI), Wydawnictwo Universitas, 2011-2013

Foto: Plus Minus

Sześć tomów „Pism zebranych" Jacka Woźniakowskiego to 2677 stron. Same indeksy osób w każdym z tych tomów liczą łącznie 69 stron. Wiele z tych tekstów – jak niezmiernie zajmującą rozprawę o różnych wyobrażeniach przyrody w dziejach nowożytnej kultury europejskiej „Góry niewzruszone" z roku 1974 i sporo tekstów z dawnego „Tygodnika Powszechnego" i „Znaku" – czytałem już kiedyś; z radością do nich wracam.

Urodzony w roku 1920, po maturze zdążył ukończyć Szkołę Podchorążych Rezerwy Kawalerii w Grudziądzu. W chwili wybuchu wojny odbywał praktykę w pułku. Zapiski z kampanii wrześniowej zajmują kilkadziesiąt stron tomu szóstego. Na wojnie odniósł ranę oraz został ugryziony w rękę przez konia. Okupację spędził w majątku krewnych, uczestnicząc w konspiracji AK-owskiej i oddając się lekturom. Po wojnie zamieszkał w Krakowie, część czasu spędzając w ocalałej rodzinnej willi Pod Jedlami w Kozińcu koło Zakopanego, zaprojektowanej przez Stanisława Witkiewicza ojca, o którym napisał pracę magisterską u Stanisława Pigonia na UJ.

Od 1945 roku publikował felietony w „Tygodniku Powszechnym". W roku 1948 wszedł do zespołu pisma, zostając sekretarzem redakcji. W Krakowie i Zakopanem przyjaźnił się z malarzami Tadeuszem Brzozowskim i Jerzym Nowosielskim, odwiedzając ich pracownie.

Po zamknięciu w roku 1953 „Tygodnika" za odmowę ogłoszenia lamentu po śmierci Stalina zaczął prowadzić zajęcia z historii sztuki na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Dojeżdżał tam w trudnych warunkach, z Krakowa przez Radom. Cieszyło go „wyraźne zainteresowanie studentów sztuką współczesną. Na uniwersytetach państwowych bardzo trudno było zajmować się nią – socrealizm już wtedy rozwinął swoje brudne skrzydła".

Już w roku 1948 Woźniakowski z niepokojem przytacza opinię, że „przedstawiciele drugiego pokolenia impresjonistów zostają z łatwością przyjęci przez społeczeństwo rozwijającego się kapitalizmu, a ich wykwintne i barwne obrazy zdobią salony mieszczańskie. Obrazy ich, zamiast rzeczywistości ludu francuskiego, wyrażają rzeczywistość mieszczańską narastającego kapitalizmu, dają pogodny, zafałszowany obraz świata, w którym nie ma walk klasowych". Paradoks polega na tym, że słowa te zechciał napisać Władysław Strzemiński, którego dwa lata później usunięto z katedry w Łodzi za nierespektowanie zasad realizmu socjalistycznego. Z rozbawieniem traktował też Woźniakowski gimnastykę umysłową innych autorów, w tym dobrze wykształconego i niepozbawionego dobrego gustu profesora Juliusza Starzyńskiego, który postanowił zostać naczelnym badaczem marksistowskim.

W czasach, gdy nie mógł wyjeżdżać, przygotował W. swój doktorat „O Dzienniku podróży Jana Onufrego Ossolińskiego, czyli gustach podróżnych doby stanisławowskiej", łącząc go z przeglądem 18 innych polskich relacji z podróży z tamtej epoki. Bibliografia w paru językach, przygotowana do tej rozprawy, zajmuje 16 stron druku i może skłonić nas do kolejnego roku lektur.

Po roku 1956 Jacek Woźniakowski zaczyna jeździć i opisywać świat. Poznaje Holandię, Anglię, Irlandię, Włochy, Stany, Kanadę, Skandynawię, Boliwię, Indie. Jeździ jako dziennikarz katolicki („Laik w Rzymie i w Bombaju"), a jako członek Międzynarodowego Stowarzyszenia Historyków Sztuki bierze udział w jego kongresach. Odwiedza muzea i ważne kolekcje prywatne, opisuje ze znajomością rzeczy, architekturę, ale i stosunki społeczne. Dwaj bracia malarza Rodakowskiego byli austriackimi generałami, ich potomstwo rozproszyło się po świecie. Tak podróżnik poznaje swych dalekich krewnych, na ogół pragnących, by się u nich zechciał zatrzymać.

Światowe przygody nie przeszkadzają mu w umysłowej i społecznej aktywności na terenie kraju. Stąd indeks tomu trzeciego należy uzupełnić o jedno nazwisko. Tekst przemówienia, wygłoszonego podczas zebrania Zarządu Głównego Związku Literatów Polskich w Radziejowicach (tom 3, str. 143–150), został spisany z taśmy magnetofonowej bez autoryzacji. Zapis fonetyczny sprawił, że z dwu bardzo różnych postaci uczyniono jedną. Na zebraniu tym pojawił się ówczesny wiceminister kultury Bek Wiesław, który zaczął od pogróżek w celu spacyfikowania niepokornych pisarzy. Woźniakowski, odrzucając insynuacje Beka, którego nazwał uprzejmie panem ministrem, przeszedł do wyliczania szykan cenzury. Wśród nich było skonfiskowanie w miesięczniku „Znak" mowy ministra Józefa Becka wygłoszonej w roku 1939. Osoba przepisująca tekst ograniczyła się do prawdziwego ministra, odsyłając figurę z PZPR do niebytu; ta jednak zasługuje na naszą pamięć i powinna znaleźć się w indeksie.

Te sześć tomów dzięki ministerialnej dotacji kosztuje sto złotych. To prawdziwy dar.

Literatura
Kto wygra drugą turę wyborów: „Kandydat” Jakuba Żulczyka
Literatura
„James” zrobił karierę na świecie. W rzeczywistości zakatowaliby go na śmierć
Literatura
Silesius, czyli poetycka uczta we Wrocławiu. Gwiazdy to Ewa Lipska i Jacek Podsiadło
Literatura
Jakub Żulczyk z premierą „Kandydata”, Szczepan Twardoch z „Nullem”, czyli nie tylko new adult
Literatura
Epitafium dla CK Monarchii: „Niegdysiejsze śniegi” Gregora von Rezzoriego