Reklama
Rozwiń

Zawód przyszłości? Skrzyżowanie Jamesa Bonda i Elona Muska

Firmy i instytucje będą robić wszystko, by nikt niepowołany nie przejął kontroli nad dronami, robotami czy zaawansowanymi narzędziami AI. Kto wie, może eksperci od cyberbezpieczeństwa będą w niedalekiej przyszłości kimś w rodzaju dzisiejszych inspektorów BHP – każda większa firma oraz każdy większy zakład będą musiały mieć kogoś takiego na pokładzie.

Publikacja: 11.07.2025 14:30

Wojna w Ukrainie jest pierwszym dużym konfliktem zbrojnym, w którym tak szeroko wykorzystywane są dr

Wojna w Ukrainie jest pierwszym dużym konfliktem zbrojnym, w którym tak szeroko wykorzystywane są drony. Teraz wszystkie armie świata chcą mieć w swoich szeregach operatorów tych maszyn

Foto: Dmytro Smolienko / NurPhoto via AFP

Fragment książki Mateusza Madejskiego, „AI. Jak się przygotować do rewolucji?”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Znak Horyzont, Kraków 2025

W najbliższych latach powstaną zupełnie nowe profesje, często niewynikające wprost z rewolucji AI – ale sztuczna inteligencja oczywiście będzie miała gigantyczny wpływ na ich rozwój. Gdzie powstaną takie profesje? Najuczciwsza odpowiedź brzmi: nie wiadomo. Organizacja Infuture Institute szacuje, że nawet 65 proc. dzieci urodzonych po 2007 roku będzie pracowało w zawodach, które jeszcze nawet nie istnieją. Tyczy się to zwłaszcza profesji czysto technicznych. „Prognozowanie trendów IT na pięć lat do przodu to nie lada wyzwanie, patrząc na to, co wydarzyło się w kontekście AI w ciągu ostatnich dwóch” – przyznał mi Adrian Wolak z firmy Traffit.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: A poza tym, Sokrates chodził boso

Żołnierze od dronów

Jak opowiadali mi moi rozmówcy, główne czynniki wpływające na tworzenie się nowych zawodów spoza „ścisłego IT” będą zasadniczo dwa – poczucie zagrożenia oraz zmiany klimatyczne. Zacznijmy od poczucia zagrożenia, które można zrozumieć bardzo dosłownie. Sytuacja geopolityczna jest najbardziej napięta od wielu dekad, co ma przełożenie na to, kto jest poszukiwany na rynku pracy. Kraje europejskie, po latach obcinania funduszy na zbrojenia, ostro zwiększają wydatki na swoje armie. Właściwie cały świat się zbroi, bo zapalnych punktów na mapie globu jest coraz więcej. To podbiło rzecz jasna znaczenie koncernów zbrojeniowych – a te szukają nowych pracowników.

Reklama
Reklama

Popyt rośnie natomiast nie tylko na nowe czołgi czy zestawy artyleryjskie. Wojna w Ukrainie jest pierwszym dużym konfliktem zbrojnym, w którym tak szeroko wykorzystywane są drony. Duże militarne statki bezzałogowe były od jakiegoś czasu wykorzystywane przez światowe armie, ale wojna w Ukrainie pokazała, że na froncie sprawdzają się także cywilne drony. Żołnierze dzięki nim zarówno prowadzą działania wywiadowcze, jak i atakują nimi cele. Ukraińcy – choć w pewnym stopniu również Rosjanie – opracowują swoje własne drony, często adaptując na cele wojskowe cywilne maszyny. Drony nie zastąpiły na razie tradycyjnej broni, ale dramatycznie zmieniły zasady prowadzenia wojny. Powstał też nowy rodzaj żołnierza – operator drona FPV. Taki żołnierz często chowa się gdzieś przy linii frontu, nakłada odpowiednie gogle i steruje względnie tanią maszyną, która może być niezwykle skuteczna. Cały wojskowy świat obserwuje wojnę w Ukrainie i się uczy. Efektem jest to, że wszystkie armie świata chcą mieć teraz w swoich szeregach operatorów dronów FPV. Pole walki natomiast czekają kolejne rewolucje. Już teraz armie testują roboty, które będą mogły przejąć część zadań tradycyjnej piechoty. Takie roboty, dziś najczęściej przypominające kształtem psy, też potrzebują swoich operatorów. Umiejętność sterowania tego typu maszynami będzie zatem coraz bardziej pożądana w świecie wojska – i być może niebawem będzie tak istotna, jak wprawa w składaniu i rozkładaniu karabinów maszynowych.

O ile drony w starciach lądowych są mniej lub bardziej wykorzystywane od około dwóch dekad, o tyle względną nowością jest używanie wodnych i podwodnych bezzałogowców. Ukraina świetnie sobie poradziła podczas starcia z Rosją na Morzu Czarnym, choć miała wręcz symboliczną flotę. Pomogło między innymi kreatywne wykorzystywanie bezzałogowców. To wszystko ma konsekwencje – siły zbrojne szukają ekspertów od wodnych dronów, firmy posiadające podwodne kable, platformy wiertnicze czy te obsługujące statki zatrudniają ekspertów od ochrony przed takimi maszynami. „Już teraz przygotowujemy nasze okręty podwodne do starć z morskimi dronami. Choć nie uważam, że podwodne drony zastąpią okręty podwodne w najbliższej przyszłości, takich bezzałogowych maszyn podwodnych będzie z pewnością coraz więcej. Niektóre będą połączone z obecnymi okrętami za pomocą kabli, ale będą też zupełnie autonomiczne podwodne drony” – mówił mi Per-Ola Hedin, główny inżynier w produkującej okręty podwodne firmie Saab Kockums.

Osoby planujące karierę w wojsku powinny to wziąć pod uwagę. Ale bezpieczeństwo nie będzie jedyną istotną kwestią w kontekście wojskowym.

Spece od walki z cyberatakami

Ostatnie lata przyniosły również gigantyczny wzrost różnej maści cyberataków. „Przestępczość w przestrzeni internetowej co roku kosztuje globalną gospodarkę około czterystu czterdziestu pięciu miliardów dolarów” – mówił mi Adam Ajtner z firmy rekrutacyjnej Wyser Executive Search. Cyberataki będą coraz bardziej wyrafinowane, bo narzędzia AI dają cyberprzestępcom coraz większe pole do popisu. A zatem i speców od cyberbezpieczeństwa będzie trzeba coraz więcej. Z drugiej strony wymagania wobec takich specjalistów będą rosły. W odcinku „Znienawidzeni” słynnego serialu „Czarne lustro” z 2016 roku oglądaliśmy małe drony w kształcie pszczół. Roboty te miały pomóc uchronić zagrożony gatunek owadów. Ale ktoś te drony zhakował tak, aby zabijały ludzi. To, co niecałą dekadę temu było dystopijną fikcją, szybko może stać się realnym zagrożeniem. Skoro wkraczamy w erę humanoidalnych robotów i dronów, które będą dostarczały nam paczki z zamówieniami z internetowego sklepu, trzeba zakładać, że takie maszyny będą coraz częstszymi celami cyberataków.

Wojna w Ukrainie pokazała, że śmiercionośne mogą być nawet podstawowe drony, które można kupić w sklepach z elektroniką za 3–4 tysiące złotych. Można więc sobie wyobrazić, jakim zagrożeniem może się potencjalnie stać zespół kilkudziesięciu dronów, które mają za zadanie dostarczać pizzę do jakiegoś podmiejskiego osiedla domków jednorodzinnych. Lub jak niebezpieczny może być zespół kilkunastu humanoidalnych robotów zatrudnionych w jednym magazynie – o ile jakiś przestępca będzie w stanie takie maszyny zhakować. Nie są to wszystko już zresztą wyłącznie hipotetyczne rozważania. W marcu 2025 roku ukraińskie władze informowały, że Rosjanie zaczęli przeprowadzać ataki na miasta i obiekty infrastrukturalne z użyciem „rojów dronów”. Czyli uderzali w konkretny punkt z użyciem dziesiątek takich maszyn. Firmy i instytucje będą robić zatem wszystko, by nikt niepowołany nie przejął kontroli nad dronami, robotami czy zaawansowanymi narzędziami AI. Kto wie, może eksperci od cyberbezpieczeństwa będą w niedalekiej przyszłości kimś w rodzaju dzisiejszych inspektorów BHP – każda większa firma oraz każdy większy zakład będą musiały mieć kogoś takiego na pokładzie. Natomiast najlepsi specjaliści będą zapewne wręcz rozchwytywani przez rządy czy największe światowe korporacje.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Na czym polega ludzka przewaga nad sztuczną inteligencją
Reklama
Reklama

Detektywi AI

Na niższym poziomie będzie także rósł popyt na detektywów AI. W czym rzecz? (...) Jak to świetnie pokazała na prezentacji Joelle Pineau z Mety, sztuczna inteligencja jest w stanie wykreować coraz bardziej wyrafinowane zdjęcia żyrafy – że aż sprawiają one wrażenie prawdziwych. Pewnie niebawem każdy będzie w stanie stworzyć grafikę czy krótki film przedstawiający taką żyrafę jeżdżącą po jego ulicy czy nawet po jego mieszkaniu. Właściwie już teraz takie filmy wyglądają całkiem realistycznie. I może to być całkiem udany żart, gdy taki filmik wyślemy rodzinie czy znajomym.

Możliwości AI nie zawsze natomiast wzbudzają śmiech. Czasem budzą przerażenie. Bo skoro narzędzia sztucznej inteligencji mogą wykreować wizerunek żyrafy na rowerze, nie mają też wielkich problemów ze stworzeniem materiałów przedstawiających męża zdradzającego żonę. Albo polityka przyjmującego łapówkę. Jak więc sprawdzić, czy coś jest tylko kreacją, czy jednak zapisem prawdziwego wydarzenia? Nie będzie to proste, bo też granica pomiędzy prawdziwym kontentem a tym rozszerzonym przez AI jest coraz mniej wyraźna. Dla przykładu – dzisiejsze smartfony pozwalają w kilkadziesiąt czy nawet kilkanaście sekund usunąć jakiś element ze zdjęcia. Mamy zdjęcie z centrum Warszawy, ale nie chcemy, żeby widniał na nim Pałac Kultury i Nauki? Możemy spokojnie Pałac wyciąć, a narzędzie AI sprawi, że stolica bez „daru Stalina” będzie wyglądała naturalnie. Mamy zdjęcie z egzotycznych wakacji, ale jest na nim były partner czy partnerka? I taką osobę możemy w mgnieniu oka wyciąć z fotografii.

Detektywi AI będą musieli znaleźć sposoby, aby móc prześledzić, ile w danej treści jest prawdy, a ile kreacji od sztucznej inteligencji. Co do tego, że problem z wykorzystywaniem treści od AI będzie narastał, mało kto ma wątpliwości. Można to trochę porównać z „epidemią” fake newsów, czyli fałszywych informacji, które miały manipulować opinię publiczną. To zjawisko wynikało wprost z eksplozji popularności mediów społecznościowych w drugiej dekadzie XXI wieku – dały one platformę, na której fake newsy mogły cyrkulować. Reakcją na kolejne fale fałszywych informacji było właśnie powstanie nowej profesji – kogoś w rodzaju „łowcy fake newsów”. Stawali się nimi między innymi dziennikarze, a niektórzy z nich zakładali internetowe serwisy fact-checkingowe, by śledzić pojawiające się w sieci wiadomości i sprawdzać, ile w nich jest prawdy. Przede wszystkim natomiast „łowców fake newsów” zatrudniały serwisy społecznościowe. „Chyba pierwszą wygenerowaną przez AI grafiką, która zyskała wielką popularność, był papież Franciszek w wielkiej, puchowej kurtce. To była wczesna wiosna dwa tysiące dwudziestego trzeciego roku. Wówczas każdy spodziewał się, że podobne fejki będą podbijały internet i trudno będzie odgadnąć, co jest prawdą, a co nie. Tyle że nic takiego się nie zadziało – a przynajmniej nie na bardzo dużą skalę. Wydaje się, że czołowe serwisy społecznościowe jednak odrobiły lekcję z fake newsów i teraz ich algorytmy po prostu nie pozwalają zdobyć przesadnie dużej popularności takim treściom” – opowiadał mi doświadczony menedżer z branży social media. Choć wiele się zmienia, a filmy przedstawiające na przykład fałszywe wizerunki gwiazd w niekomfortowych sytuacjach stają się coraz popularniejsze w sieci.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: AI myśli lepiej od nas, ale w jednym nie zastąpi człowieka

„Co, jeśli pojawi się sfałszowane nagranie, w którym polityk wypowie wojnę innemu krajowi? Czy jesteśmy gotowi na walkę z takimi fake’ami? Albo – aby posłużyć się znacznie mniej drastycznym przykładem – co, jeśli zaczną krążyć fałszywe informacje, że duża sieć handlowa rozdaje za darmo swoje pluszaki w konkretnym sklepie i o konkretnej porze? Wraz z rozwojem algorytmów prawdopodobieństwo występowania takich przypadków będzie rosnąć” – dodał mój rozmówca. Takie zagrożenie będzie zawsze realne, a „łowcy fake newsów” będą musieli nie tyle je śledzić, ile wręcz wychwytywać w czasie rzeczywistym. Bo czasem każda minuta krążenia wspomaganego przez AI fake newsa może się wiązać z kolosalnymi zagrożeniami.

Nawet jeśli obecnie wojna z fake newsami wspomaganymi przez AI nie idzie najgorzej, to sztuczna inteligencja niestety zadomowiła się w internetowych oszustwach. Niektóre z nich bywają doprawdy spektakularne. W połowie 2024 roku coś takiego dotknęło międzynarodową firmę designerską Arup, znaną chociażby z opracowania elementów słynnej Opery w Sydney. Jeden z jej pracowników, który był odpowiedzialny za kwestie finansowe, zalogował się na onlinowe spotkanie z ważnymi pracownikami spółki. Zobaczył między innymi dyrektora finansowego Arup i otrzymał instrukcję przelania 25 milionów dolarów z firmowego budżetu na pięć różnych kont – i polecenie wykonał. Tyle że osoby, które pracownik ujrzał na ekranie, nie były prawdziwe. Wszyscy byli tworami sztucznej inteligencji, z dyrektorem finansowym włącznie. Pieniądze się rozpłynęły, a londyński tygodnik „The Economist” nazwał to wydarzenie „jednym z najbardziej kosztownych oszustw tego typu, które kiedykolwiek zostały nagłośnione”. Choć można założyć, że o wielu podobnych zdarzeniach szersza publiczność zwyczajnie nigdy się nie dowiedziała. Mało która firma w końcu chciałaby, żeby świat usłyszał o takiej kompromitacji systemów bezpieczeństwa. „Podobne oszustwa stają się jednak po prostu nową normalnością” – zauważył również „The Economist”.

Reklama
Reklama

„Początki popularności internetu to era hakerów i wirusów, które naprawdę zbierały żniwa na początku lat dwutysięcznych. Nie miejmy więc wielkich złudzeń – czasy rozkwitu AI przynoszą nam erę deep fake’ów” – opowiadał mi pracownik dużej korporacji, odpowiedzialny za bezpieczeństwo systemów informatycznych. Internetowi hakerzy, którzy uprzykrzali życie użytkownikom sieci przeszło dwie dekady temu, byli jednak przestępcami zupełnie innego typu niż współcześni eksperci od deep fake’ów. Dawni hakerzy działali zwykle w pojedynkę, czasem w małych grupach. Przede wszystkim natomiast wówczas nie było twardej granicy pomiędzy „poszukiwaczem przygód”, aktywistą a cyberprzestępcą. Hakerzy sprzed dwóch dekad byli nierzadko nastolatkami, którzy zafascynowali się internetem i chcieli zobaczyć, czy ze swojego domowego komputera mogą zhakować strony najważniejszych światowych instytucji. Albo zainfekować wirusami komputery na całym globie. Czasem robili to, by popisać się przed innymi hakerami, czasem, by przetestować swoje możliwości lub – rzadziej – nagłośnić jakiś temat polityczny. I owszem, nierzadko zdarzali się rasowi cyberprzestępcy, którzy wyłudzali dane czy szantażowali firmy. Nie było natomiast tak, że dla wszystkich hakerów motywacja finansowa była najistotniejsza. To zmieniło się diametralnie, a świat internetowej przestępczości mocno się sprofesjonalizował. Współcześnie wyrafinowane internetowe oszustwa często – by nie powiedzieć zazwyczaj – są dziełem zorganizowanych grup, które niezwykle trudno namierzyć. Dysponują one bowiem nowoczesnymi narzędziami i – co nie jest wielką tajemnicą – często są mniej lub bardziej powiązane z reżimami. Ślady takich ataków prowadzą zwykle do służb rosyjskich czy północnokoreańskich.

Powiązania te rzecz jasna trudno do końca udowodnić czy nawet uchwycić. Wydaje się natomiast, że dyktatury, wspierając takie ataki, mogą upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Z jednej strony ataki powodują chaos, zamieszanie i poczucie niepewności w krajach Zachodu. Z drugiej – takie działania są też po prostu źródłem pieniędzy dla reżimów. Zapobieganie atakom hakerów staje się więc większym wyzwaniem – i zarazem ambitniejszą profesją. „To coraz trudniejsza robota. By być w niej naprawdę dobrym, trzeba być skrzyżowaniem Jamesa Bonda i Elona Muska” – mówił mi pół żartem, pół serio menedżer z branży IT. Biorąc natomiast pod uwagę skalę cyberzagrożeń i szkody, które mogą w przyszłości powodować, można założyć, że nie tylko tak genialne osoby będą się w stanie odnaleźć w zawodach związanych z bezpieczeństwem w sieci.

Czytaj więcej

Kogo zwolni sztuczna inteligencja? Jedna kluczowa kompetencja pracownika przyszłości

Zarobić na ekologii

Nieco trudniej wskazać, jakie nowe profesje może wykreować kryzys klimatyczny, który ma się pogłębiać w nadchodzących dekadach – można natomiast nieco tu pospekulować. Wrócę do wspomnianego odcinka „Znienawidzeni” serialu „Czarne lustro”. Tam pszczoły-drony były wykorzystywane do zapylania gatunku, któremu groziło wyginięcie. Od premiery odcinka minęła niemal dekada, ale ciągle pozostaje to oddaloną od rzeczywistości wizją. Nietrudno natomiast wyobrazić sobie, że robotyka będzie szła właśnie w tym kierunku – co by znaczyło, że wielkie możliwości otworzą się przed biologami z kompetencjami technologicznymi.

Ale zejdźmy nieco na ziemię. Obecnie większość dużych firm właśnie ekologią próbuje wytłumaczyć inwestycje w nowoczesne technologie. Na przykład zrobotyzowanie fabryki oznacza zwykle bardzo dużą oszczędność energii – i korporacje rzecz jasna lubią to podkreślać. Ktoś może powiedzieć, że to greenwashing, czyli próba przekierowania kłopotliwych dla firm tematów poprzez skupienie uwagi na ekologii. Trudno powiedzieć, jak często są to słuszne zarzuty – na pewno natomiast firmom łatwiej mówić, jak bardzo inwestycja w AI czy roboty przysłuży się środowisku, niż o tym, ilu ludzi może stracić przez nią pracę. Na pewno natomiast poszukiwani będą specjaliści od wykorzystywania sztucznej inteligencji w celach ekologicznych. Potrzebna im będzie wiedza technologiczna, umiejętność dostrzeżenia wyzwań ekologicznych, ale też zdolność do odpowiedniego sprzedania projektów. Na przykład podczas otwarcia „robotycznego” magazynu firmy DHL w Gorzowie Wielkopolskim (…) menedżer firmy Paweł Gierszewski kazał gościom spojrzeć na gigantyczną bryłę nowego magazynu. Potem pokazał na telebimie grafikę przedstawiającą toster i liczbę 8. Następnie wyjaśnił, że ten wielki magazyn zużywa tyle energii, co osiem domowych tosterów. Zrobiło to na gościach wrażenie. „Z wdrażaniem ekologicznych rozwiązań są dwa zasadnicze problemy. Po pierwsze, firmy nie wiedzą, jak mogą na tym zyskać w krótkim terminie, a po drugie – ludzie nie pojmują, czemu mają się godzić na te wszystkie wyrzeczenia” – opowiadał mi jeden z menedżerów dużej firmy produkcyjnej.

Reklama
Reklama

Fragment książki Mateusza Madejskiego, „AI. Jak się przygotować do rewolucji?”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Znak Horyzont, Kraków 2025

W najbliższych latach powstaną zupełnie nowe profesje, często niewynikające wprost z rewolucji AI – ale sztuczna inteligencja oczywiście będzie miała gigantyczny wpływ na ich rozwój. Gdzie powstaną takie profesje? Najuczciwsza odpowiedź brzmi: nie wiadomo. Organizacja Infuture Institute szacuje, że nawet 65 proc. dzieci urodzonych po 2007 roku będzie pracowało w zawodach, które jeszcze nawet nie istnieją. Tyczy się to zwłaszcza profesji czysto technicznych. „Prognozowanie trendów IT na pięć lat do przodu to nie lada wyzwanie, patrząc na to, co wydarzyło się w kontekście AI w ciągu ostatnich dwóch” – przyznał mi Adrian Wolak z firmy Traffit.

Pozostało jeszcze 96% artykułu
1 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Plus Minus
„Kształt rzeczy przyszłych”: Następne 150 lat
Materiał Promocyjny
25 lat działań na rzecz zrównoważonego rozwoju
Plus Minus
„RoadCraft”: Spełnić dziecięce marzenia o koparce
Plus Minus
„Jurassic World: Odrodzenie”: Siódma wersja dinozaurów
Plus Minus
„Elio”: Samotność wśród gwiazd
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa” poleca. Rafał Lisowski: Dla oddechu czytam komiksy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama