Reklama
Rozwiń

Jan Maciejewski: Na czym polega ludzka przewaga nad sztuczną inteligencją

AI nigdzie nie musi wracać. Tu ją stworzono, tu jest jej dom. Nigdy sobie nie przypomni, że zapomniała. I nie pozna, czym jest poruszenie ducha, sztuka, ekstaza.

Publikacja: 04.07.2025 14:00

Jan Maciejewski: Na czym polega ludzka przewaga nad sztuczną inteligencją

Foto: Adobe Stock

Bez tego głodu można żyć. Nie jest jak ten, który z czasem odbiera siły i świadomość, niezaspokojony staje się główną treścią życia, niemal fizycznie obecnym, nieodłącznym demonem stróżem, podkładającym nogę i mącącym myśli. Nie, ten akurat głód z czasem zanika – jak pragnienie zapalenia papierosa albo skorzystania z innej używki. Nigdy do końca, ale zasadniczo usuwa się w cień. Wychyla z niego tylko nos w chwili jakiegoś życiowego przesilenia, chwili domagającej się uczczenia przez oddanie się dawno zapomnianej przyjemności. Albo też tworzącej dla niego alibi. Głód ten daje więc znać o swoim istnieniu, kiedy coś poszło nie tak, jak powinno. Jest echem każdej nieciągłości. Można bez niego żyć – pod wieloma względami jest to życie nawet dużo prostsze, bardziej higieniczne i racjonalne; tak samo jak w przypadku nałogu. I podobnie oznacza to też zamknięcie drogi prowadzącej do odmiennych stanów świadomości.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Podniesione kotwice

„Zapomnieliśmy kim właściwie jesteśmy. Na pewnych poziomach życia zapominamy nawet o tym, żeśmy zapomnieli: i to jest nasz zdrowy rozsądek, nasza logiczność, praktyczność, pozytywność. Od czasu do czasu tylko przypominamy sobie, żeśmy zapomnieli: i to jest poruszenie ducha, sztuka, ekstaza” – pisał kiedyś Wacław Borowy o tym właśnie rodzaju głodu, który mam na myśli. Pragnieniu pewnej treści tak intensywnym, jak gdyby była ona substancją. Żądaniu wysuwanym przez organizm jak przez organizację terrorystyczną. To przeczucie, które bierze w posiadanie nasze ciało i myśli, nasz rozsądek i naszą logiczność – rzuca je związane do ciemnego kąta i grozi, że nie wypuści, dopóki nie spełnimy jego warunków: nie przypomnimy sobie, żeśmy zapomnieli. I jak każdy terrorysta na dłuższą metę okazuje się bezradny, jeśli nie przystępuje się z nim do pertraktacji. Wcześniej czy później wypuszcza zakładników i ucieka w wysokie góry. Życie wraca wtedy do normy, odzyskuje równy rytm i porządek urządzony według zaleceń zmysłu praktycznego. Nienasycony głód słabnie, odstępuje, znika. Z powrotem zapominamy, kim właściwie jesteśmy.

Największa chwała człowieka, najbardziej nieusuwalne ze źródeł jego godności bierze się z tego, czego nie ma.

Obywatelem na wygnaniu, obalonym monarchą, ujemnym milionerem, wydziedziczonym spadkobiercą. Największa chwała człowieka, najbardziej nieusuwalne ze źródeł jego godności bierze się z tego, czego nie ma. Co kiedyś stracił i do czego może – choć nie musi – zatęsknić. „Może, choć nie musi” – najkrótsza definicja człowieka. Tego czegoś, co wyróżnia go spośród wszystkich innych stworzeń. I też tego czegoś, co może (choć rzecz jasna, nie musi) objawić się w ludzkiej twórczości.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Taki już los przypadł Francji - akuszerki każdej z rewolucji

Przypominania. Wyrywania z mroków niepamięci utraconego dawno temu skarbu. Nie ma żadnej mapy ani skrzyni, jest tylko kopalnia złota. Kilof, łopata, upał, pot i raz na jakiś czas – rzadziej niż częściej – wyrwany ziemi i kamieniom samorodek. Ułamek ułamka dawno utraconej wiedzy, odebranej tożsamości. Ma się do tego, co przepadło, jak ziarnko piasku do pustyni. Ale czy od tego spadnie gorączka przypominania? Może, choć nie musi.

Jeśli na czymś polega ludzka przewaga nad sztuczną inteligencją, jakaś twierdza, z której nas ona nigdy nie wyprze – to jest ona zbudowana z tego potu i krwi. Z tych kamieni, z których trzeba długo i z mozołem wydzierać skrawki utraconej wiedzy. Na tym, że my jesteśmy wygnani, a ona – stworzona. Dlatego jest jej tu tak dobrze i tak sprawnie działa. Nie męczy się, wypluwa z siebie doskonałe twory kultury z prędkością i celnością karabinu maszynowego. Stoi na tym, z tego korzysta, co już tutaj zostało stworzone. Nie przejdzie jej nigdy przez myśl (choćby tysiąc razy wpisywać w nią odpowiednie formuły), że o czymś zapomniała. I nigdy, przenigdy nie będzie w stanie choćby spróbować sobie przypomnieć, kim jest naprawdę. Bo jest tylko tym, czym jest. Nie ma żadnego królestwa, z którego ją wygnano, żadnego straconego skarbu. Musi wszystko, co tylko może.

Nigdzie nie musi wracać. Tu ją stworzono i tu jest jej dom. Nigdy sobie nie przypomni, że zapomniała. I nie pozna, czym jest poruszenie ducha, sztuka, ekstaza.

Bez tego głodu można żyć. Nie jest jak ten, który z czasem odbiera siły i świadomość, niezaspokojony staje się główną treścią życia, niemal fizycznie obecnym, nieodłącznym demonem stróżem, podkładającym nogę i mącącym myśli. Nie, ten akurat głód z czasem zanika – jak pragnienie zapalenia papierosa albo skorzystania z innej używki. Nigdy do końca, ale zasadniczo usuwa się w cień. Wychyla z niego tylko nos w chwili jakiegoś życiowego przesilenia, chwili domagającej się uczczenia przez oddanie się dawno zapomnianej przyjemności. Albo też tworzącej dla niego alibi. Głód ten daje więc znać o swoim istnieniu, kiedy coś poszło nie tak, jak powinno. Jest echem każdej nieciągłości. Można bez niego żyć – pod wieloma względami jest to życie nawet dużo prostsze, bardziej higieniczne i racjonalne; tak samo jak w przypadku nałogu. I podobnie oznacza to też zamknięcie drogi prowadzącej do odmiennych stanów świadomości.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
„Brzydka siostra”: Uroda wykuta młotkiem
Plus Minus
„Super Boss Monster”: Kto wybudował te wszystkie lochy
Plus Minus
„W głowie zabójcy”: Po nitce do kłębka
Plus Minus
„Trinity. Historia bomby, która zmieniła losy świata”: Droga do bomby A
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa” poleca. Marek Węcowski: Strzemiona Indiany Jonesa