Bez tego głodu można żyć. Nie jest jak ten, który z czasem odbiera siły i świadomość, niezaspokojony staje się główną treścią życia, niemal fizycznie obecnym, nieodłącznym demonem stróżem, podkładającym nogę i mącącym myśli. Nie, ten akurat głód z czasem zanika – jak pragnienie zapalenia papierosa albo skorzystania z innej używki. Nigdy do końca, ale zasadniczo usuwa się w cień. Wychyla z niego tylko nos w chwili jakiegoś życiowego przesilenia, chwili domagającej się uczczenia przez oddanie się dawno zapomnianej przyjemności. Albo też tworzącej dla niego alibi. Głód ten daje więc znać o swoim istnieniu, kiedy coś poszło nie tak, jak powinno. Jest echem każdej nieciągłości. Można bez niego żyć – pod wieloma względami jest to życie nawet dużo prostsze, bardziej higieniczne i racjonalne; tak samo jak w przypadku nałogu. I podobnie oznacza to też zamknięcie drogi prowadzącej do odmiennych stanów świadomości.
Czytaj więcej
Z czegoś innego są zbudowani – jakby byli książką o tej samej okładce, ale innej treści. Będzie c...
„Zapomnieliśmy kim właściwie jesteśmy. Na pewnych poziomach życia zapominamy nawet o tym, żeśmy zapomnieli: i to jest nasz zdrowy rozsądek, nasza logiczność, praktyczność, pozytywność. Od czasu do czasu tylko przypominamy sobie, żeśmy zapomnieli: i to jest poruszenie ducha, sztuka, ekstaza” – pisał kiedyś Wacław Borowy o tym właśnie rodzaju głodu, który mam na myśli. Pragnieniu pewnej treści tak intensywnym, jak gdyby była ona substancją. Żądaniu wysuwanym przez organizm jak przez organizację terrorystyczną. To przeczucie, które bierze w posiadanie nasze ciało i myśli, nasz rozsądek i naszą logiczność – rzuca je związane do ciemnego kąta i grozi, że nie wypuści, dopóki nie spełnimy jego warunków: nie przypomnimy sobie, żeśmy zapomnieli. I jak każdy terrorysta na dłuższą metę okazuje się bezradny, jeśli nie przystępuje się z nim do pertraktacji. Wcześniej czy później wypuszcza zakładników i ucieka w wysokie góry. Życie wraca wtedy do normy, odzyskuje równy rytm i porządek urządzony według zaleceń zmysłu praktycznego. Nienasycony głód słabnie, odstępuje, znika. Z powrotem zapominamy, kim właściwie jesteśmy.
Największa chwała człowieka, najbardziej nieusuwalne ze źródeł jego godności bierze się z tego, czego nie ma.
Obywatelem na wygnaniu, obalonym monarchą, ujemnym milionerem, wydziedziczonym spadkobiercą. Największa chwała człowieka, najbardziej nieusuwalne ze źródeł jego godności bierze się z tego, czego nie ma. Co kiedyś stracił i do czego może – choć nie musi – zatęsknić. „Może, choć nie musi” – najkrótsza definicja człowieka. Tego czegoś, co wyróżnia go spośród wszystkich innych stworzeń. I też tego czegoś, co może (choć rzecz jasna, nie musi) objawić się w ludzkiej twórczości.