Reklama
Rozwiń

Jan Maciejewski: A poza tym, Sokrates chodził boso

AI jest dla ludzkiej twórczości wielką szansą, okazją na nowe otwarcie. Trochę w duchu biblijnego potopu.

Publikacja: 11.07.2025 14:00

Jan Maciejewski: A poza tym, Sokrates chodził boso

Foto: Adobe Stock

Sokrates chodził boso. I nawet jeśli już tu o tym kiedyś wspominałem, to brak obuwia na nogach odkrywcy duszy jest tego rodzaju faktem, o którym należy przypominać z kartagińską częstotliwością. „A poza tym pamiętajmy, że Sokrates chodził boso”. Mało tego: chodził bez przerwy. „Państwo”, dialog, do którego przypisem lub polemiką z nim jest większość zachodniej filozofii, zaczyna się od wyliczenia dystansu, który Ateńczyk właśnie przebył piechotą. A na początku „Fajdrosa” Sokrates chłodzi gołe, znużone marszem stopy w strumieniu. Od tego wszystko się zaczyna, jak budowla od fundamentów, tak myślenie od chodzenia. Najlepiej boso.

Od czucia. Rozgrzanej słońcem drogi albo chłodnej, porannej rosy. Od ukłucia ostrych kamieni i kojącego skórę chłodu rzeki. Dusza i umysł w ciele, które się nie rusza, są jak w więzieniu. Zaczynają się szarpać, kręcić w kółko, a wreszcie – popadać w odrętwienie.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Na czym polega ludzka przewaga nad sztuczną inteligencją

Bose stopy Sokratesa przypomniały mi się kilka dni temu, kiedy przeczytałem apel amerykańskich pisarzy skierowany do wielkich domów wydawniczych, w których domagają się oni gwarancji, że te nie będą publikowały książek napisanych przez sztuczną inteligencję. Ten list otwarty był jak przyznanie się do winy. Bo przecież AI jest w stanie zastąpić ludzi tylko w tych obszarach, w których oni sami już poddali się „auto-automatyzacji”. Dlatego pomagają nam boty konsultanci czy dzwonią do nas sztuczni telemarketerzy – bo tak przewidywalne, powtarzalne i gotowe formuły mogą równie dobrze wyrzucać z siebie ludzie, co maszyny.

Sztuczna inteligencja, będąc bezcielesna, musi być jednocześnie bezduszna. A to sprawia, że chcąc stanąć z nią do starcia (a to czeka nas tak czy inaczej), trzeba odzyskać obie te sfery, oba sposoby doświadczania rzeczywistości, obie przestrzenie. 

Reklama
Reklama

Rosnąć może – i robi to w coraz szybszym tempie – stopień wysublimowania tej automatyzacji. Ale podstawowa reguła nie może się zmienić. To zawsze będzie pasjans, równanie, zabawa schematami, partia szachów, gdzie zamiast figur występować będą trendy i toposy. I teraz, panowie autorzy, przyznajcie się bez bicia – czy nie na tym polega często wasza praca? Na mieszaniu bez końca w garze wypełnionym gotowcami. Strach przed narzędziem, które będzie w stanie robić to samo szybciej i sprawniej – przed automatycznym superchochlo-mikserem – nie działa na waszą korzyść. W rzeczywistości ekspansja AI jest dla ludzkiej twórczości wielką szansą, okazją na nowe otwarcie. Zgoda, trochę w duchu biblijnego potopu, który oczyszcza, zmiatając z powierzchni ziemi, ale może czasami tak trzeba.

Sztuczna inteligencja, będąc bezcielesna, musi być jednocześnie bezduszna. A to sprawia, że chcąc stanąć z nią do starcia (a to czeka nas tak czy inaczej), trzeba odzyskać obie te sfery, oba sposoby doświadczania rzeczywistości, obie przestrzenie. Ciało i dusza, natura i umysł. Dokonać tego można – i do tego są nam właśnie potrzebne gołe stopy Sokratesa – tylko równocześnie. Wschodnia duchowość leży – z punktu widzenia nadchodzącego potopu sztucznej inteligencji – na terenach zalewowych. Bo jeśli świat jest złudzeniem, to co za różnica, czy doświadczamy takiej czy innej iluzji? I jeżeli najwyższy punkt duchowej wspinaczki oznacza rozpłynięcie się w nicości, to po co, w imię czego opierać się sile, która może szybciej i skuteczniej doprowadzać do „zaniku ja”?

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: AI myśli lepiej od nas, ale w jednym nie zastąpi człowieka

Przyroda, z całą jej wybujałą nieprzewidywalnością, niepoddająca się żadnej optymalizacji i prognozom, posiada jednocześnie własny, cudownie regularny rytm. W miejsce schematu oferuje los. I jako takiej wyszła jej na spotkanie, w postaci bosego Sokratesa, europejska dusza. Będąca nie tym, co w nas najgłębiej ukryte, ale najszersze. Nieskończona przestrzeń, dzikie pola ducha, gdzie wiatr naprawdę może wiać kędy chce. Myślenie zaczęło się od czucia. Poruszenie duszy od ukłucia w gołą stopę. I od tamtej pory tych dwóch rzeczywistości nijak nie da się od siebie oddzielić. Kiedy jedną uznawano za złudzenie, los drugiej pozostawał już tylko kwestią czasu.

A wszystkim czującym na plecach gorący oddech rozgrzanych do czerwoności serwerów majtający nogami w strumieniu Sokrates przypomina: „Dawniej ludzie nie byli tacy mądrzy, jak wy, młodzi, w prostocie ducha umieli i dębu, i głazu posłuchać, byleby tylko prawdę mówił”.

Sokrates chodził boso. I nawet jeśli już tu o tym kiedyś wspominałem, to brak obuwia na nogach odkrywcy duszy jest tego rodzaju faktem, o którym należy przypominać z kartagińską częstotliwością. „A poza tym pamiętajmy, że Sokrates chodził boso”. Mało tego: chodził bez przerwy. „Państwo”, dialog, do którego przypisem lub polemiką z nim jest większość zachodniej filozofii, zaczyna się od wyliczenia dystansu, który Ateńczyk właśnie przebył piechotą. A na początku „Fajdrosa” Sokrates chłodzi gołe, znużone marszem stopy w strumieniu. Od tego wszystko się zaczyna, jak budowla od fundamentów, tak myślenie od chodzenia. Najlepiej boso.

Pozostało jeszcze 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Plus Minus
„Kształt rzeczy przyszłych”: Następne 150 lat
Materiał Promocyjny
25 lat działań na rzecz zrównoważonego rozwoju
Plus Minus
„RoadCraft”: Spełnić dziecięce marzenia o koparce
Plus Minus
„Jurassic World: Odrodzenie”: Siódma wersja dinozaurów
Plus Minus
„Elio”: Samotność wśród gwiazd
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa” poleca. Rafał Lisowski: Dla oddechu czytam komiksy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama