Sam przebieg wojny gorzej odpowiada rzeczywistości: Polacy wykonali „atak gazowy” na Berlin, ale ich wojska lądowe zostały odparte. W wizji Wellsa w Europie każdy bił się z każdym, tylko Francja z Anglią i Rosja rozumnie trzymały się na uboczu. Dużo pisze Wells o gazowaniu wrogów, bombach gazowych etc., co świadczy, że nie rozumiał specyfiki tego typu broni, zależnej od pogody i wiatru. W prawdziwej II wojnie nikt jej właściwie nie użył.
Wbrew tytułowi „Kształt rzeczy przyszłych” nie zajmuje się szerzej wynalazkami. Tę część pracy autor wykonał wcześniej, zadziwiając rezultatami w „Wizjach przyszłości”, „Wojnie w przestworzach” i „Świecie wyzwolonym”. Obecnie wydana książka wbrew zapewnieniu wydawcy nie jest powieścią, lecz obszernym traktatem historiozoficznym o zabarwieniu futurologicznym. Samej futurologii mamy tu względnie mało, choć rzecz pisana jest jakoby pod koniec XXI w. i zarys dziejów na następne 150 lat został podany. Po prostu Wells wyraził swe poglądy na funkcjonowanie ludzkości w skali całej planety; dał dobre rady, jak wychodząc od wszechpotężnego kryzysu i upadku cywilizacji po wojnie 1940 r., dojść do przemian, które sprawią, że staniemy się niby aniołowie. Nie bez powodu krytycy umieszczają „Kształt rzeczy przyszłych” między utopiami. Rzecz jasna wizje przyszłości Wellsa poprzedza analiza tego, co było. Książka sprawia wrażenie, jakby lata 30. XX wieku były ważnym progiem w rozwoju cywilizacji, a wynikło to tylko z faktu, że Wells akurat wtedy pisał swą książkę i pamiętał na świeżo wydarzenia bieżące. Oczywiście na przeszłości nie zostawia suchej nitki, nic mu się nie podoba, może z wyjątkiem kierunku rozwoju, jaki obrała Rosja sowiecka. Przez wynurzenia autora „Wojny światów” przebija zdumienie, jak można było wszystko tak spartolić i doprowadzić świat do upadku.
Czytaj więcej
Wyprawy łupieżcze, gospodarka oparta na niewolnictwie, sztuka budowania 30-metrowych drewnianych...
Remedium na bolączki cywilizacji Wells ma jedno: państwo światowe. Do powołania go musiało dojść w wyniku rozwoju edukacji, współodczuwania itp. Niestety, wywody te absolutnie nie przekonują. Na co komu państwo światowe, w którym językiem urzędowym będzie uproszczony angielski – jeszcze za życia Wellsa działała Liga Narodów, a jej indolencję odziedziczyła ONZ. Kwestii do centralnej decyzji zapewne by nie brakło, ale i dziś widać, ile zabiegów wymaga dogadanie się w gronie choćby 26 członków UE.
Wzorem, który przyświecał Wellsowi podczas snucia tych mało przekonujących dywagacji, był system wprowadzony przez bolszewików. „Po 1917 r. w Rosji pojawiło się coś głębszego i większego. Partia. To był pomysł Lenina. (…) Wiele nowoczesnych aspektów wczesnego ruchu bolszewików wartych jest uwagi.”. Czy Wells miał na myśli mordowanie przeciwników politycznych, procesy pokazowe albo zbrojne tłumienie buntów, skoro wprowadzanie nowego ładu światowego wymaga u niego przymusu? Niby więc z jednej strony olśniewające rozwiązanie plag trapiących ludzkość, z drugiej presja wobec opornych. Skoro wzorem ma być wczesna Rosja sowiecka, czarno się robi przed oczami. Książka jest przy tym dość marnie napisana i w czytaniu zwyczajnie nudna. Skoków jakościowych w rodzaju komputeryzacji czy efektu cieplarnianego Wells nie przewidział. Polaków zwyczajnie nie lubi, w przeciwieństwie do Niemców i Lenina. Na szczęście od 1933 r. upłynęło prawie 100 lat, zaznaliśmy przyszłości organoleptycznie, a mając pod dostatkiem realnych problemów nie musimy przejmować się urojonymi.