Uniwersytet obrywa na naszym podwórku zasadniczo z dwóch stron, choć źródło tych krytyk jest de facto jedno. Raz na jakiś czas powraca sprawa opłat za studia. Niech nauka na wyższych uczelniach będzie płatna, skoro wielu wybiera takie kierunki, po których nie ma co liczyć na dobrze płatną posadę. Jak się czymś interesują i chcą pogłębiać wiedzę, to nie ma problemu, ale niech ponoszą koszty, społeczeństwo nie ma obowiązku płacić za ich fanaberie. Ten pierwszy wątek pojawia się z godną podziwu regularnością. Obecnie jednak króluje inny, gdzie, uśredniając, podkreśla się to, że trzeba troszczyć się tylko o te gałęzie nauki, które przyniosą pożytek gospodarce. To jest w końcu najważniejsze – ekonomia, zarabianie pieniędzy, z tego bierze się dobrobyt i przyszłość mlekiem i miodem płynąca. Tylko technika, nauki przyrodnicze, takie, które opierają się na faktach oraz rzeczach mierzalnych, weryfikowalnych i podlegających empirycznemu sprawdzeniu. Twarda, prawdziwa nauka, a nie jakieś humanistyczne pitu-pitu, ględzenie o tekstach czy interpretacjach.