Cédric Klapisch
Pana filmy zawsze były mocno osadzone we współczesności. Co sprawiło, że w „Pewnego razu w Paryżu” cofnął się pan do przełomu XIX i XX wieku?
Od dawna tęskniłem za kinem historycznym. Uwielbiam stare zdjęcia Paryża, mam ogromny szacunek dla czasu, który przeszedł. A poza tym bardzo mnie zawsze pociągał kostium. Pierwszy krótki film, który zrealizowałem „Ce qui me meut” toczył się w Paryżu pod koniec XIX wieku. Jego bohaterem był wybitny francuski naukowiec – fizjolog a jednocześnie pionier fotografii – Etienne-Jules Marey. Pamiętam, że było to wyjątkowe doświadczenie, zwłaszcza dla młodego człowieka, który od dzieciństwa kochał fotografowanie. Wróciłem wtedy ze Stanów Zjednoczonych, gdzie uczyłem się w nowojorskiej Tisch School of Arts. Pracowałem, kręcąc reklamówki i „Ce qui me meut” było doświadczeniem, które nagle przeniosło mnie do innego świata. To wspomnienie zawsze we mnie tkwiło.
Odtwarzanie dawnego świata jest przygodą intelektualną?
A wie pani, że tak. Wbrew pozorom kino historyczne zostawia większe pole dla inwencji twórcy niż realistyczny obraz współczesny. Zachwycają mnie filmy takie jak „Amadeusz” Milosa Formana czy „Barry Lyndon” Stanleya Kubricka, bo pozwalają zagłębić się w innej rzeczywistości, niejako współtworzyć ją w swojej wyobraźni. Tęskniłem za podobnym doświadczeniem, a przełom XIX i XX wieku wydawał mi się czasem, do którego warto wrócić. Od lat zbierałem ikonografię z tamtego okresu, m.in. dziesiątki albumów fotograficznych, opisów literackich. Spędzałem długie godziny w muzeach, czytałem prace historyków. Chciałem opowiedzieć o czasie, gdy rodził się we Francji impresjonizm, gdy rozwój fotografii uwolnił malarzy od replikowania rzeczywistości.
Ale odszedł pan od klasycznego filmu historycznego, łącząc go ze współczesnością.
W „Pewnego razu w Paryżu” duża grupa ludzi, nie zawsze się nawet znających, dziedziczy stary, opuszczony od lat dom. Czwórka z nich jedzie do Normandii i tam odkrywa dawną rodzinną historię. W filmie przeszłość – młoda dziewczyna z prowincji, która u progu XX wieku jedzie do Paryża, by odnaleźć matkę i współczesność, czyli historia jej przyszłych spadkobierców mają takie samo znaczenie.
Szukając inspiracji, razem z moim współscenarzystą Santiago Amigoreną, pojechaliśmy do Normandii. Szukaliśmy zachowanych tam śladów starego świata. Dość szybko jednak zorientowaliśmy się, że naprawdę ciekawe staje się porównanie dwóch okresów historii. Żyjąc w wiecznym pędzie zapominamy, jaki skok zrobiła cywilizacja w ciągu ostatniego półtora wieku. Jak bardzo zmieniły się świat i nasze codzienne życie. Pod każdym względem. Dzisiaj dużo się mówi o #metoo, wyzwalaniu się i równouprawnieniu kobiet. Słusznie. Ale czy zdajemy sobie sprawę, jakie zmiany mamy za sobą? Pod koniec XIX wieku we Francji tylko 60 proc. kobiet umiało czytać i pisać. Na prowincji wyglądało to jeszcze gorzej, a żyło tam wówczas 80 proc. populacji. Dzisiaj jest odwrotnie – tylko 20 proc. Francuzów mieszka na wsi, a 80 proc. w miastach. I to kolejna wielka zmiana.