Ateneum wystawi wyłącznie polskie sztuki. Wśród nich adaptacje „Chamowa” Mirona Białoszewskiego i „Lalki” Bolesława Prusa
W tym morzu pochwał jednego mi trochę brakowało: klasyki. Oczywiście, jeśli Ateneum wystawił dopiero co „Matkę” Witkacego w wersji Anny Augustynowicz, to już jest repertuar klasyczny. Zarazem Tyszkiewicz tłumaczy, że nie ma miejsca ani pieniędzy na tej nie za wielkiej scenie choćby na wielki repertuar romantyczny. Ale gdzie Szekspir, gdzie Czechow, pytam.
Namiastką takiego repertuaru był jeden z najoryginalniejszych spektakli ostatnich lat. Mikołaj Grabowski przerobił na spójną teatralną historię pamiętnik autentycznego polskiego zesłańca z lat 30. wieku XIX – Konstantego Wolickiego. Konstrukcja pomysłowych, nieraz zabawnych skeczy nie powinna zaciemniać zasadniczej wymowy. „Zesłanie” to z jednej strony polskie „Listy z Rosji” de Custine’a, przeraźliwa wiwisekcja rosyjskiej duszy i rosyjskiego systemu rządzenia, a z drugiej strony uniwersalny tekst o zachowaniu przez człowieka godności w najbardziej niekomfortowych sytuacjach. Ze znakomitymi rolami, w tym wybijającą się Łukasza Lewandowskiego.
Gdy o klasykę dopytuję, słyszę, że w czasie swojej kolejnej kadencji dyrektor chętnie postawi na „Wesele” Wyspiańskiego. To dla każdego zespołu aktorskiego sprawdzian, czy jest kompletny. Ten z pewnością jest. Bardziej konkretnie brzmi zapowiedź wystawienia „Mewy” Czechowa, z Agatą Kuleszą. Byłaby to wspaniała klamra w stosunku do inscenizacji tej sztuki, jakiej dokonał w 1978 r. Warmiński. Tam Arkadinę zagrała jego żona, wielka aktorka Aleksandra Śląska.
No i następuje w tym momencie najciekawsze: ujawnienie repertuaru na najbliższy sezon. Ma być złożony wyłącznie z polskich utworów. Wojciech Urbański chce tu wystawić współczesną polską sztukę „Grupa krwi” Anny Wakulik. O czym to jest? Tyszkiewicz: – To opowieść o czwórce osób spotykających się po śmierci właściciela dworku szlacheckiego. Generalnie o tym, jak bardzo pochodzenie determinuje nasze życie. I o tym, co mamy w genach. Kim są współcześni Polacy.
Mikołaj Grabowski zamierza adaptować „Chamowo” Mirona Białoszewskiego, co jest krokiem odważnym, zważywszy, że to autor trochę zapomniany i niełatwy do przełożenia na język teatru. Następny sezon zamknie klasyczna sztuka Witolda Gombrowicza „Iwona, księżniczka Burgunda” ujmująca międzyludzkie relacje w konwencji okrutnej groteski. W roli tytułowej wystąpi Karolina Charkiewicz, młoda aktorka pozyskana z Teatru Dramatycznego. Zachwyciła już widownię Ateneum w sztuce „Mój syn chodzi, tylko trochę wolniej”.
Największą petardą może się jednak okazać adaptacja „Lalki” Bolesława Prusa – to skądinąd jest klasyka pełną gębą. Temat stał się wręcz palący z powodu dwóch zapowiadanych adaptacji filmowych. Także z powodu zapowiedzi filmowca Pawła Maślony, że dokona dla Netfliksa reinterpretacji powieści w duchu feministycznym, zmieniając postać Izabeli Łęckiej.
Dla Ateneum adaptację pisze Konrad Hetel, reżyserii podjął się Piotr Ratajczak. Wokulskiego zagra Grzegorz Damięcki, Łęcką – Zofia Domalik, Rzeckiego – Janusz Łagodziński. – To smaczne, że zagramy to na Powiślu, gdzie Wokulski schodził jakby w dół, do krainy biedy i występku. Chcę podkreślić jedno: umówiłem się z obydwoma panami, że to naprawdę będzie tekst Bolesława Prusa – to zapowiedź Tyszkiewicza.
Czyli co będzie w nim najważniejsze, pytam. – Chyba konfrontacja romantyzmu i pozytywizmu. To jest do pewnego stopnia konfrontacja postaw także współczesnych. Padnie pytanie o definicję patriotyzmu – odpowiada dyrektor.
Czy będzie podjęta próba rewizji relacji między Wokulskim i Łęcką? Tekst jeszcze nie powstał. Kolejne teatralne adaptacje „Lalki” z reguły tego nie czyniły. Zaczekamy więc na tę z zapartym tchem. Bo to także część kontrowersji ideowych, jakie wzbudza literatura. I pytań o granice reinterpretowania klasyki.
Łukasz Lewandowski opuścił Teatr Dramatyczny Moniki Strzępki, dołączył do takich gwiazd Ateneum jak Agata Kulesza. Ma też przyjść Dawid Ogrodnik
Gdy do tego dodać koncert kolęd i piosenek świątecznych w okolicy Bożego Narodzenia, można stwierdzić, że Ateneum sięga po rozmaite swoje tradycje, także teatru muzycznego. Na dokładkę do zespołu ma dołączyć w następnym sezonie Dawid Ogrodnik. Tak jak wcześniej Łukasz Simlat, porzuci on tym samym status aktora wyłącznie filmowego. Kilka lat temu Ateneum opuścił dla takiej kariery grający tu świetne role Marcin Dorociński. Trwa za to w Ateneum inna gwiazda kina Agata Kulesza, choć ciężko jej godzić nieustanne plany zdjęciowe z teatralną rutyną.
Artur Tyszkiewicz ma rację, ten teatr stoi wspaniałym zespołem. Tak było zawsze: to był teatr Jacka Woszczerowicza, Jana Świderskiego, Aleksandry Śląskiej, Romana Wilhelmiego, Jerzego Kamasa czy Ignacego Machowskiego. Wraz z Gustawem Holoubkiem przyszli z kolei na ulicę Jaracza Magda Zawadzka i Piotr Fronczewski. On grał tu jeszcze całkiem niedawno. Ona zachwyca swoją niespożytą energią do dziś.
Od początku ich teatralnej drogi są tu obecne znakomite, wybitnie wszechstronne Maria Ciunelis czy Dorota Nowakowska. Wiele lat zachwycają na tej scenie Marian Opania, Krzysztof Tyniec, Krzysztof Gosztyła, Marzena Trybała czy Grzegorz Damięcki. Kreacje Przemysława Bluszcza, Bartłomieja Nowosielskiego, Wojciecha Brzezińskiego, Olgi Sarzyńskiej, Pauliny Gałązki, Magdy Schejbal, Ewy Telegi czy Emilii Komarnickiej już zdążyły przejść do historii teatru. A doganiają ich najmłodsi: Jakub Pruski, Jan Wieteska, Paweł Gasztold-Wierzbicki czy Karolina Charkiewicz.
Dochodzą też najświeższe nabytki, choćby kilka razy wymieniony przeze mnie Łukasz Lewandowski. To symboliczne: on, podobnie zresztą jak Karolina Charkiewicz, opuścił Teatr Dramatyczny po przejęciu go przez Monikę Strzępkę. Eksperymenty tworzące na różnych scenach przestrzeń dla performatywnych zabaw i improwizacji przetykanych ideologiczną publicystyką udają się czasem lepiej, czasem gorzej. Przeciwwagą dla nich powinny być teatry korzystające z solidnej podbudowy w postaci literatury. Ateneum, teatr, który częściej pyta niż udziela odpowiedzi, jest właśnie taki. Oklaski!r