Hassliebe: to nieprzetłumaczalne na polski słowo najlepiej oddaje stosunek Niemców do swojego najwybitniejszego pisarza. Grass naprawdę wywołuje w swoich rodakach „miłościonienawiść". Koronnym dowodem niech będzie okładka, na której „papież niemieckiej krytyki literackiej" Marcel Reich-Ranicki drze książkę „Rozległe pole". Zdjęcie bynajmniej nie ukazało się w bulwarowym „Bildzie", tylko w szanowanym „Der Spiegel", bodaj najważniejszym niemieckim piśmie opinii. I wcale nie chodziło o to, że Grass obraził znanego recenzenta czy kogokolwiek innego. Po prostu Reichowi-Ranickiemu nie spodobała się powieść i w związku z tym nie miał skrupułów, by podrzeć ją na okładce „Spiegla" (zdjęcie było co prawda fotomontażem, ale krytyk nie miał nic przeciwko temu).
A reakcje na Nobla? Otóż proszę sobie wyobrazić, że rodacy wcale nie padli przed pisarzem na kolana, jak przy takich okazjach dzieje się w Polsce. „Die Welt" nazwał na przykład decyzję szwedzkich akademików „epokową pomyłką". Ceniony krytyk Hellmuth Karasek stwierdził, że jest Grass autorem jednej książki, opinie zaś, że od „Blaszanego bębenka" pisze coraz gorzej, były wcale częste. Za to z Polski przyjmował twórca trylogii gdańskiej (poza „Bębenkiem" tworzą ją „Kot i mysz" oraz „Psie lata") wyłącznie hołdy. Zresztą jednym z nich jest wydana właśnie „Guenter Grass. Biografia" Norberta Honszy. Profesor wrocławskiej germanistyki nie ukrywa, że jest wielbicielem twórczości swojego bohatera i że łączą ich więzy przyjaźni. Ma to jednak tę wadę, że wszystkie, nawet najbardziej uzasadnione wątpliwości, tłumaczy na korzyść oskarżonego. Co najbardziej kuriozalnie wypada we wstępie poświęconym służbie Grassa w oddziałach Waffen SS.
Mundurek pacyfisty
Bomba wybuchła tuż przed wydaniem autobiografii gdańskiego pisarza „Przy obieraniu cebuli". Po ponad 60 latach Grass przyznał się w niej, że zgłosił się na wojnę na ochotnika i że służył wtedy w oddziałach Waffen SS, uznawanych za zbrodnicze i odpowiedzialnych m.in. za masowe mordy na Żydach oraz ludności cywilnej w czasie powstania warszawskiego. Te ostatnie wydarzenia miały miejsce właśnie wtedy, gdy Grass zaciągnął się do wojska.
Sam pisarz tłumaczy się z tego epizodu w miarę logicznie, twierdząc, że nie miał wtedy pojęcia, czym naprawdę zajmują się oddziały Waffen SS i że do wstąpienia do nich zachęciło go, iż żołnierzy tych formacji otaczała legenda wyjątkowego męstwa. Twierdzi, że jako nastolatek (miał wtedy 17 lat) tylko się szkolił i że nie oddał ani jednego strzału. Z dokumentów nie wynika też, aby miał coś na sumieniu, choć należy zastrzec od razu, że w papierach z czasów wojny zazwyczaj są poważne luki.
Jednak nawet przyjmując najbardziej korzystną dla Grassa interpretację tych wydarzeń, trudno przejść nad tą sprawą do porządku dziennego, tak jak to robi Norbert Honsza. Problem nie polega na tym, że pisarz służył w wojsku, podziwiał Hitlera i wierzył w nazizm, bo to samo robiły miliony jego rodaków. Chodzi jednak o to, że autor „Blaszanego bębenka" uważany za autorytet i chętnie przyjmujący tę rolę wiele razy wzywał Niemców do rozliczenia z przeszłością, tymczasem sam posługiwał się taktyką drobnych kłamstw i przemilczeń. Dlaczego? Zdaje się, że najbliższy prawdy jest wspomniany wcześniej krytyk Hellmuth Karasek. Grass bał się, że to mu zamknie drogę do Nobla. A był przekonany, że kiedyś dostanie najważniejszą nagrodę w świecie literatury. Zresztą nawet tak przychylny mu biograf pisze, między wierszami, że jest człowiekiem próżnym i że ciężko przeżył fakt wyróżnienia przez Akademię Szwedzką Heinricha Boella w roku 1972. Już wtedy uważał się za najwybitniejszego niemieckiego pisarza. Zresztą co do tego akurat miał rację.
Wracając do autobiografii i ujawnienia przez pisarza służby w Waffen SS: również w Polsce ów fakt wywołał burzę. Wbrew temu, co pisze Honsza, nie tylko Jacek Kurski, w owym czasie poseł PiS, zażądał od Grassa, by zrzekł się honorowego obywatelstwa Gdańska. W podobnym duchu wypowiadał się też Lech Wałęsa, który jednak swoim zwyczajem szybko zmienił zdanie. W pierwszym rozdziale biografii widzimy zdjęcie prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza prezentującego wyniki sondażu przeprowadzonego wśród mieszkańców grodu nad Motławą, spośród których ponad 70 procent było za tym, by pisarz pozostał honorowym obywatelem rodzinnego miasta. Zapewne uznali, że zasługi Grassa są znacznie większe niż jego wojenne przewiny, z czym, mimo wszystko, można się zgodzić. To autor „Blaszanego bębenka" wykreował literacki mit Gdańska i pomógł jego współczesnym mieszkańcom odkryć przeszłość miasta oraz oswoić się z nią. Gdyby nie jego arcydzieło, byliby dziś w zupełnie innym miejscu.