Tomasz Majewski o ME: Wielu młodych dostaje szansę

Dwukrotny złoty medalista olimpijski przed mistrzostwami Europy: to tylko przystanek na drodze do Tokio.

Aktualizacja: 01.08.2018 22:57 Publikacja: 01.08.2018 19:32

Tomasz Majewski o ME: Wielu młodych dostaje szansę

Foto: Fotorzepa, Dominik Pisarek

Rzeczpospolita: Czemu tak duża polska reprezentacja jedzie do Berlina?

Tomasz Majewski, wiceprezes PZLA: Od dawna chcieliśmy, by reprezentacja była jak największa, dlatego minima kwalifikacyjne były niskie. Do Berlina jest blisko, wyjazd jest względnie tani, pragnęliśmy, by szansę startu dostało wielu młodych oraz tych, którym zawsze do minimów trochę brakowało i z tego powodu narzekali. Może to będzie dobry impuls do rozwoju. Następne mistrzostwa w Paryżu będą bardziej oddalone i droższe.

Myślałem, że to z konieczności obrony pierwszego miejsca w Europie, zdobytego dwa lata temu w Amsterdamie...

To chyba wiadomo! No dobrze, powiedzmy poważnie: jest dobrze, ale dla nas najważniejsze pozostają igrzyska w Tokio, po drodze są mistrzostwa świata, więc mistrzostwa Europy traktujemy raczej jako kolejny etap przygotowań.

Czy widoczny od paru lat wzrost medalowej wydajności polskiej lekkoatletyki to efekt stawiania na wybrane konkurencje i cichej rezygnacji z tych, w których nie mamy szans?

To jest proces, który po części postępuje sam. Pomaga profesjonalizacja sportu. W pewnym aspekcie pomogła nam także dyskwalifikacja Rosji. Nawet nie chodzi o samo wygrywanie, tylko o to, że w wybranych konkurencjach można się teraz starać o sukcesy.

Wypada zadać tradycyjnie pytanie: w Berlinie będzie dużo medali?

Tak, ale innych niż w Amsterdamie. Trzeba jasno powiedzieć, że w Niemczech będzie trudniej, choć nadal mamy ludzi, którzy mogą mówić otwarcie, że jadą po zwycięstwo. W męskim młocie nawet dwóch. Więc chciałoby się oczywiście rzec, że znów będzie sześć razy złoto, ale jak zdobędziemy trochę mniej, to nie będzie biedy.

Jak zawsze było trochę emocji przy ustalaniu składu, pretensję miała m.in. pominięta zdolna oszczepniczka Marcelina Witek, związek wyjaśnił, że to z troski o jej zdrowie. Jak to jest z tą troską?

Od tego jesteśmy, by niekiedy powstrzymywać zbyt gorące ambicje. Chodzi o to, żeby zawodnicy mieli długie kariery, zdobywali medale, a nie żeby zobaczyć jeden błysk i nic więcej. Za dużo mieliśmy takich przypadków w przeszłości, korzystamy z tej mądrości.

Michała Haratyka, rekordzistę kraju w pchnięciu kulą, związek obligował ostatnio do poprawy parametrów krwi i zakazywał ćwiczeń, to też normalna procedura?

To nic niezwykłego. Sam miewałem podobne zakazy z powodu złego obrazu krwi. Od tego jest medycyna sportowa, by dbać o te sprawy. Nie możemy wypuszczać ze sportu ludzi chorych. I tak niestety wypuszczamy, bo taka jest cena uprawiania sportu wyczynowego, ale przynajmniej musimy zadbać, by po karierach zachowali względne zdrowie.

Czy 38 mln zł dotacji od Ministerstwa Sportu na zadania PZLA w 2018 roku to dużo czy mało?

Dziękujemy ministerstwu za te dotacje, oznaczają realizację wielu programów. Dużo czy mało? Wystarczy, choć sport wyczynowy staje się coraz droższy.

Zauważył pan efekty ministerialnego programu wsparcia lokalnych klubów sportowych?

Ten i podobne programy dają efekty po latach, jeszcze jest za wcześnie, ale przynajmniej widzimy nowe, egzotyczne dla nas miejsca szkolenia najmłodszych. Mapa takich klubów się zmienia.

Mistrzostwa Europy wciąż mają duży prestiż?

Tak, szczególnie między igrzyskami ludzie na nią czekają. Stadion Olimpijski w Berlinie i niemiecka publiczność też gwarantują udane zawody. Dziewięć lat temu mieliśmy tam bardzo dobre mistrzostwa świata, większość dzisiejszych mistrzów też zna ten stadion, bo co roku odbywa się tam mityng ISTAF z dużą liczbą Polaków. I naszych kibiców będzie sporo.

Czy łączenie pod wspólnym szyldem lekkoatletyki w Berlinie i sześciu innych mistrzostw Europy w Glasgow ma sens?

Nie przekonuje mnie ten pomysł. Chodzi tylko o biznes i zyski komercyjne. Podobnie nie widzę sensu organizacji igrzysk europejskich, w Baku było fatalnie, w Mińsku nie będzie lepiej. Jestem konserwatystą w tym względzie – nie można zapełniać kalendarza kolejnymi imprezami, bo to odbija się na ich jakości. Nie jestem także fanem igrzysk młodzieżowych. IAAF słusznie zrezygnowało z MŚ do lat 18, bo wiele młodzieży nie dawały.

Niektórzy twierdzą, że tylko nowe podejście uratuje lekką atletykę w czasach po Bolcie...

Nowych pomysłów jest dużo, większość się nie udaje. Wszystkie sporty, które stawiały na zdecydowane zmiany zasad – raczej tracą. Pomysł meczów kontynentalnych, np. Europa – Ameryka, też budzi wątpliwości: ktoś musi za to zapłacić i nie jest łatwo ściągnąć do takiego wydarzenia kibiców. W lekkoatletyce znacznie łatwiej kibicuje się reprezentatom kraju niż kontynentu. Wrześniowy Puchar Interkontynentalny w Ostrawie, już ostatni, to też nie jest to. Sukces niedawnego Pucharu Świata w Londynie pokazuje właściwą drogę.

Dobrze, że flagi Rosji nie będzie na mistrzostwach w Berlinie?

Dobrze, bo nadal tam są problemy, skoro 47 osób ucieka z krajowych mistrzostw halowych, gdy dowiaduje się, że przyjechała kontrola antydopingowa. Mamy jasną sytuację, ci, którzy są pod stałą kontrolą, startują w mityngach w barwach neutralnych.

Lekkoatletyka ma wciąż problem ze starymi rekordami z czasów dopingowego wzmożenia. Co by pan z nimi zrobił?

Nie skreślałbym. To jest część naszej historii, może ciemnej, ale historii. Walka z tymi rekordami to jest coś, co ludzi napędza. Może trzeba poczekać sporo lat, ale wierzę, że znajdą się tacy, którzy je pobiją. Wiadomo, że rekord świata w pchnięciu kulą jest brudny, ale nie jest nieosiągalny.

Czy polskiej lekkoatletyce wystarczy do spełnienia ambicji odnowiony stadion w Chorzowie, czy nie powrócić do myśli o lekkoatletycznym centrum w Warszawie?

Mieszkam w Warszawie, jestem prezesem Warszawsko-Mazowieckiego Okręgowego Związku Lekkiej Atletyki, więc chciałbym ładnego stadionu z bieżnią w stolicy, ale rachunek ekonomiczny każe się powstrzymać przed takimi marzeniami. Nasza lekkoatletyka potrzebuje kompaktowego stadionu, na którym będziemy mogli np. zorganizować mistrzostwa Europy. Ale zbudować taki stadion, zorganizować na nim raz na 15 lat imprezę lekkoatletyczną i utrzymać go, to są całkiem różne sprawy.

Na koniec dwa słowa o pańskiej karierze działacza: w kraju idzie panu co najmniej dobrze, co z awansem międzynarodowym?

To jest działanie rozłożone na lata, wymaga wielu cichych, cierpliwych zabiegów, niemal dyplomatycznych. Podejmujemy takie próby i już wiem, że sukcesy na stadionie osiąga się znacznie łatwiej.

—rozmawiał Krzysztof Rawa

Rzeczpospolita: Czemu tak duża polska reprezentacja jedzie do Berlina?

Tomasz Majewski, wiceprezes PZLA: Od dawna chcieliśmy, by reprezentacja była jak największa, dlatego minima kwalifikacyjne były niskie. Do Berlina jest blisko, wyjazd jest względnie tani, pragnęliśmy, by szansę startu dostało wielu młodych oraz tych, którym zawsze do minimów trochę brakowało i z tego powodu narzekali. Może to będzie dobry impuls do rozwoju. Następne mistrzostwa w Paryżu będą bardziej oddalone i droższe.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Lekkoatletyka
Igrzyska na szali. Znamy skład reprezentacji Polski na World Athletics Relays
Lekkoatletyka
Mykolas Alekna pisze historię. Pobił rekord świata z epoki wielkiego koksu
Lekkoatletyka
IO Paryż 2024. Nike z zarzutami o seksizm po prezentacji stroju dla lekkoatletek
Lekkoatletyka
Memoriał Janusza Kusocińskiego otworzy w Polsce sezon olimpijski
Lekkoatletyka
Grozili mu pistoletem i atakowali z maczetami. Russ Cook przebiegł całą Afrykę