Nie rozmawiam przez Internet

Z Drew Barrymore rozmawia Roman Rogowiecki

Publikacja: 19.02.2009 16:56

Nie rozmawiam przez Internet

Foto: BULLS

Red

[b]Rz: Po ponad 30 latach spędzonych w show-biznesie zachowała pani wręcz dziecięcą fascynację światem kina. O swoich nowych filmach zawsze opowiada pani z przejęciem. Skąd ten niesłabnący entuzjazm?[/b]

Po prostu ciągle uwielbiam kino. Uważam, że to niesamowita forma ucieczki od rzeczywistości, a także wspaniała okazja do edukacji. W moim ostatnim filmie „Kobiety pragną bardziej” łatwo dostrzec jego przesłanie. Patrząc na dziewięć głównych postaci, związane z nimi historie miłosne i na to, jak układają się w tym obrazie międzyludzkie relacje, dochodzę do wniosku, że najważniejsza w życiu jest szczerość. Widać, jak ważna jest dla każdego z bohaterów szczera prawda na temat ich związku, którą słyszą z ust prawdziwych przyjaciół. Bo ona liczy się bardziej niż miłe słówka, które tworzą wprawdzie miły nastrój, ale tylko na chwilę.

[b]Którą z par w tym filmie polubiła pani najbardziej?[/b]

Podobały mi się wszystkie historie. Zarówno strach faceta granego przez Bena Afflecka przed małżeństwem z postacią Jennifer Aniston, jak i dylemat postaci Brada Coopera niemogącego wybrać między Jennifer Connelly a Scarlett Johansson. Postać jakże niewinnej i naiwnej Ginnifer Goodwin to także typowa kobieta szukająca miłości. Granie z tak świetną grupą aktorów poczytuję sobie za zaszczyt. Samo zebranie ich razem na jednym planie jest sporym sukcesem. To dzisiaj naprawdę rzadkie, udało się coś nadzwyczajnego. Wydaje mi się, że udało się poruszyć wiele wątków i wszystko dobrze się splata, ale bez typowego dla takich filmów rozwiązania akcji, z którego wynika, że wszyscy bohaterowie się znają. Uważam, że ten film ma idealną tonację, każdy odnajdzie w nim obrazy z własnego życia.

[b]Zgromadzenie tylu gwiazd rzeczywiście musiało być trudne. Jako współproducentka wie pani zapewne, jak to się udało.[/b]

Producentki i scenarzystka miały wyraźną wizję tego filmu. Wiadomo, że zawsze najważniejszy jest scenariusz, bo bez niego nie da się nic zrobić. Każda gwiazda zdecydowała się zagrać w tym filmie ze względu na to, jak został on napisany. Tu nie ma cudów, zadziwiających przypadków czy księcia z bajki. To wszystko mogło się zdarzyć.

[b]Ilu aktorów z obsady znała pani wcześniej?[/b]

Na początku miałam wrażenie, że w różny sposób, ale wszyscy jakoś znali się wcześniej. Okazało się, że się myliłam. Tylko ja znałam każdego z obsady. No cóż, 30 lat w tej branży robi swoje. Nie, przepraszam, 33 lata. Mój Boże, to już tak długo?

[b]O ile wiem, przez kilka lat starała się pani, by ten film powstał. A potem zagrała dość małą rolę – Mary. Dlaczego?[/b]

Po pierwsze, jak już pan wspomniał, jestem współproducentką, więc miałam sporo innych obowiązków. Po drugie kończyłam w tym czasie reżyserować swój pierwszy film „Whip It”. Po trzecie akurat Mary spodobała mi się najbardziej. Podobnie jak ona jestem na bakier z nowymi technologiami. Jeśli facet chce coś mi powiedzieć, musi to zrobić prosto w oczy. Nie uznaję rozmowy przez esemesy czy Internet. Obawiam się ich, bo czasami łatwo się pomylić co do charakteru czy osobowości rozmówcy. Poza tym takie wiadomości zastają ludzi w różnych miejscach i, co gorsza, wymagają natychmiastowej odpowiedzi. To nie dla mnie.

[b]W filmie pani bohaterka romansuje z wokalistą. Pani także uchodzi za kobietę, która ma słabość do muzyków i muzyki. Przy czyich utworach pani bawiła się za młodu?[/b]

O, mój Boże, przy różnych. Na pewno przy The Ramones. Odpowiadały mi punkowoalternatywne zespoły, jak New Order, Joy Division, uwielbiałam The Clash, ale z drugiej strony byłam zakochana w piosenkach Cindy Lauper, Madonny i Prince’a, Wham czy Duran Duran. Non stop słuchałam płyty „Beauty and the Beast” grupy Go Go’s, która mnie powaliła. To były wspaniałe czasy w muzyce, pojawiło się tyle zespołów i piosenek. Choćby The Police – tańczyłam przy nich przed lustrem. Podobnie do Talking Heads. Generalnie spędzałam wtedy na dyskotekach masę czasu. Kupowałam płyty bez przerwy. Lata 80. były na luzie i pełne szczęścia. Brakuje mi tego.

[b]A dziś często można panią spotkać na koncertach rockowych. Czy któryś z nich zapadł pani szczególnie w pamięć?[/b]

Lubię muzykę alternatywną, ale czasami podoba mi się pop, choć znajomi patrzą wtedy na mnie z wyrzutem. Nie wstydzę się własnego gustu bez względu na konsekwencje. Słucham różnych gatunków w zależności od swojego nastroju, taką mam muzyczną filozofię. Niedawno byłam na koncercie grupy The Flaming Lips w Australii. Tańczyłam z nimi na scenie przebrana za wielkiego zwierzaka-futrzaka. Byłam niedźwiedziem z przekrzywioną głową, któremu wypadło oko. Bez przerwy dolewano nam alkoholu, wszędzie pełno confetti, kapitalne światła. W pewnym momencie znalazłam się w czymś na kształt wielkiej bańki mydlanej – to było absolutnie najlepsze przeżycie koncertowe w moim życiu.

[b]A przeżycia na planie filmowym? Pracowała pani np. z Woodym Allenem przy filmie „Wszyscy mówią: kocham cię”...[/b]

On jest najlepszy, byłam nim oczarowana. Zawsze oczekuje od aktorów masy pomysłów i ich realizacji. To onieśmiela, ale im bardziej ktoś się rozkręca, tym bardziej to mu się podoba. Byłam zachwycona, ilekroć mu się coś we mnie podobało.

[b]Podobno niedawno powiedziała pani, że nie wyklucza nakręcenia kolejnej części „Aniołków Charliego”...[/b]

Tak. Odpowiedziałam jednemu z dziennikarzy: „Nie, do cholery”, co – jak rozumiem – oznaczało, że bardzo bym chciała... Nie mam żadnych konkretnych planów związanych z kontynuacją tego filmu. Z drugiej strony – czemu nie? Uwielbiam sam proces powstawania filmu akcji. Chciałabym zagrać w takim filmie, ale na razie zastanawiam się nad tym ze znajomymi.

[b]Często pokazuje się pani także w komediach romantycznych. Ma pani ulubione?[/b]

Bardzo podobają mi się filmy Judda Apetowa, reżysera „40-letniego prawiczka” czy „Wpadki”.

[b]A które z własnych ról wspomina pani najmilej? Która była najciekawsza?[/b]

To pytanie mi się naprawdę podoba. Naprawdę jestem bardzo podniecona rolą w filmie, który dopiero trafi na ekrany i nosi tytuł „Grey Gardens”. Gram tam prawdziwą ikonę świata sztuki i mody – ekscentryczną Edie Beale, kuzynkę Jacqueline Kennedy. Moja bohaterka zawsze ma coś ciekawego do powiedzenia i własne spojrzenie na wszystko. To film kostiumowy i na dodatek gram jej całe życie – od chwili, gdy ma 18 lat, aż do czasu, gdy osiąga 58. Co ciekawe, mając 56 lat, jest dorosłą kobietą, ale ciągle udaje małą dziewczynkę. Tańczy, śpiewa i kocha teatralne gesty, ale tak naprawdę nigdy nie rusza się z domu. To jest najbardziej skomplikowana postać, jaką kiedykolwiek zagrałam. Dodatkowym wyzwaniem było to, że jest postacią autentyczną. Ta rola stanowiła dla mnie naprawdę wielkie wyzwanie.

[b]Dużo się już o tym filmie mówi. Jak pracowało się pani z wielką Jessicą Lange, która gra pani matkę?[/b]

Jest najcudowniejszą kobietą na naszej planecie. To takie piękne, że Little Edie i Big Edie, czyli córka i matka, tak bardzo się kochały. Już na etapie czytania scenariusza wiedziałam, że to będzie niesamowita historia, w stylu „Papierowego księżyca”. Nie mogę się doczekać premiery tego filmu, bo chcę, by wszyscy o nim wiedzieli.

[b]Wygląda na to, że ten rok zapowiada się dla pani bardzo interesująco.[/b]

Mam nadzieję, że taki będzie. Proszę trzymać za mnie kciuki.

[ramka][b]Drew Barrymore[/b]

Pochodzi z rodziny aktorskiej, jej ojcem chrzestnym jest Steven Spielberg. Na ekranie debiutowała, mając… 11 miesięcy – w reklamie karmy dla psów. Jako dwulatka pokazała się w telewizyjnym dramacie „Suddenly Love”, jako czterolatka – w kinowym hicie „Odmienne stany świadomości”. Ale cena popularności, jaką sympatyczna siedmioletnia dziewczynka z Kalifornii zaczęła się cieszyć po udziale w filmie „E.T.”, okazała się zbyt wysoka. Trzy lata później otrzymała nominację do Złotego Globu za „Różnice nie do pogodzenia”, ale w wieku 13 lat była już uzależniona od kokainy. Koszmar bycia dzieckiem gwiazdą opisała we wspomnieniach. Dziś ma 34 lata, na rolę życia ciągle czeka. Polscy widzowie mogli ją oglądać m.in. w „Batman Forever”, „Krzyku”, „Aniołkach Charliego”. 20 lutego do naszych kin wchodzi film „Kobiety pragną bardziej” z jej udziałem.[/ramka]

[b]Rz: Po ponad 30 latach spędzonych w show-biznesie zachowała pani wręcz dziecięcą fascynację światem kina. O swoich nowych filmach zawsze opowiada pani z przejęciem. Skąd ten niesłabnący entuzjazm?[/b]

Po prostu ciągle uwielbiam kino. Uważam, że to niesamowita forma ucieczki od rzeczywistości, a także wspaniała okazja do edukacji. W moim ostatnim filmie „Kobiety pragną bardziej” łatwo dostrzec jego przesłanie. Patrząc na dziewięć głównych postaci, związane z nimi historie miłosne i na to, jak układają się w tym obrazie międzyludzkie relacje, dochodzę do wniosku, że najważniejsza w życiu jest szczerość. Widać, jak ważna jest dla każdego z bohaterów szczera prawda na temat ich związku, którą słyszą z ust prawdziwych przyjaciół. Bo ona liczy się bardziej niż miłe słówka, które tworzą wprawdzie miły nastrój, ale tylko na chwilę.

Pozostało 89% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"